Znaleziono 0 artykułów
12.08.2025

„Bird” to niepokorna wizualnie opowieść o nadziei wyłaniającej się z chaosu

12.08.2025
Fot. Materiały prasowe

W najnowszym filmie „Bird” Andrea Arnold wraca do rodzinnego hrabstwa Kent, by opowiedzieć historię dwunastoletniej Bailey – młodej buntowniczki wychowanej w skomplikowanej rodzinnej dynamice. Reżyserka z okruchów chaotycznej, bezwzględnej rzeczywistości potrafi wydobyć elementy magii, w czym pomaga jej postać tajemniczego włóczęgi o imieniu Bird.

Andrea Arnold byłaby zapewne zachwycona, gdyby mogła podsłuchać spolaryzowanych opinii widzów po premierowym pokazie filmu „Bird” w kinie Muranów. Kim jest Bird – oniryczna postać grana przez Franza Rogowskiego? Czy to jakiś symbol? Boska interwencja, która ma uchronić nastoletnią mieszkankę squatu przed marnym losem? A może jedynie wytwór jej rozpalonej wyobraźni? Reżyserka stanowczo odmawia narzucenia swojej wizji, twierdząc, że odebrałoby to widzom całą zabawę.
Nie wiedziałam, kim jest ten bohater, czy jest dobry, czy zły, jakie są jego mocne strony. Czy w ogóle jest mężczyzną? Raczej odmieńcem. Nie lubię opowiadać zbyt wiele o obrazach, które do mnie przychodzą, bo wolę zostawić widzom pole do własnych interpretacji – podkreśliła podczas konferencji prasowej na festiwalu w Cannes.

Gdybym miała skłaniać się ku jakiejś teorii, powiedziałabym, że Bird to alter ego Arnold – ktoś, kto doskonale pamięta, jak trudne jest dojrzewanie w spauperyzowanych, zapomnianych przez polityków postindustrialnych obszarach, gdzie dzieci rodzą dzieci, a fantazjowanie bywa jedyną formą ucieczki.

Kino Andrei Arnold cechuje dokumentalna wrażliwość na detal i obieranie perspektywy wykluczonych

Arnold urodziła się, gdy jej mama miała zaledwie 16 lat. Jej twórczość jest głęboko zakorzeniona w chaotycznym krajobrazie blokowisk hrabstwa Kent i w rzeczywistości pozornie pozbawionej nadziei.

Sama kiedyś nie mogłam usiedzieć na miejscu. Zawsze gdzieś się błąkałam i znikałam na całe dnie. Choćby w okolicznym lesie, gdzie jeszcze było mnóstwo dzikich truskawek – mówiła w wywiadzie dla „Wysokich Obcasów”.

Jej filmy oddają głos wykluczonym, ale próżno w nich szukać typowego dla kina społecznego moralizowania czy stawiania diagnoz. Kino Arnold jest intymne, wyczulone na szczegół i momentami poetyckie. Jej metoda pracy pozostaje unikatowa – obok uznanych nazwisk na ekranie często pojawiają się amatorzy, wynajdywani podczas czasochłonnych castingów. Przykładowo Star – główna bohaterka „American Honey” – została dostrzeżona, gdy opalała się na wakacjach na Florydzie. Amatorką jest także Nykiya Adams, czyli Bailey w „Bird”.

Filmy Arnold łatwo rozpoznać po zdjęciach Robbiego Ryana – kręconych z ręki, na wysokości oczu bohaterów, co pozwala widzowi wejść w ich unikalną perspektywę. Fokus na detal – spojrzenia w oczy, przebłyski natury, napisy na murach – to szczeliny, przez które reżyserka dostrzega namiętności, nadzieję i marzenia swoich postaci. Często jeden moment, ulotne spotkanie czy spontaniczna decyzja determinują losy protagonistów, jakby Arnold cytowała fotografa Henriego Cartiera-Bressona – co trafnie zauważyły autorki wideoeseju o reżyserce, Beyza Meşe i Laura Staab.
„Tylko w jednym szczególnym momencie następuje najsilniejsze natężenie napięcia towarzyszącego każdemu zdarzeniu tak pod względem akcji, jak i kompozycji”.

Dla Bailey takim momentem będzie właśnie spotkanie Birda – dziwacznego włóczęgi, na którego trafia na środku pola, gdzie zasypia zmęczona po kłótni z ojcem – i decyzja, co z tym spotkaniem zrobić.

Fot. Materiały prasowe
 

Narkoropucha, Coldplay i magiczny ptak

Dotychczasowe życie Bailey trudno nazwać bajką. Dwunastoletnia dziewczyna mieszka z ojcem, bratem, macochą i jej córką w podupadłym squacie na obrzeżach Gravesend w Kent. Jej młodsze rodzeństwo żyje osobno z matką uwięzioną w kolejnym, przemocowym związku.

Niefrasobliwy ojciec Bailey, grany przez Barryego Keoghana (który przyznał, że zgodził się przyjąć rolę, zanim w ogóle porozmawiał z reżyserką), bardziej skupia się na nowym związku niż na dorastającej córce. Szykuje się do ślubu, a żeby zdobyć pieniądze na wesele, sprowadza ze Stanów osobliwe stworzenie – narkoropuchę – i planuje sprzedawać jej halucynogenny śluz.

W Bailey drzemie mnóstwo gniewu. Wieść o ślubie ojca staje się dla niej pretekstem do buntu – ścina włosy niemal do zera, odrzucając narzuconą rolę „ładnej dziewczynki” i przewidywalny los wczesnego macierzyństwa. W filmie mniej uważnego twórcy mogłaby trafić do gangu brata i wymierzać sprawiedliwość tam, gdzie nikt inny jej nie szuka. Ale dopóki nie spotka Birda, dryfuje na obrzeżach zdarzeń, obserwując świat z dystansu.

Początkowo Bailey stara się pozbyć włóczęgi, jednak coś w nim nie daje jej spokoju. Przez okno obserwuje, jak Bird siedzi nieruchomo na dachu – to zresztą obraz, który zainspirował Arnold do rozpoczęcia pracy nad filmem – i w jego dziwactwie odnajduje znajomy pierwiastek. Wkrótce tych dwoje odkrywa w sobie bratnie dusze, choć ich losy splotą się tylko na chwilę.

Bird wkracza do życia Bailey jak ktoś z innej planety. Jego egzotyczny akcent, taneczne ruchy i sposób bycia wymykający się konwencjom od początku stawiają go w kontrze do wszystkiego, co dziewczynka zna. Początkowo wydaje się intruzem – zarówno widz, jak i Bailey reagują ostrożnością, a nawet nieufnością. Z czasem jednak ich kontakt się zacieśnia, a Bailey wpuszcza Birda do swojego świata.

Bird nie jest typowym wybawcą ani mentorem. Nie oferuje gotowych rozwiązań, pełni raczej funkcję lustra – pokazuje, że można żyć, nie wpisując się w obowiązujące reguły. Jednocześnie sam jest kimś zagubionym, samotnym, bez własnych korzeni.

Ich relacja rozwija się dzięki drobnym gestom: wspólnym wędrówkom, rozmowom, milczeniu, obserwowaniu świata z dachów czy pól. Arnold buduje między nimi więź o niejednoznacznej naturze – Bird nie chce pełnić funkcji ojca, nie zastępuje matki, choć momentami staje się opiekuńczy. Bardziej przypomina to spotkanie dwóch outsiderów, którzy przez chwilę towarzyszą sobie w swojej samotności.

W tym sensie Bird staje się dla Bailey kimś pomiędzy aniołem stróżem a uosobieniem marzenia o wolności. Nie ratuje jej z jej świata, lecz sprawia, że zaczyna czuć się jego częścią, a nie tylko bierną obserwatorką.

Nagle i widz zaczyna postrzegać ten świat w łagodniejszy sposób – ojciec Bailey, w swojej niefrasobliwości, staje się uroczy i czuły, brat szlachetny w swojej nastoletniej miłości, a trasa hulajnogą po okolicy ekscytującą przygodą.

„Bird” to film o dorastaniu – nie tylko w sensie fizycznym, ale przede wszystkim emocjonalnym i duchowym – o poszukiwaniu tożsamości w świecie pełnym chaosu, bólu i samotności. Arnold pokazuje, że nawet w najciemniejszych zakamarkach życia można odnaleźć momenty piękna i nadziei. Można zarzucać jej naiwność, ale z pewnością każdy z nas chciałby, tak jak jej bohaterowie, zaśpiewać na całe gardło „Yellow” Coldplay, ciesząc się swoim miejscem w świecie.

Fot. Materiały prasowe

 

 

Marta Kutkowska
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. „Bird” to niepokorna wizualnie opowieść o nadziei wyłaniającej się z chaosu
Proszę czekać..
Zamknij