Gdy wchodzimy do sklepu – stacjonarnego i internetowego – musimy podjąć decyzję, czy przeglądamy rzeczy z działu męskiego, czy damskiego. A co by było, gdyby moda wreszcie porzuciła binarny podział? Coraz więcej marek wprowadza uniseksowe kolekcje, a platformy zakupowe przedstawiają ofertę w inkluzywny sposób.
Zdjęcie okładkowe grudniowego wydania „Vogue’a” z Harrym Stylesem w sukni Gucci wywołało międzynarodową sensację. O sesji wykonanej przez Tylera Mitchella mówili nawet politycy – Alexandria Ocasio-Cortez stwierdziła, że Styles wyglądał „bombowo”. Dyskusja pokazała czarno na białym problem, z którym boryka się świat mody, a w zasadzie cały świat: binarność płciową.
Zacznijmy od tego, co oczywiste: kawałek materiału, tkaniny czy element garderoby nie ma płci. Ale od kiedy istnieje moda rozumiana jako skodyfikowany system sezonów, pokazów mody i trendów, opiera się na założeniu, że płeć jest binarna. Każdy aspekt tego systemu jest postrzegany poprzez idee klasyfikowane jako moda męska i damska: uniwersytety, tygodnie mody, sklepy, strony e-commerce, zarządy agencji modelek, a nawet kierownictwo kreatywne marek podlegają podziałowi według płci. Wiele osób w przemyśle modowym zaczyna naprawiać ten pęknięty na pół system, a reszta musi zadać sobie pytanie, jak możemy reprezentować całe spektrum płci w bardziej inkluzywny sposób.
Stereotypowe zakupy
Podobne artykuły Trendy przyszłości: Płynność płciowa, ekologia i wspólnotaBasia CzyżewskaOd najmłodszych lat jesteśmy definiowani przez to, co nosimy. Już na początku zakupów wymaga się od nas przypisania sobie jednej z dwóch płci: męskiej lub damskiej. W sklepach stacjonarnych ubrania damskie i męskie znajdują się w osobnych przestrzeniach, często na oddzielnych piętrach lub nawet w różnych budynkach. Dzieje się tak też w sieci, gdzie wiele najbardziej popularnych stron e-commerce dzieli ofertę. – Zdajemy sobie sprawę, że styl może być płynny i zmienny – jednego dnia można w większym stopniu identyfikować się z kobiecością i chcieć ją wyrażać niż innego – mówi Brigitte Chartrand, wiceprezeska działu mody damskiej sklepu Ssense. – Ale wiemy też, że obecnie przeciętna klientka czy klient, pomimo rosnącej w społeczeństwie świadomości na temat tożsamości genderowej, nadal kupują ubrania według pewnego mentalnego modelu. Innymi słowy, gdy szukasz czegoś w naszym asortymencie 50 tyięcy ubrań i 600 marek, łatwiej jest sklasyfikować rzeczy jako modę damską i męską, bo zgadza się to z myśleniem klienta i z tym, jak porusza się on po sklepach.
Dla kogo taki system jest prostszy? – Zakupy online są frustrujące, bo prawie każdy sprzedawca organizuje ofertę w binarny sposób – mówi William Defebaugh, niebinarny/-a założyciel/-ka „Atmos”, czasopisma poświęconego zmianom klimatu i problemom środowiskowym. – To tak zniechęcające, że nawet nie wchodzę do sklepu.
Dla kogoś takiego jak Defebaugh, kto stara się kupować produkty zrównoważone lub używane, znalezienie odpowiedniej rzeczy w internecie okazuje się nawet trudniejsze. – Znalezienie ubrań produkowanych w zgodzie z zasadami zrównoważonego rozwoju i jednocześnie nieprzypisanych do płci jest niemal niemożliwe – mówi, zauważając, że The RealReal jest stroną, na której wyszukiwanie odbywa się bez określenia płci.
Szkocki projektant Charles Jeffrey posługuje się prostą analogią: – To trochę jak z publicznymi toaletami. Możesz wejść na stronę internetową podzieloną na część damską i męską, gdzie musisz się zastanowić: „O Boże, do którego sklepu mam wejść?”.
Jeffrey jest absolwentem studiów licencjackich na Central Saint Martins. Markę Charles Jeffrey Loverboy założył w ramach Fashion East. Branża nadaje mu etykietę projektanta queerowego, co wynika z tego, że w spódnice, kilty i suknie ubiera modeli i modelki każdej płci. – Jestem queerowym projektantem i osobą queer, ale etykietka została mi narzucona. Jako właściciel marki musiałem się zastanowić, jak wprowadzić produkty do sklepów lub zasugerować przebieg tego procesu w sposób, który niekoniecznie podporządkuje się binarnemu systemowi – mówi.
Jeffrey przeorganizował swoją witrynę e-commerce tak, by była bardziej elastyczna w kwestii płci. Na dole każdej strony znajduje się suwak pozwalający użytkownikom na zmianę modela lub modelki ubranych w daną rzecz. Płeć modeli nie jest nigdzie określona, a symbole na końcach suwaka wyglądają bardziej jak czarodziej i antropomorficzny nietoperz niż tradycyjne obrazy mężczyzny i kobiety.
– Gdy dochodzi do wyboru towarów i tego, jak odbierają je kupujący, musimy brać pod uwagę to, co bardziej pasuje do systemu, w którym podział jest binarny. Część naszych ubrań musi być dopasowana do określonego typu sylwetki. Mamy kilka kurtek, które raczej kojarzą się z ciałem mającym biust i biodra, ale okazuje się, że wyglądają świetnie również na modelu, który ich nie posiada. Staram się nie przypisywać ubraniom płci, ale wszystko sprowadza się do tego, jak zinterpretują to klientki i klienci. Myślę, że jeśli zaczniemy zastanawiać się nad rzeczywistymi aspektami społecznymi z tym związanymi, nad tym, jak ktoś czuje się w sklepie, spróbujemy postawić się na miejscu osoby LGBTQ+ i przejdziemy się po sklepie w taki sposób, w jaki zrobiłaby to ta osoba, a potem zaczniemy wymyślać rozwiązania, dzięki którym może trochę lepiej się poczuć. Myślę, że to może napędzać zmiany – tłumaczy.
Prekursorzy zmian
Jest już kilku cennych kupujących i sprzedających, którzy działają w przestrzeni, gdzie płeć nie ma znaczenia. Prekursorem zmian był Browns, kiedy w 2017 roku otworzył Browns East Store w Shoreditch. Jak mówi dyrektor działu zakupów Ida Petersson, sklep powstał na podstawie danych pokazujących, że klienci nie trzymają się sztywnego podziału na dwie płci. Przestrzeń jest podzielona na instalacje, gdzie np. kolekcja Gucci współistnieje harmonijnie z kolekcją Balenciagi, a ubrania dla wszystkich płci wiszą obok siebie. Petersson opowiada, że w zasadzie tak jak się spodziewano, najlepiej sprzedają się dzianina, akcesoria i moda uliczna oraz ubrania wierzchnie. – Trochę większy problem jest ze spodniami, bo są inaczej skrojone – mówi Ida.
By zrealizować neutralny płciowo model, zespoły odpowiedzialne za zakupy muszą blisko współpracować i od czasu do czasu przeciwstawiać się binarnym kodom narzuconym przez przemysł modowy, dzielący ubrania na męskie i damskie. – To część moich zadań, ponieważ nadzoruję zarówno dział męski, jak i damski. Pracujemy razem, upewniając się, że chodzi nam o to samo i że tam, gdzie to właściwe, nasze wybory się pokrywają – mówi Petersson.
Podobne artykułyNajbardziej pożądane rzeczy świataMarcin Różyc Nawet sprzedawcy detaliczni, którzy wydają się mocno zakorzenieni w systemie binarnym, mogą coś zmienić, nie wywracając do góry nogami swojego modelu sprzedaży. Przoduje w tym Ssense, nie tylko sprzedając ubrania takich neutralnych płciowo marek jak Telfar, ale również przekraczając granice kategorii przypisywanych określonym płciom i pokazując produkty na modelkach i modelach reprezentujących każdą z nich. Zespół redakcyjny, który jest odpowiedzialny za stronę domową sklepu, prezentuje też twórców i historie będące bardziej inkluzywne pod względem spektrum płci.
Inkluzywna przyszłość
Luksusowe marki i sklepy zaczynają wprowadzać coraz więcej inkluzywnych płciowo praktyk, ale istnieje nadal świat miłośników mody, którzy utrzymują się w sztywnych ramach binarnego modelu. – Myślę o młodych ludziach, dzieciach, nastolatkach, którzy chcą eksplorować pełen zakres swojej tożsamości płciowej. Dziś podczas zakupów czuję się trochę bardziej komfortowo, ale powiedziałbym, że nie bez powodu 30 lat trwało, nim zrozumiałem siebie jako osobę niebinarną – mówi Defabaugh. – Zakupy mają wpływ na ludzi, a moda powinna dawać siłę do wyzwolenia.
Artykuł po raz pierwszy ukazał się na Vogue.com.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.