Znaleziono 0 artykułów
30.09.2023

Wieczory panieńskie. Kobiece kręgi wsparcia czy męczący zwyczaj?

30.09.2023
Kadr z filmu „Ostra noc” (Fot. East News)

Wieczory kawalerskie zostały okryte złą sławą. Filmy komediowe przedstawiają je jako imprezy z półnagimi kobietami, morzem alkoholu, często również z pokazami męskich umiejętności tanecznych bądź kabaretowych. Jak bawią się najbliższe przyjaciółki przyszłej panny młodej? Oraz czy wieczór panieński to wydarzenie, które warto organizować?

Magda swoją byłą najlepszą przyjaciółkę, Zuzię, zna od gimnazjum, czyli już dwadzieścia lat. Mówi, że zaprzyjaźniły się od pierwszego wejrzenia. Usiadły razem w ławce i tak już razem zostały. Magda pamięta wspólne wyplatanie filofanów – kolorowych żyłek, z których robiły breloczki i bransoletki, granie na przerwach we flirt towarzyski, pierwsze nocowanki, podczas których opowiadały sobie o złamanych sercach, przystojnych aktorach i próbowały słodkiego likieru z barku rodziców.

Magda: „Przyszły ślub obudził w mojej przyjaciółce bridezillę”

– Trzymałyśmy się blisko, nawet gdy po liceum poszłyśmy w różnych kierunkach – ja zaczęłam studiować medycynę, a ona prawo. Prawo bardzo do niej pasuje, ma bardzo zorganizowany system uczenia się, pracy. To zorganizowanie i pedantyczność sprawiły zresztą, że Zuzia miała w wieku 30 lat ślub, o którym marzy każda dziewczyna. Przepiękny wystrój, pyszne jedzenie, druhny w sukniach pasujących do kwiatów na stołach – Magda, opowiadając, smutnieje i na chwilę zawiesza głos. Właśnie ta historia ślubna, wraz z wyjazdem na wieczór panieński, zepsuła ich relację.

Gdy Zuzia poprosiła Magdę, by ta została jej świadkową, przyjaciółka bardzo się ucieszyła – w końcu lubiła robić niespodzianki, wiedziała, w jaki sposób może sprawić Zuzi przyjemność, i znała dziewczyny, które zostały przez Zuzię wybrane na druhny.

– Zuza poprosiła mnie o świadkowanie osiem miesięcy przed ślubem, więc na przygotowania miałam trochę czasu. Organizowanie weekendowego wyjazdu panieńskiego zaczęłam na około pół roku przed ceremonią. Znalazłam dobry hotel na Mazurach, wymyśliłam motyw przewodni – różowy szampan. W planie miałyśmy masaże, zabiegi, wspólną kolację, a wieczorem – personalizowane gry. Zamówiłam różowe balony, szlafroczki w kolorze szampana, puchate, różowe kapcie dla każdej z nas.

Co poszło nie tak? Początkowo wszystko zapowiadało się dobrze. Dziewczyny z entuzjazmem podeszły do pomocy w organizowaniu wydarzenia, ale tuż przed wyjazdem trzy z nich nagle wycofały się z partycypowania. Tłumaczyły się kłopotami rodzinnymi i finansowymi.

– Nie byłam przygotowana na taką okoliczność. Ze swojej kieszeni i tak dołożyłam prawie tysiąc złotych, a trzy rezygnujące dziewczyny to dodatkowe tysiąc pięćset. Niestety, nie udało mi się z nimi dogadać w sprawie wysłania umówionej kwoty, a nie należę też do bardzo asertywnych osób, więc zapożyczyłam się u rodziców, żeby móc dopłacić brakującą kwotę.

To i tak okazało się nie największym problemem. Kilkanaście dni przed planowanym panieńskim relacja Zuzi i Magdy przechodziła kryzys.

– Zuzia była zestresowana ślubem i zaczęła przekładać ten stres na mnie. Sama przechodziłam wtedy kryzys, rozstałam się z chłopakiem, miałam ciężki okres w pracy, ale czułam, że na moje emocje nie ma w naszej przyjaźni miejsca. Latałam za Zuzą, ogarniając formalności, welony, buty, torebki. Nagle w moją przyjaciółkę wstąpił demon organizacji ślubu – zaczęła zachowywać się, jakby nic poza jej perfekcyjnie dopracowanym weselem nie miało znaczenia.

Kulminacja nastąpiła podczas wyjazdu na Mazury, drugiego dnia. Pięknie przygotowane wydarzenie nie załagodziło kiełkującego między dziewczynami konfliktu. Magda po wypiciu prawie całej butelki prosecco wyrzuciła z siebie wszystkie żale. W nie najlepszej formie.

– Po nawrzeszczeniu na Zuzię i wygarnięciu jej wszystkiego, o czym myślałam, zaryczana zadzwoniłam po mojego przyjaciela. Przyjechał jeszcze tej samej nocy na Mazury. Spakowałam się i wróciłam do domu. Co było dalej? Cóż, świadkowałam na ślubie, który był tydzień po tej awanturze. Z Zuzią zamieniłam może kilka zdań. Starała się być w jak najmniejszym kontakcie ze mną.

Magda żałuje swoich gorzkich słów, ale wie też, że wynikały one z zaniedbania relacji przez Zuzię. Nadal liczy na to, że – gdy emocje opadną – będą mogły spotkać się, porozmawiać i wrócić do przyjaźni.

Kadr z filmu „Ostra noc” (Fot. East News)

Laura: „Wieczory panieńskie to trochę jak spotkania czarownic”

Ma 27 lat i wygląda jak nowoczesna hipiska. Długie, piękne włosy opadają ciężkimi falami na plecy zdobione tatuażami. Nosi kolorową, długą sukienkę i sandały. Emanuje spokojem. – Panieński mojej przyjaciółki, Klary, wspominam jako jedną z najprzyjemniejszych nocy w życiu. Było całkowicie na luzie, bez spięć, burzliwych dyskusji, balonów w kształcie penisów.

Z Klarą znają się od kilku lat. Ich pierwsze spotkanie Laura wspomina magicznie: jakby wiedziała, że właśnie poznała bratnią duszę. Na imprezie, w tłumie ludzi, odnalazły się wzajemnie i od tamtej pory spędzały ze sobą coraz więcej czasu. Połączył ich styl życia – obie rzuciły pracę w korporacjach i zaczęły zajmować się gorzej płatnymi zajęciami – Laura – nauką jogi, Klara – pomaganiem zwierzakom w schronisku i pracą nad własną fundacją. Raz na jakiś czas wyjeżdżały na festiwale muzyczne, wyjazdy jogowe. Mają nawet za sobą wspólne doświadczenie próbowania ayahuaski.

– Klara jest wyluzowaną dziewczyną, swojego partnera poznała na wyjeździe trekkingowym w górach. Od razu polubiłam Piotrka – jest fajnym, normalnym chłopakiem. Zależało mu na ślubie, a Klara chciała mieć fajną imprezę i świętować nowy etap w gronie najbliższych, więc dość szybko podjęli decyzję o małżeństwie.

Laura odnalazła się w roli świadkowej z łatwością – lubi organizować wydarzenia. Wiedziała też, że jej przyjaciółce nie zależy na wielkim, drogim wyjeździe, więc zarezerwowała miejscówkę pod Warszawą, kupiła dużo wegańskiego jedzenia, piwa zero procent, trochę alkoholu i zaprosiła kilka najbliższych Klarze dziewczyn.

– Z atrakcji był tylko grill i wspólne wyplatanie wianków z polnych kwiatów. Jedna z dziewczyn wzięła gitarę, więc trochę pośpiewałyśmy i każda z nas powiedziała Klarze kilka zdań o tym, dlaczego jest dla nas wyjątkowa. Niebo było przejrzyste, widać było gwiazdy. Wszystkie czułyśmy się wspaniale. Stworzyłyśmy piękny, kobiecy krąg, w którym mogłyśmy rozmawiać o wszystkim. Siedziałyśmy tak do rana. Wróciłyśmy do domów wzmocnione i pełne dobrej energii. O to w tym wszystkim chyba chodzi, prawda?

Agnieszka: „Dobrze, że wieczór panieński jest zazwyczaj tylko raz w życiu”

Agnieszka swój panieński wspomina jako koszmar. Jest trzydziestoletnią prawniczką, ślub brała ponad rok temu. Poprzedzający go wieczór panieński sprawił, że na moment zwątpiła w swoje bliskie koleżanki i przyjaciółki.

– Jestem abstynentką. Mój tata miał problem alkoholowy, więc kilka lat temu postanowiłam całkowicie odstawić alkohol, który zniszczył moją rodzinę. Nie chciałam powielać schematów.

Myślałam, że moje przyjaciółki, a zwłaszcza świadkowa, będą wiedziały, że wolałabym, aby na moim wieczorze panieńskim alkoholu po prostu nie było – mówi. Ale był. I to w dużych ilościach. Prosecco, wino, wódka, domowe nalewki. Osiem zaproszonych do domku pod Lublinem dziewczyn pierwszą butelkę otworzyło prawie od razu po wejściu do weekendowego lokum. – Chyba motywem przewodnim wyjazdu były penisy, seks i alkohol. Wszędzie były przywieszone, niby dla śmiechu, elementy dekoracji w kształcie penisów, każda gra, w którą grałyśmy, miała podtekst seksualny. Początkowo mnie to bawiło, ale potem zaczęło po prostu nużyć i żenować. Zwłaszcza że dziewczyny po alkoholu coraz bardziej się rozkręcały, zdradzając bardzo intymne elementy swojego życia. Nie wiem, czy zdecydowałyby się powiedzieć to wszystko na trzeźwo.

Agnieszka koło pierwszej w nocy była zmęczona i chciała iść spać, jednak nie było to takie proste – pijane dziewczyny rozkręciły głośno muzykę, śpiewały i nie do końca przyjmowały do wiadomości, że najważniejsza w tym towarzystwie osoba nie ma ochoty uczestniczyć w imprezie. – Gdy jedna z moich koleżanek zaczęła namawiać mnie do picia, nie wytrzymałam i podniosłam na nią głos. Ta popłakała się, więc kierowana wyrzutami sumienia zaczęłam z nią rozmawiać i pocieszać ją. Na własnym panieńskim spędziłam prawie godzinę, pocieszając znajomą, która wcześniej próbowała wmuszać we mnie wódkę.

Jak skończył się ten wieczór? Nie za wesoło. Gdy skończył się wesoły nastrój – jedna z dziewczyn zaczęła płakać i wydzwaniać do swojego byłego, a inna głośno wymiotować w jedynej znajdującej się w domku łazience. – Never ever. „Kac Vegas” w podlublińskiej wsi to rozrywki nie dla mnie.

Aleksandra Pakieła
Proszę czekać..
Zamknij