Znaleziono 0 artykułów
13.11.2023

Co pionierka fotografii Deborah Turbeville miała wspólnego z Polską?

13.11.2023
Deborah Turbeville (Fot. Stephan Lupino © Stephan Lupino)

Była jedną z najoryginalniejszych twórczyń w dziejach fotografii. Deborah Turbeville stworzyła swoimi pracami artystyczny kanon, który w istotny sposób wpłynął na współczesną ikonografię mody. Jej twórczość przybliża wystawa w Photo Elysée w Lozannie.

Urodzona w 1932 roku Turbeville pochodziła z Massachusetts, lecz mieszkała w Nowym Jorku. Zanim wzięła aparat do ręki, pracowała jako asystentka projektantki, a później jako redaktorka mody. Wspierała ją podobno sama Diana Vreeland. Niektórzy twierdzą, że Turbeville była też modelką. Strzegła jednak swojej prywatności, dlatego też niewiele wiemy o jej życiu. Jej zachwycająca twórczość jest jednak całkiem dobrze znana i często pokazywana.

Deborah Turbeville, Wenecja, 6 lipca, 1978 (©Deborah Turbeville/MUUS Collection)

Słowiański start i polski wątek w twórczości Turbeville

Deborah Turbeville była samouczką. Pierwsze zdjęcia zrobiła w 1966 roku w naszej części Europy – w wielokulturowej, w dużej mierze słowiańskiej Jugosławii. Była zafascynowana również starą Rosją i Sankt Petersburgiem, w którego pałacach realizowała sesje.

W 1997 roku fotografowała w Pałacu Potockich w Krakowie. Do zamówionych przez „W Magazine” zdjęć pozowali utalentowani aktorzy teatru Tadeusza Kantora – bracia bliźniacy Lesław i Wacław Janiccy. Na fotografiach widać też modelki.

Do krakowskiej przygody Turbevill odwołała się w tym roku polska artystka Paulina Ołowska, którą zainspirowały też meksykańskie zdjęcia Amerykanki.

W Lozannie wiszą między innymi kolaże ułożone z portretów Meksykanki Louisy Posos z 1991 roku i artystyczno-erotyczne fotografie „Giselle”, wykonane w Cafe Tacuba w Mexico City w styczniu 1992 roku.

Deborah Turbeville, Bez tytułu, Wersal, Francja, 1980 (©Deborah Turbeville/MUUS Collection)

Bohaterki zdjeć Turbeville: Dumne z własnej zmysłowości

Pierwszą sesję dla „Vogue’a” Turbeville zrealizowała dopiero po czterdziestce, gdy była już dojrzałą artystką. Najgłośniejszy i najbardziej kontrowersyjny materiał opublikowano w 1975 roku w nowojorskim wydaniu magazynu. Scenografie tworzyły pomieszczenia opuszczonej łaźni, w której pozowały szczupłe modelki w strojach z kolekcji André Courrèges, Emanuela Ungaro i kilku innych projektantów. Kobiety przyjęły nietypowe manieryczne pozy. Przypominały pomysłowo usytuowane manekiny. Skandal wywołały skojarzenia z obozem zagłady. Homofobiczni odbiorcy potępiali z kolei lesbijską atmosferę, która rzekomo panowała w łaźni.

Nie wiemy, czy Deborah Turbeville była osobą queerową. W jej pracach można jednak szukać homoerotycznej aury. Zdjęcia artystki, która nie lubiła być tak właśnie nazywana, bo uważała się za fotografkę, można też odczytywać feministycznie. Wiele bohaterek przypomina czarownice. Biją z nich moc oraz indywidualizm, które kiedyś błędnie utożsamiano z szaleństwem. Niektóre postaci emanują siłą wyzwolonych pracownic seksualnych, dumnych z własnej zmysłowości i seksualności.

Photo Elysée pokazuje między innymi sesję wykonaną w okolicach Mantui, która powstała w 1977 roku dla włoskiego „Vogue’a”. Turbeville przedstawiła kobiety, które przed wiekami mogłyby spłonąć na stosie. Jedno z mantuańskich zdjęć jest surrealistyczne – na obraz nałożono kilka różnych scen i planów.

Deborah Turbeville, Schody w Pasażu Vivienne, Paryż, Francja, listopad 1980 (©Deborah Turbeville/MUUS Collection)

Współpraca Turbeville z Comme des Garçons

Publikowała w wielu wydaniach „Vogue’a”. Podpisała kontrakt z Elizabeth Arden. Tworzyła dla Valentino. Szczególnie interesujące są serie zrealizowane przez Deborę dla Comme des Garçons. W Lozannie zobaczyć można dramatyczne, niemal żałobne zdjęcie, zrobione w XIX-wiecznym paryskim pasażu Vivienne. Obraz przedstawia kobietę noszącą ażurowy czarny welon.

Estetyka Turbeville świetnie pasowała do stylu Rei Kawakubo, która w ostatnich dekadach XX wieku szokowała i jednocześnie rzucała na kolana paryską publiczność. Japonka, założycielka CdG, zachwyciła Europę mroczną, tajemniczą i złowieszczą estetyką. Podobne scharakteryzować można atmosferę panującą na planach Debory Turbeville. Obie artystki zdetronizowały panujące ideały piękna i zmieniły normy fotografowania mody, były antymodowe i wykreowały autorskie kanony.

Na wystawie „Rei Kawakubo / Comme des Garçons: Art of the In-Between” w The Costume Institute Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku, której otwarcie poprzedziła głośna MET Gala, pokazano zdjęcia, które ukazały się we włoskim „Vogue’u” w 1981 roku. W 2017 roku wyszła z kolei piękna artystyczna książka „Deborah Turbeville: Comme Des Garcons 1981”.

Sesje wykonane przez Amerykankę dla Comme des Garçons przedstawiają nokturnowe scenerie i samotne postaci, które noszą mroczne stroje i czarne welony. Przypominają snujące się po lasach duchy, sprawczynie lub ofiary zbrodni.

Deborah Turbeville, Giselle Cafe, Tacuba, Mexico City Mexico, styczeń 1992 (©Deborah Turbeville/MUUS Collection)

Fotograficzna powieściopisarka

Zdjęcia Turbeville opowiadają nieodgadnioną historię. Jej fotografię można porównać do twórczości wielkich literatek, które łączyły malowniczość, nastrojowość, estetyczne wyrafinowanie z pogłębionym portretem psychologicznym, którego częścią bywały też strach i ból. Taka była literatura Virginii Woolf czy Emily Brontë, tak czasem pisała Eliza Orzeszkowa. Deborah Turbeville można nazwać fotograficzną powieściopisarką. Uwiecznione przez nią chwile zawsze wydawały się częścią długiej i fascynującej opowieści. Dziś, patrząc na nie, odnosimy wrażenie, że w przedstawionym na nich świecie coś na pewno działo się przed wykonaniem zdjęć i coś musiało się wydarzyć później.

W Lozannie pokazano fotografie z wydanej w 1981 roku książki „Unseen Versailles”. Materiał powstał na zamówienie Jackie Onassis. Ikona mody i dawna prezydentowa pracowała wówczas jako redaktorka w wydawnictwie Doubleday. Obrazy ukazują komnaty i pomieszczenia Pałacu w Wersalu, które zamknięto dla publiczności prawdopodobnie z powodu remontu. Zabytki są niedbale ustawione, niemal zdewastowane, a meble przykryto białymi, chroniącymi przed kurzem płachtami. Oglądamy sceny, które dziś nazwano by postapokaliptycznymi.

Rezydencja Króla Słońca została porzucona. Grasują w niej upiory. Na zdjęciach widzimy, jak jeden z najcenniejszych zabytków europejsko-północnoamerykańskiej cywilizacji zmienia się w zjawę, zaczyna się rozpadać, ulega dematerializacji, blednie i blaknie, obraca się w pył.

Deborah Turbeville: Wyjątkowa i niepowtarzalna

Deborah Turbeville, Bez tytułu, Mantoue, Włochy, 1977 (©Deborah Turbeville/MUUS Collection)

W 1977 roku Angela Taylor, dziennikarka „The The New York Times” w artykule „The Deborah Turbeville Look: Altering the Focus on Fashion” stwierdziła, że Turbeville należy do światowego triumwiratu fotografek i fotografów, który oprócz niej tworzyli mieszkający w Paryżu Guy Bourdin i Helmut Newton. Taylor podkreśliła, że Turbeville zmieniła sposób fotografowania ubrań. Zamiast tworzyć przyjemne obrazy, zadziwiała i szokowała, ukazywała dojmującą samotność.

Nie fotografowała erotycznych fantazji jak Newton i Bourdin, była bardziej romantyczna. – Jestem anty-Newtonem – mówiła o sobie. Nie fetyszyzowała mody ani kobiecych ciał. Nie uwieczniała surowych, wyrazistych scen. Ukazywała za to zamglone, czarujące wnętrza, tajemnicze lasy i ogrody, w których mogłyby żyć boginie z pogańskiej przeszłości albo jakaś stara komuna tworzona przez wyzwolone kobiety. Ubiory sabatu czarownic były jej bliższe niż szyk z wybiegów.

15 grudnia 2013 roku, po śmierci artystki, w dzienniku „The Guardian” Franca Sozzani opublikowała wspomnieniowy artykuł. Redaktorka naczelna włoskiego „Vogue’a” stwierdziła, że przez swoją bezkompromisowość Turbeville nigdy nie osiągnie tak spektakularnego sukcesu jak Newton czy Avedon. „Ludzie ze świata mody wolą bardziej komercyjnych fotografów, a jej nigdy nie zależało na komercyjnej karierze. Ponadto, musiała lubić to, co robiła, jej pracy musiała towarzyszyć pasja. Jeśli trafiła na plan, który się jej nie podobał, przyznaję, że dawała nam to odczuć. – Nie podoba mi się to miejsce. Nie podoba mi się ta modelka – narzekała godzinami. Deborah była ekstremalną indywidualistką, zarówno w życiu, jak i w pracy. Była stylowa, lecz nie modna: wysoka, chuda, elegancka. (…) nie należała do trzymającego się trendów modowego środowiska. Wręcz przeciwnie. Nie podążała za nowinkami, lecz robiła swoje” – podkreślała nieżyjąca już Franca Sozzani.

Pracując dla żurnali mód i domów mody, Deborah Turbeville zawsze zachowywała własną artystyczną osobowość, zawsze mieściła się w wymyślonym przez siebie kanonie, dlatego będzie niezapomnianą artystką.

Deborah Turbeville: Photocollage, Photo Elysée, Lozanna; do 25 lutego 2024. Wystawie towarzyszy monografia autorstwa kuratorki ekspozycji i dyrektorki muzeum Nathalie Herschdorfer. Wiele pokazywanych prac pochodzi z MUUS Collection.

Marcin Różyc
Proszę czekać..
Zamknij