Znaleziono 0 artykułów
26.05.2023

Poliamoria: Związek dla tych, którzy nie chcą żyć w monogamii

26.05.2023
Fot. Getty Images

– Poliamoria jest propozycją dla ludzi, którzy otwarcie mówią, że nie potrafią żyć w monogamii i poszukują podobnych sobie, przy czym chcą to zrobić bez kłamstw i tajemnic, jawnie – mówi Joanna Drosio-Czaplińska. Psycholożka tłumaczy, czym jest poliamoria, dlaczego tak trudno nam ją zaakceptować oraz o tym, kto najczęściej zyskuje w takiej relacji.

Z badań seksualnych przekonań Polaków zleconych przez „Politykę” w 2022 roku wynika, że tylko co czwarta ankietowana osoba akceptuje poliamorię. Lepsze notowania ma zdrada, a nawet seks grupowy. Dlaczego tak trudno nam zaakceptować wielomiłość?

Joanna Drosio-Czaplińska: Ponieważ trudno jest stworzyć dobrej jakości związek, w którym dogadują się dwie osoby, a co dopiero troje, czworo czy pięcioro. Przypomnijmy, że poliamoria, czyli wielomiłość, to wyzwanie bycia w romantycznej relacji, które podejmuje kilka osób. Zazwyczaj są to trójkąty lub dwie pary. Nie chodzi tu o swingowanie czy otwarty związek. Poliamoryści dążą do stworzenia bliskiej, pełnej szacunku, równości i bezpieczeństwa relacji, planują też wspólne życie. Ale wiemy, że związek to również zobowiązania – dzieci, kredyty i cały trud prowadzenia gospodarstwa domowego. Dla większości codzienność to wiązanie końca z końcem. Do tego dochodzą niespodziewane losowe sytuacje, jak wypadki, choroby i wszystko, co wiąże się z cyklem życia, czyli przemijaniem. Bycie w związku to przedsięwzięcie, które przypomina rollercoaster. I jak widać po liczbie singli, których przybywa jak grzybów po deszczu, dziś wcale nie najbardziej atrakcyjna forma życia. To nie jest kwestia tylko kraju nad Wisłą i tego, że poliamoria jest kulturowo odległa od monogamicznego małżeństwa. 

Czego obawiamy się w poliamorii?

Konkurencji i wykluczenia, pominięcia, odrzucenia, tworzenia koalicji przez dwie osoby przeciwko jednej. To naturalne. W dynamice każdej relacji pojawiają się trudne uczucia. Od samoświadomości zależy, czy się z nimi konfrontujemy, czy zamiatamy pod dywan. W romantycznej relacji chcemy czuć się bezpiecznie, a trudno jest darzyć zaufaniem i miłością więcej niż jedną osobę tak samo, bo już bycie z jedną wymaga czasu, uważności, oddania. Poza tym, jeśli zaangażowana jest również seksualność, to bywa i namiętność, a tam pojawia się zazdrość. Namiętność to cały pakiet aktywnych neuroprzekaźników – adrenaliny, endorfin, oksytocyny, dopaminy… To z kolei oznacza niepokój, pobudzenie, ekscytację. Policzono kiedyś, że gdyby faza zakochania trwała więcej niż dwa lata, człowiek mógłby nie przeżyć. Poliamoria budzi niechęć, bo zakłada równe prawa wszystkich partnerów, a większość z nas chce się czuć jedyną, wyjątkową, wybraną osobą, a nie jedną z kilku. Jest obawa, że ktoś z kimś dogada się lepiej, a ktoś będzie wykluczony. Przyglądając się dynamice klasycznej rodziny, obawa jest uzasadniona. Dla większości ludzi już samo wejście w diadyczną (dwuosobową) relację budzi wiele lęków i obaw. A co dopiero w rozszerzonym składzie. Łatwiej jest, co staje się bardziej popularne, wejść w otwarty związek, czyli zgodzić na seks z innymi partnerami na swoich zasadach. Wtedy ster nadal jest w rękach dwóch osób – a przynajmniej mogą karmić się taką iluzją. 

Fot. Getty Images

Wyobraźmy sobie zatem taką potencjalną sytuację: partner szczerze wyznaje partnerce, że myśli o poliamorycznym związku. Chce ją do niego zaprosić. Czy partnerka ma prawo czuć się zła, oszukana? Czy raczej powinna „dać się namówić”?

Ma prawo czuć się oszukana, jeśli obiecali sobie wierność po grób i ona dalej jest jej w stanie dochować. Jeśli partner chce poliamorii, to znaczy, że jest już w zaangażowany w relację z jakąś osobą. Pytanie: z kobietą czy z mężczyzną? Czy mówił partnerce, że spotkał kogoś, kto stał mu się bliski? Czy miał z tą osobą seks? Czy partnerka zna tę osobę, czy dopiero miałaby poznać? To naprawdę jest bardzo skomplikowane. Wszystko zależy od tego, na co się umawiali, czy są świadomi swoich potrzeb i czy potrafią je wyrażać, stawiać granice. W jakiej kondycji jest ich związek i na jakim jest etapie. 

Spotkała się pani z taką sytuacją?

Tak, znam podobną. Mężczyzna będący w nieformalnym, wieloletnim, bezdzietnym związku zaprosił do takiej relacji koleżankę z pracy, rozwódkę, matkę dwójki dzieci. Partnerka zgodziła się na to rozwiązanie z obawy przed utratą mężczyzny. Miała nadzieję, że to nie potrwa długo. Sytuacja trwa kilka lat. Ona nie czuje się dobrze w tym poliamorycznym związku, ale strach przed samotnością nie pozwala jej odejść, postawić granic. Mimo że żyją w osobnych domach, razem spędzają weekendy i święta. Kobieta, która dołączyła do pary, chciałaby teraz stworzyć związek diadyczny, czyli być z mężczyzną w tradycyjnej relacji. Żyje z nadzieją, że się to uda. Czyli on ma porzucić tę pierwszą. Wychodzi na to, że jedynym beneficjentem sytuacji jest ten mężczyzna. Panie obgadują się za plecami, w swoim towarzystwie udają przyjaźń. Zamiast deklarowanej uczciwości, powstaje toksyczny układ, w którym nikt z nikim nie jest w bliskiej relacji, rządzi strach przed porzuceniem i samotnością, a jak się przyjrzeć bliżej, również przed bliskością, ale to inny temat.

Dlaczego zatem decydujemy się na związki poliamoryczne?

Z badań wynika też, że wielomiłość zaczynają praktykować osoby, które chcą przeżyć ciekawą przygodę; mają problem z dokonaniem wyboru partnera; chcą przełamać rutynę monogamicznego związku. Inni traktują poliamorię jako możliwość dowartościowania siebie. Żaden z tych powodów nie rokuje jako grunt, na którym mógłby wyrosnąć długofalowy związek. Jeśli przyjrzeć się powyższym motywacjom poliamorystów, są to tematy na psychoterapię. Jeśli nie udaje się stworzyć związku we dwoje, to jakim cudem uda się we troje czy czworo? Tworzenie związku ma swoje zasady. 

Fot. Getty Images

Dla kogo zatem jest poliamoria?

Wielu ludzi żyje w różnych układach, tyle że nie otwarcie. A poliamoria jest propozycją dla ludzi, którzy otwarcie mówią, że nie potrafią żyć w monogamii i poszukują podobnych sobie, przy czym chcą to zrobić bez kłamstw i tajemnic, jawnie. Na ile taki eksperyment ma rację bytu, to zupełnie inna sprawa. Co prawda, poligamiczne związki są elementem wielu kultur, ale tam warunki dyktował pragmatyzm. Poza tym, człowiek nie łabędź i do monogamistów nie należy. Wierność to wybór. Co ciekawe, stereotypowo za częściej zdradzających uznaje się mężczyzn. Tymczasem statystyki mówią, że kobiety wcale nie rzadziej zdradzają swoich partnerów, tyle że inaczej – wchodzą w romanse. 

Czy można przygotować się do wielomiłości?

Przygotowanie do relacji trwa całe nasze życie. To, czego doświadczyliśmy z pierwszymi opiekunami – bo to oni dają wzorzec, model więzi jest od nich – będziemy odtwarzać w relacjach. Trudniej będzie tym, którzy nie mieli szczęścia urodzić się w rodzinie, w której było bezpieczeństwo i miłość. Co nie oznacza, że ludzie w monogamicznych, wieloletnich związkach to szczęśliwcy. Toksyczne relacje mogą pojawić się w każdej konfiguracji – dobre i zdrowe też.

Wyobrażam sobie, że ciężko o związki poliamoryczne w małych miejscowościach w Polsce, prawda?

Statystyki pokazują, że wielomiłość dotyczy wykształconych, młodych, 20-, 30-latków, którzy mieszkają w dużych miastach i mają wyższą pozycję społeczną. 

Mówi pani, że poliamoria to rzecz trudna. Mam jednak wrażenie, że ten termin staje się coraz bardziej popularny… 

Poliamoria jest w naszej kulturze nową ofertą, a dziś małżeństwo nie służy już przetrwaniu i nie jest zobowiązaniem do końca życia. W okolicach czterdziestki prawie połowa małżonków się rozwodzi. Kobiety mogą utrzymać się same – to zdobycz ostatnich kilku dekad. Mniej musimy, więcej możemy. Poszukujemy więc dobrych dla siebie rozwiązań, eksperymentujemy, wierzymy w to, że można być szczęśliwym. Popularny jest trend zwany rozwojem osobistym, który ma nas ku temu zbliżyć, są psychoterapie. Jesteśmy coraz bardziej świadomi swoich potrzeb, podążamy za nimi. Czy za każdą potrzebą warto biec? Ważne, żeby koniec końców być ze sobą szczerym. Żeby nie wylądować w innych dekoracjach w podobnie opresyjnym układzie. I szczerze przyjrzeć się, czemu służyło to doświadczenie. 


Joanna Drosio-Czaplińska – psycholożka, psychoterapeutka integratywna, terapeutka EMDR, publicystka. Należy do Polskiego Towarzystwa Terapii EMDR. Współzałożycielka Instytutu Psychoterapii Masculinum. Doświadczenie zawodowe zdobywała w Klinice Psychiatrii i Stresu Bojowego. Prowadzi warsztaty i wykłady psychoedukacyjne. Jest autorką magazynu „Newsweek Psychologia”, współpracuje z tygodnikiem „Polityka”. Autorka książki „Jestem tatą!” – wywiadów z 12 mężczyznami o tym, jak doświadczają swojego ojcostwa; współautorka (z Jackiem Masłowskim) książki „Czasem święta, czasem ladacznica”.

Jakub Wojtaszczyk
Proszę czekać..
Zamknij