Znaleziono 0 artykułów
03.05.2022

Redaktorka „Vogue’a” o depresji okołoporodowej

03.05.2022
Fot. Archiwum własne

Kiedy Britney Spears ogłosiła, że spodziewa się trzeciego dziecka, ujawniła jednocześnie, że w przeszłości cierpiała na depresję okołoporodową. – Wtedy kobiety nie rozmawiały o tym problemie – powiedziała. – Niektórzy twierdzili, że to niebezpieczne, kiedy kobieta narzeka, nosząc w sobie dziecko. – dodała. Redaktorka „Vogue’a” Tish Weinstock wspomina własną walkę z tą podstępną chorobą, gdy spodziewała się synka.

Po pierwszym miesiącu ciąży zaczęłam czuć się dziwnie. Przestałam wychodzić na eventy, odbierać telefony od przyjaciół i oddzwaniać, zaczęłam mieć pretensje do wszystkich, którzy próbowali wyciągnąć mnie z domu, nawet jeżeli chodziło tylko o kawę. Jaki to miało sens? Czy w ogóle lubiłam tych ludzi? Czego ode mnie chcieli?

Mój chłopak był na wyjeździe służbowym (działo się to na długo przed pandemią), a ja siedziałam sama w mieszkaniu, otoczona grubą warstwą depresji, nieprzeniknioną powłoką oddzielającą mnie od świata zewnętrznego. W sumie kto nie chciałby się w nim znaleźć? W mieszkaniu było przecież ciepło i przytulnie. Właśnie dlatego depresja jest podstępna – w przeciwieństwie do nieznośnego bólu, jaki wywołują napady lęku, ona sączy się niezauważalnie i przytłumia zmysły, do momentu gdy nie myślisz jasno o tym, co się dzieje.

W pewnym momencie przestałam jeść, co wydawało mi się efektem porannych mdłości. Jednak nie było mi niedobrze, czułam się za to odrętwiała. Gdy nie byłam w pracy, po prostu egzystowałam, co samo w sobie wydawało mi się ogromnym wysiłkiem. Myślałam o tym, co rozwijało się we mnie. Powinna przepełniać mnie miłość, a zamiast niej odczuwałam pustkę i brak zainteresowania, połączony z pogardą. Nie chciałam, by to coś zawładnęło moim ciałem, nie cierpiałam tego, że jest ze mną wszędzie, gdziekolwiek pójdę. Dlaczego się na to zdecydowaliśmy?

Gdy wspominam ten stan z perspektywy czasu, dostrzegam pojawiające się sygnały ostrzegawcze – w końcu depresja nie jest mi obca. Jednak zawsze wydawało mi się, że można ją mieć po porodzie – wszystko, co działo się przed, musiało być związane z hormonami.

Doszłam do ściany, gdy ściągnęłam sobie aplikację z łamigłówkami Wordscapes. Zaczęło się dość normalnie – grałam w nią po drodze do pracy. Tyle że gdy już dotarłam na miejsce, nie mogłam odłożyć telefonu. Potem zaczęłam grać po powrocie do domu, do bardzo późna w nocy. Jeszcze tylko jedna runda – mówiłam sobie. Uzależniłam się. Zrobiło się na tyle dziwnie, że w weekendy brałam udział w turniejach i grałam przeciwko zupełnie nieznanym mi osobom, jako mój awatar, biały wilk Fang. Nie było ze mną dobrze.

Postanowiłam poszukać pomocy u swojej lekarki rodzinnej. Powiedziała, że przy mojej historii medycznej ryzyko depresji okołoporodowej jest wyższe niż u innych kobiet. Nadanie nazwy temu duszącemu uczuciu było pierwszym krokiem ku odzyskiwaniu zdrowia. (Mówię o odzyskiwaniu zdrowia, choć w przypadku depresji chodzi raczej o kontrolowanie.) Potem skasowałam Wordscapes i zaczęłam wychodzić na spacery. Rozpoczęłam też spotkania ze specjalistą, a za każdym razem, gdy moją świadomość opanowywały negatywne myśli na temat własnego nienarodzonego dziecka, przeganiałam je.

Na początku trzeciego trymestru udało mi się opuścić poczwarkę mojej depresji. Prawie zaczęłam lubić swój brzuch, bawiło mnie, gdy dziecko kręciło się i wierciło, co przypominało mi treningi gimnastyczne olimpijczyka. Kilka tygodni później przez cięcie cesarskie urodził się mój syn – mały stworek, pokryty paskudną mazią, na którego patrzyłam z ciekawością i podejrzliwością. W końcu się spotykamy.

Potem zdarzyło się tylko parę gorszych dni. Rzuciłam się w wir karmienia i utrzymywania tej małej istoty przy życiu. Zwyczajnie nie miałam czasu myśleć o czymkolwiek innym. Dwa lata później wszystko wygląda inaczej. Za każdym razem, gdy mam słabszy dzień i czuję, że odpływam w cichą nicość, mój syn wyrywa mnie z jej objęć. Często zastanawiam się, co będzie, gdy zdecydujemy się na drugie dziecko. A potem myślę o swoim synu i zdaję sobie sprawę, że warto.

Artykuł po raz pierwszy ukazał się na Vogue.com.

Tish Weinstock
Proszę czekać..
Zamknij