
Komedia romantyczna „Skomplikowani” z Dakotą Johnson w reżyserii Michaela Angela Covino próbuje szokować, ale częściej bawi do łez. Czy pokazuje nową wizję miłości? A może umacnia konserwatywny model?
„Skomplikowani”, polski tytuł filmu „Splitsville”, Michaela Angela Covino jak wiele innych wcześniejszych tłumaczeń podaje gotową interpretację komedii romantycznej z Dakotą Johnson. „To skomplikowane” było już zajęte przez film z Meryl Streep i Alekiem Baldwinem z 2009 roku. A zresztą facebookowy status związku, który kilkanaście lat temu milenialsi chętnie zaznaczali w aplikacji społecznościowej, dziś wydaje się już tylko cringe’owy. „Skomplikowani” sugeruje, że czwórce głównych bohaterów trudno dogodzić ze względu na ich głębokie życie wewnętrzne. Ale Paul (w tej roli reżyser), jego żona Julie (Dakota Johnson), ich przyjaciel Carey (współtwórca scenariusza Kyle Marvin) i jego ukochana Ashley (Adria Arjona) wydają się raczej zagubieni niż skomplikowani. Żadne z nich nie zna potrzeb drugiej osoby, a nawet swoich własnych.

Najbardziej samoświadoma wydaje się Ashley, która żąda rozwodu, bo od dawna zdradza męża. Jej decyzja wpływa na życie pozostałej trójki. Carey dowiaduje się, że Paul i Julie otworzyli związek. Carey zadurza się w Julie, a przy tym dokucza wciąż-jeszcze-nie-byłej żonie, zaprzyjaźniając się z jej kolejnymi kochankami. Carey tworzy w domu komunę, w której odrzucani przez Ashley partnerzy odnajdują swoje miejsce. Podczas gdy ten dom pęka w szwach, w domu Julie i Paula robi się pusto – relacja Julie z Careyem jednak nie podoba się wyzwolonemu Paulowi. A może to wszystko tylko pozory? Może żadne z nich nie było nigdy wyzwolone? A może pojęcie wyzwolenia powinno odejść do lamusa?
Jak dwóch mężczyzn widzi życie miłosne współczesnych trzydziestolatków
„Skomplikowanych” prezentuje się jako komedię nieromantyczną, bo przecież zgodnie z mitem miłości romantycznej każdy odnajduje swoją drugą połówkę – jedną jedyną osobę na całym świecie, która idealnie do niego pasuje. Happy end zakłada powodzenie relacji monogamicznej. W tym sensie w „Skomplikowanych” sytuacja naprawdę się komplikuje. Z czwórki bohaterów tylko Carey deklaruje, że odpowiada mu związek z jedną osobą, reszta wybiera wolność, eksperymenty, przygody. Z czasem okaże się jednak, że tworzenie wartościowych związków z więcej niż jedną osobą wymaga podwójnych i potrójnych nakładów energii. Bohaterowie nie zadają sobie jednak trudu, by naprawdę w te układy zainwestować. Innych ludzi traktują jak przedmioty służące ich przyjemności. „Skomplikowani” nie zabierają więc poważnego głosu w sprawie poliamorii i możliwości realizacji tego modelu, lecz pokazują egoistycznych, niedojrzałych, zagubionych trzydziestolatków, którzy nie wiedzą, czy wierzą w miłość. W każdej scenie widać też, że film wymyśliło dwóch mężczyzn – Covino i Marvin. Choć ośmieszają granych przez siebie bohaterów, zaznaczając, jak głęboki kryzys męskości przeżywają (z niego zresztą ma wynikać otwarcie związku u Paula i Julie), jeszcze gorzej traktują kobiety. Jak się okazuje, Ashley musi się po prostu „wyszumieć”, żeby przygotować się do założenia rodziny. Julie mężczyzn onieśmiela, ale zachowuje się, jakby było jej trochę wszystko jedno, z kim się wiąże. Byle było jej wygodnie, dostatnio, spokojnie.

Reżyser postawił sobie ambitny cel sportretowania związków na miarę nowych czasów. Nie wystarczy jednak pośmiać się z absurdalnych często konsekwencji otwarcia małżeństwa, żeby zabrać głos na temat współczesnych potrzeb. Ostatecznie „Skomplikowani” nie obalają mitu miłości romantycznej, bo żaden z bohaterów nikogo tak naprawdę nie kocha. I to też jest okej. Komedia romantyczna okazuje się raczej pochwałą przyjaźni. Od miłości silniejsze stają się więzi łączące rodzinę z wyboru. To całkiem pozytywne przesłanie na przyszłość. I tu nic nie wydaje się skomplikowane.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.