Fenomen Eurowizji. Jak kampowy konkurs piosenki stał się kultowy?

O zwycięstwo w Eurowizji Polska otarła się tylko raz, gdy w 1994 roku balladą „To nie ja” drugie miejsce wywalczyła Edyta Górniak. W tym roku w wielkim finale Eurowizji wystąpi Justyna Steczkowska, która próbowała już swoich sił równo 30 lat temu, rok po sukcesie Górniak. Na czym polega fenomen konkursu piosenki, w którym liczy się to, kto zrobi najlepszy show?
Dym, fale i światła reflektorów, czarne body projektu Katarzyny Konieczki przypominające stroje sceniczne Katy Perry, skrzypce w rękach wokalistki, pełna dramatyzmu choreografia prezentowana przez półnagich tancerzy i… smok jak z „Gry o tron” – występ reprezentującej Polskę Justyny Steczkowskiej z pierwszego półfinału Eurowizji 2025 doskonale wpisał się w konwencję konkursu. Artystka zrozumiała zadanie i wykonała je perfekcyjnie. Chcecie kampu, to go macie.
Sam utwór „Gaja”, piąty singiel z 19. albumu studyjnego artystki „Witch Tarohoro”, też spełnia wymogi – trwa nie dłużej niż trzy minuty, mieści się w szeroko pojętym popie, nie stawia słuchaczom oporu. Nie trzeba nawet znać polskiego, by intuicyjnie rozumieć tekst piosenki.
Wers „Moje imię Gaja, jestem Bogiem” nawiązuje poniekąd do „To nie ja” Edyty Górniak (wtedy słowa napisał Jacek Cygan, za „Gaję” odpowiada Steczkowska ze współpracownikami), która jako jedyna Polka otarła się o zwycięstwo w konkursie, zdobywając w 1994 roku drugie miejsce.
Konkurs Piosenki Eurowizji, w którym Polska bierze udział od połowy lat 90., powstał w tym samym roku, w którym negocjowano traktaty rzymskie dające początek Unii Europejskiej. Inicjator konkursu, szwajcarski dziennikarz Marcel Bezençon, pragnął zjednoczyć rozbitą wojną Europę. Ten idealistyczny, choć odrobinę naiwny zamysł oddaje ducha Eurowizji od 1956 roku. Pragnący chleba i igrzysk widzowie dostają je co roku od prawie 70 lat.
Historia, zasady i największe gwiazdy Eurowizji
Konkurs odbywa się nieprzerwanie od lat 50. XX wieku. Nie zorganizowano go tylko w 2020 roku z powodu pandemii Covid-19. Ale konkurs nie pozwolił o sobie zapomnieć, bo właśnie wtedy na Netflixa trafiła komedia Willa Ferrella, „Eurovision Song Contest: Historia zespołu Fire Saga”, dzięki której o Eurowizji wreszcie dowiedzieli się Amerykanie (co ciekawe, od 2015 roku w konkursie uczestniczą też Australijczycy).
W ciągu swojego istnienia konkurs wylansował wiele gwiazd. W 1974 roku wygrała szwedzka ABBA z „Waterloo” (Szwedzi – razem z Irlandczykami – należą zresztą do państw wygrywających najczęściej, bo aż siedem razy), w 1988 roku Céline Dion zdobyła laury dla Szwajcarii z „Ne partez pas sans moi”, w 2021 roku po zwycięstwo sięgnął włoski zespół Måneskin. Na scenie Eurowizji wystąpili także Cliff Richard, Olivia Newton-John, Julio Iglesias, Domenico Modugno ze słynnym „Volare”, Patricia Kaas, Bonnie Tyler czy… raper Flo Rida.
Jak wyłania się triumfatora konkursu? Reprezentanci poszczególnych krajów wybierani są w lokalnych eliminacjach. Później, już w czasie właściwego konkursu, każdy kraj wyróżnia ulubionego wykonawcę – głosy przyznają zarówno członkowie profesjonalnego jury, jak i fani. Występy oceniają w skali od 1 do 12. Rekordzistą pozostaje Portugalczyk Salvador Sobral, który w 2017 roku zdobył 758 punktów za balladę o złamanym sercu, „Amar pelos dois”. Mówi się, że głosowanie nie jest wolne od kontekstu politycznego – Polska nigdy nie głosuje na reprezentantów Niemiec, Armenia zawsze walczy z Azerbejdżanem. W kolejnym roku konkurs odbywa się w kraju zwycięzcy. Wyjątek zrobiono w 2023 roku. Jako że w 2022 roku wygrała Kalush Orchestra z Ukrainy, w kolejnym roku zorganizowano wydarzenie w Liverpoolu, a nie w ogarniętym wojną kraju.
Niezależnie od nastrojów społecznych, zagrożeń i kryzysów Eurowizja oferuje eskapizm w czystej postaci. Nawet gdy wokaliści podejmują w swoich utworach trudne tematy – tak jak Jamila z Ukrainy, która w 2014 roku opowiedziała ze sceny o deportacji krymskich Tatarów przez Stalina – robią wokół tego prawdziwy show. Niewprawionym widzom całkiem dosłowne fajerwerki, taneczne popisy i teatralne kostiumy mogą przypominać rozrywkę rodem z włoskiej telewizji Rai Uno albo japońskich teleturniejów. Energia, ruch, śmiech – Eurowizja pozwala choć na chwilę uciec od rzeczywistości.
A muzyka? Tu wszystko jest możliwe, więc naprawdę nie wiadomo, czego się spodziewać następnym razem. Artyści łączyli już rap z jodłowaniem, folk z disco, musical z techno – Eurowizja pokazuje prawdziwą pojemność popu. Jedno jest pewne: nie zawiodą się miłośnicy monumentalnej scenografii, spektakularnych strojów, gwiazdorskich głosów (obowiązuje zasada, że piosenki należy wykonywać na żywo, a nie z playbacku). Dlatego też Eurowizję co roku oglądają setki milionów widzów – niektórzy dlatego, że występy są tak złe, że aż dobre, pozostali z potrzeby niewinnej zabawy, jeszcze innym udzielają się emocje zdrowej rywalizacji.
Coraz młodsza widownia Eurowizji docenia inkluzywność konkursu i tiktokową formułę
Rośnie popularność Eurowizji wśród przedstawicieli generacji Z. Aż 56 proc. widzów ubiegłorocznego wielkiego finału w 34 przebadanych krajach należało do młodego pokolenia (15-24 lata).
Nic dziwnego. Eurowizja generuje ikoniczne, memiczne, wiralowe momenty skrojone pod wrażliwość współczesnych widzów. Trwające nie więcej niż trzy minuty występy też wpisują się w attention span sukcesywnie skracany przez scrollowanie filmików z TikToka. Generacja Z podziwia widowisko z dystansem, ironią, ale też z nieskrywaną radością. Przemawia do niego lekko może naiwna wiara w zdolność muzyki do budowania społeczności. Przyciągają wielość bodźców, tempo podania, poczucie, że dzieje się wszystko wszędzie naraz.
Nie bez znaczenia dla popularności Eurowizji jest inkluzywność konkursu. Reprezentantka Izraela z 1998 roku, drag queen Dana International, jako pierwsza otwarcie transpłciowa uczestniczka wyśpiewała hymn „Diva” (Izrael bierze udział w konkursie od lat 70., w tym roku jego reprezentantkę wybuczano w drugim półfinale), a Conchita Wurst z Austrii w 2014 roku zaprezentowała się w hollywoodzkiej sukni i zaroście na twarzy, wzbudzając popłoch konserwatystów. Reprezentacja osób LGBT+ przyciąga młodych ludzi spragnionych wspólnoty. – Eurowizja to dobro, akceptacja, różnorodność – mówiła SuRie, reprezentantka Wielkiej Brytanii z 2018 roku.
Na końcu pozostaje też po prostu pop – często wyszydzany, uważany za pośledni gatunek muzyczny, krytykowany za schlebianie masowym gustom. Ale właśnie ten pop – w tym przypadku samoświadomy, wykorzystywany w szczytnym celu, pełen ekspresji – ostatecznie jednoczy słuchaczy.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.