Znaleziono 0 artykułów
25.11.2022

Faustyna Maciejczuk: Lubię uczucie niesamowitości

25.11.2022
(Fot. Max Gronowski)

Do niedawna trudno mi było powiedzieć: „To jest ładne, ale osobiście tego nie czuję”. Każdego dnia uczę się asertywności, jak komunikować swoje odczucia i pomysły. Już nie boję się, że mówiąc „nie” kogoś urażam, zwłaszcza w moim osobistym projekcie, który jest mi bardzo bliski – mówi młoda zdolna wokalistka Faustyna Maciejczuk. Na eklektycznym albumie „Baby Blue” pokazuje pełnię swoich możliwości. 

Tworzysz bardzo oryginalną muzykę. W piosenkach przepracowujesz różne stany emocjonalne, zmienne nastroje. Jak odnaleźć siebie w natłoku bodźców, inspiracji, wpływów?

Nie tworzę popu, który leci w radiu, ani prostych piosenek na imprezę. Gdy tego samego dnia produkowałam „Deja Vu” i „Wiatr” – utwory w zupełnie różnym klimacie – zdałam sobie sprawę, że nie chcę i nie potrafię ograniczyć się do jednego nurtu. Zależy mi na tym, żeby ludzie widzieli we mnie artystkę, która ma coś do powiedzenia, a nie produkt. W każdej piosence staję się dla słuchaczy przewodniczką po moim świecie i myślę całościowo o estetyce, jaką utwór tworzy. Premierę płyty zorganizowałam w halloweenowym klimacie „Lśnienia” Stanleya Kubricka i jednocześnie mojej piosenki.

Nigdy nie idziesz na kompromisy?

Spójność wynika z konsekwencji. Na początku nie było mi łatwo zaufać samej sobie, bo wokół widziałam ludzi, którzy siedzą w branży od dawna. Ale nauczyłam się polegać na opinii własnej i najbliższych. Gdy wydałam pierwszą płytę, byłam niesamowicie podekscytowana.

Poczułam, że z amatorki przeobraziłam się w profesjonalistkę. Ale nie do końca czułam ten materiał. Tata cieszył się moim szczęściem, ale od razu powiedział, że to nie jestem ja. Moje przyjaciółki potwierdziły tę intuicję. Poczułam ulgę, bo mieli rację. Gdybym od początku słuchała siebie, debiut mógłby być jeszcze lepszy. Ale cieszę się z każdej pomyłki, każdego niedopowiedzenia, bo to element mojej drogi. A gdy czuję się przebodźcowana, zapominam, czego chcę, wracam do rodzinnego Białegostoku. Tam zawsze czuję się sobą.

Teraz słuchasz swojej intuicji?

Tak, intuicja mnie nie zawodzi. Mam swoją estetykę. Do niedawna trudno mi było powiedzieć: „To jest ładne, ale osobiście tego nie czuję”. Każdego dnia uczę się asertywności, jak komunikować swoje odczucia i pomysły. Już nie boję się, że mówiąc „nie” kogoś urażam, zwłaszcza w moim osobistym projekcie, który jest mi bardzo bliski.

Moja menedżerka już wie, że czasami musi trzy razy dopytać, jeśli mówię „tak”. Zwykle moje „tak” znaczy raczej „no dooobra”. Dopiero następnego dnia mówię, co naprawdę czuję. Ostatnio dostałam do akceptacji grafikę. Nie wiedziałam, jak uprzejmie ująć, że mi się nie podoba. Napisałam więc po prostu: „Obrzydliwe” (śmiech). Reakcja była przerysowana, wręcz przypominająca reakcję dziecka, gdy rodzic próbuje namówić go do zjedzenia brukselki, a wiadomo, że brukselki nie lubi.

 

Czujesz, że debiutujesz naprawdę?

Chyba tak. Mnie sprzed kilku lat – małą blondynkę, która na wszystko się zgadzała – łatwo było sformatować. A prosto włożyć w szufladkę, a trudniej z niej wyjść. Wszyscy mówią mi teraz: „Wow, jak się zmieniłaś”. A ja taka właśnie byłam od początku! Może nie w muzyce, ale w sobie zawsze.

Rozczarował cię show-biznes?

Nie czułam się na niego do końca przygotowana. Nie wiem, czy w ogóle można być przygotowanym na popularność. Rozczarowało mnie to, że nie każdy szuka w muzyce artyzmu. Widziałam przedmiotowe, interesowne traktowanie. Wszyscy są dla ciebie uprzedzająco uprzejmi, a potem cię obgadują. Wolę szczerość zamiast obrzucanie słodkimi słówkami, jak kwiatkami na procesji.

Mam naturę kota. Gdy czuję się niekomfortowo, nie robię nic na siłę. Gdy czuję, że wystarczy mi bycia w świecie, wracam do domu.

Jak wygląda twój proces twórczy?

Czasami czuję, jakby mnie przy powstawaniu melodii i tekstów właściwie nie było. Ot, Faustyna wyszła i wtedy zadziało się coś niezwykłego. Lubię to uczucie niesamowitości.

W czasie nagrań słuchasz ciszy czy muzyki?

Ciszy. Ostatnio miałam rozładowane słuchawki, więc słuchałam mało muzyki. W ciszy przetwarzałam poprzednie inspiracje. W ogóle mało słucham muzyki ze słowami. Wokal traktuję instrumentalnie – słowa to dodatek. Albo włączam piosenkę francuską, a francuskiego nie znam, więc czuję, jakby była to muzyka prawie instrumentalna.

Czym imponowali ci idole z młodości?

Kupowałam cały ich performance – podobała mi się spójność wizerunku. Jako dziewczynka jeździłam na koncerty Dody. Byłam w nią totalnie wkręcona, bo jej wizerunek i muzyka splatały się ze sobą. Wszystko się tam zgadzało. Ważne są dla mnie obraz, muzyka i tożsamość. Jak u Daft Punk albo The Blaze, zespołu, który zaczął od kręcenia klipów – konceptu wizualnego, a potem dołożyli do tego muzykę. I to świetnie ze sobą gra.

A jaką rolę w rozwoju kariery odgrywają teraz media społecznościowe?

Podkreślam zawsze, że zaczęłam od muzyki, a nie od Instagrama. Od kilku miesięcy intensywniej prowadzę profil i już udało mi się zbudować wokół niego społeczność. Sporo osób nie wiedziało nawet, że śpiewam, gdy zaczęło oglądać moje zdjęcia. Dużo osób napisało mi, że mam swój styl, trochę dziwny, ale im się podoba. Zatrzymałam ich moją muzyką i wrażliwością. Niektórzy dzięki mnie zwrócili uwagę na sztukę, bo wrzucam sporo informacji na temat inspiracji i wystaw. Konceptualizm zachwyca mnie w dźwiękach, obrazach, słowach. Dużo chłonę od artystów współczesnych. I fani piszą, że dzięki mnie podczas ostatniej podróży poszli do muzeum.

Młodej dziewczynie nie jest w show-biznesie łatwo? Miałaś momenty, gdy czułaś się niekomfortowo?

Zdarzyło się. Podczas nagrań teledysku do „Wiatru” w luźnych spodniach i bluzie. Tak miało być – surowość, minimalizm, wygoda. Ze względu na deadline i mało czasu wkradły się pewne błędy komunikacyjne między moim teamem a produkcją i koncepcja się przeobraziła. Nie byłam gotowa na taką zmianę. W jednej ze stylizacji byłam właściwie półnaga. Słyszałam od ekipy: „Faustyna, bądź sexy!”. A moje wyrażenie kobiecości nie ma nic wspólnego z rozbieraniem się. Było dużo emocji. Nie chciałabym więcej się tak poczuć. Kobiecość dla niektórych bywa jednoznaczna, a każdy z nas ma prawo do wyrażania sensualności w inny sposób. Znów poczułam, że to nie jestem ja. I nie zgodziłam się na to.

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij