Znaleziono 0 artykułów
08.11.2023

Elliot Page: Po tranzycji moje życie wreszcie ma sens

08.11.2023
(Fot. materiały prasowe)

Pewnego poranka coś we mnie „kliknęło”. Usiadłem do komputera, zacząłem pisać i nie mogłem przestać – mówi aktor Elliot Page. Opowiada o swojej drodze do odkrywania siebie, o tranzycji, jej wpływie na życie zawodowe oraz osobiste. Oraz o pracy nad autobiografią „Pageboy”.

Chociaż Elliot Page ma dopiero 36 lat, jego hollywoodzka kariera jest tak różnorodna, że starczyłaby na drogi zawodowe dwóch osób. Mimo że aktor nie oddziela grubą kreską czasu sprzed i po tranzycji, pełnią życia żyje, dopiero odkąd w pełni zrozumiał i zaakceptował siebie.

W niedawno wydanej autobiografii „Pageboy” dzieli się swoją historią. W jej centrum znajduje się przejście od osoby nominowanej do Oscara za rolę w filmie o nastolatce „Juno” do wpływowego trans mężczyzny, który nie tylko pojawia się na ekranie i stoi na czele firmy produkcyjnej, lecz także stał się rzecznikiem queerowej społeczności.

Książkę Page’a od innych celebryckich zwierzeń różni brak ghostwritera podczas jej powstawania. Opowieści autora często są brutalne, innym razem pełne radości. Zawsze jednak szczere.

Łączymy się na Zoomie w jesienny wieczór. I zaczynamy rozmawiać o tym, jak powstała książka, która, mimo że osobista, może też pomóc innym.

(Fot. Getty Images)

Kiedy poczułeś, że to odpowiedni moment, by opowiedzieć swoją historię?

Czynników było wiele. Przede wszystkim pomysł napisania książki towarzyszył mi od dawna. Ale wcześniej nie uważałem tego za do końca szczere. Ignorowałem zatem tę potrzebę. Nie umiałem też sobie wyobrazić samego procesu pisania. Po coming oucie temat powrócił. Działo się jednak wiele rzeczy, które mnie przytłoczyły, więc książka ponownie zeszła na dalszy plan. Może to zabrzmi dziwnie, ale pewnego poranka coś we mnie „kliknęło”. Usiadłem do komputera, zacząłem pisać i nie mogłem przestać. Mój strumień świadomości przerodził się w pierwsze rozdziały „Pageboya”.

Zastanawiałeś się nad powodami tej zmiany?

Znalazłem się w punkcie mojego życia, w którym czułem się na tyle komfortowo, by móc przelać swoje wspomnienia na papier. W mojej głowie pojawiła się przestrzeń, wcześniej zajęta przez niemożność bycia sobą. Przyniosło to napływ kreatywności i morze inspiracji. Byłem niesamowicie podekscytowany!

Moje własne odczucia połączyły się z zewnętrznymi nastrojami. Codziennie transpłciowa społeczność mierzy się z atakami, zarówno fizycznymi, jak i związanymi z prawem. Rozprzestrzeniane są kłamstwa na temat naszego życia, a hejterska retoryka przybiera na sile. Jestem w uprzywilejowanej pozycji. Mam platformę, by z moją historią trafić do innych ludzi. Postanowiłem z niej skorzystać.

Na początku książki napisałeś, że nie znosisz, kiedy queerowe historie są uniwersalizowane w mediach. „Pageboy” to twoja historia. Jednak młode osoby LGBTQ+ często szukają reprezentacji. Robiłeś tak w przeszłości?

W mojej młodości takich przedstawień nie było za wiele. Szczególnie osób transpłciowych. Natomiast pamiętam, kiedy pierwszy raz zobaczyłem w telewizji film „Cheerleaderka” [ikoniczny film dla społeczności LGBTQ+ z 1999 r. w reżyserii Jamie Babbit – przyp. red.]. Musiałem mieć nie więcej niż 14 lat. Zrobił na mnie ogromne wrażenie. Potem dopiero w serialu „Słowo na L” pojawiły się pozytywne przedstawienia osób queerowych, a nawet osób trans. Miałem szczęście, że trafiłem na te reprezentacje. Były dla mnie bardzo istotne. Na szczęście dziś wszystko się zmienia i tych przedstawień jest znacznie więcej.

Czy sam czujesz ciężar reprezentacji?

W tym sensie, że nie chciałbym zawieść ludzi. Pisząc, myślałem o osobach ze społeczności LGBTQ+, które, po przeczytaniu mojej książki, poczują się widoczne i reprezentowane. Dostaną głos. Podczas lektury będą trochę mniej samotne. Mimo to stresowałem się przed premierą. Pamiętałem jednak, jak istotne na pewnych etapach mojego życia były podobne książki i usłyszane historie. Pomogły mi przetrwać. Uważam to za główny pretekst do tworzenia.

Nie prowadzisz swojej historii linearnie, bo, jak zauważasz na początku „Pageboya”, „queer jest nielinearny”. Jak to twierdzenie odzwierciedla twoje życie?

W drodze do pełnej akceptacji swojej tożsamości wielokrotnie zdarzały się momenty, w których czułem, że już naprawdę wiem, kim jestem. Ale chwilę później społeczna presja i oczekiwania odciągały mnie od tej prawdy. Czasami też – ze strachu czy braku akceptacji – sam siebie odciągałem. Myślę, że wiele osób LGBTQ+ ma podobne doświadczenia. Kiedy już czuje się ze sobą komfortowo, ze wstydu robi kilka kroków w tył.

(Fot. Getty Images)

W 2014 r. zrobiłeś publiczny coming out jako osoba homoseksualna. Pierwszy duży krok do przodu?

Był to skok w przód. Ale jednocześnie nie koniec mojej historii odkrywania siebie. Wtedy jednak poczułem wolność i pozbyłem się chociaż odrobiny ciężaru. Gdybym tego nie zrobił, nie jestem pewien, czy dotarłbym do miejsca, w którym jestem dziś. Po moich 30. urodzinach sam przed sobą przyznałem, że mogę być trans. Niestety, zacząłem bać się tej deklaracji. Zrobiłem zwrot o 180 stopni. Próbowałem sam siebie przekonać, że jest inaczej, że nie jestem trans. Na szczęście z biegiem czasu zaczynałem znajdować słowa, by mówić o sobie coraz głośniej. Wreszcie w wieku 32 lat zaakceptowałem siebie w pełni.

Twoje odkrywanie siebie i akceptacja traspłciowości to tylko jedna część „Pageboya”. Dużo miejsca poświęcasz też aktorstwu. Obdzierasz Hollywood z blichtru i ukazujesz jego homofobiczną i transfobiczną stronę. Czy dziś, kiedy tyle mówi się o różnorodności i inkluzywności, czuć powiew zmian?

Kiedy zaczynałem swoją karierę na początku XXI w., atmosfera w Hollywood różniła się od tej dzisiejszej, ale nie w znaczący sposób. Nadal żyjemy w trasnfobicznym społeczeństwie, które jest pełne strachu i kryzysów. Ma to odzwierciedlenie w Hollywood. Tak jak w społeczeństwie znajdziesz tam wspaniałych ludzi, którzy starają się wprowadzić potrzebne zmiany. Są tam też ich przeciwnicy. W swoim życiu zawodowym spotkałem się zarówno z jednymi, jak i drugimi. Myślę, że ostatecznie wszystko rozbija się o struktury władzy w branży filmowej. O to, kto decyduje, jakie historie powinny zostać opowiedziane, kto ma je pisać, reżyserować, montować. Wreszcie kto ma w tych produkcjach grać. Mam nadzieję, że zmiana, o której wspomniałeś, będzie nadal trwać i Hollywood stanie się w pełni inkluzywnym miejscem.

Masz swój wymarzony projekt filmowy?

To dobre pytanie, ale chyba nie uzyskasz satysfakcjonującej odpowiedzi. Wydaje mi się, że nie myślę teraz o konkretnym projekcie. Po prostu mam nadzieję, że jako aktor i właściciel firmy produkcyjnej PageBoy Productions nadal będę mógł opowiadać różne historie i wspierać tych twórców i twórczynie, którzy na to zasługują.

Porozmawiajmy o radości. Co było euforyczne na początku twojej tranzycji?

Na początku towarzyszyło mi wiele reakcji – jak myślę – typowych dla osób trans. Robiłem wiele selfie w męskich ubraniach, które sobie kupowałem. Po prostu cieszyłem się, że zarówno fizycznie, jak i psychicznie czuję się dobrze. Odnajdywałem się w swoim ciele. Przestałem boksować się w myślach i nie kwestionowałem siebie.

Co dziś cię cieszy?

Moje codzienne zwykłe życie jest teraz tak inne od wcześniejszego. Cieszą mnie te wszystkie maleńkie momenty, jak poczucie komfortu w ciszy albo kiedy piję kawę rano i wiem, że widzę sens życia. W tym tkwi największa radość. Wcześniej nie sądziłem, że jest to w ogóle możliwe!

(Fot. materiały prasowe)

Elliot Page – urodzony w 1987 roku kanadyjski aktor i producent filmowy. Nominowany do Oscara za tytułową rolę w komedii obyczajowej „Juno" (2007). Grał też między innymi w „Incepcji” i „Zakochanych w Rzymie” oraz w serialu „The Umbrella Academy”. W 2020 roku dokonał coming outu jako osoba transpłciowa. „Pageboy” to jego literacki debiut.

Jakub Wojtaszczyk
Proszę czekać..
Zamknij