Znaleziono 0 artykułów
15.07.2022

Jen Wonders: Pochwała oryginalności

15.07.2022
Fot. archiwum prywatne

Dla jednych najbardziej francuska wśród Amerykanek, dla innych – najbardziej amerykańska wśród Francuzek. Z Jen Wonders, światowej sławy influencerką i dyrektorką kreatywną z ponad 15-letnim doświadczeniem, rozmawiamy o początkach jej marki, pasji do ubrań i dodatków vintage i o tym, jak dziś zacząć w branży mody.

– Zmieniam się nieustannie. Raz lubię się ubrać z klasą, ale zawsze z jakimś twistem, czasem wybiorę denim i perły, innym razem zwykły T-shirt. Wszystko zależy od mojego nastroju – mówi Jen Wonders. Nawet jeśli ubiera się prosto, magia oryginalności tkwi u niej w detalach, np. w okularach słonecznych, których ma pokaźną kolekcję, czy wyrazistej biżuterii. – Lubię zarówno basicowe rzeczy, jak i ekstrawaganckie. Ale akcesoria muszą mieć dla mnie to „coś”, być naprawdę cool – tłumaczy. Najbliżej jej do połączenia paryskiego szyku z modową wolnością Los Angeles. I właśnie za tę ostatnią szczególnie ceni sobie mieszkanie w Stanach Zjednoczonych. Przeprowadzka tutaj zmieniła jej styl, pozwoliła eksperymentować i dała jej poczucie komfortu – tego, że nikt nie ocenia jej za to, jak wygląda.

Amerykański luz

Jen Wonders, a tak naprawdę Jennifer Azoulay, urodziła się w Paryżu, w rodzinie, która przekazała jej zamiłowanie do jakości, oryginalności, ale i ponadczasowego stylu. Jej mama prowadziła sklep z odzieżą i bielizną, w którym po szkole dziewczyna odrabiała lekcje. Naturalnie więc wchodziła w świat pięknych ubrań, a dzięki dziadkowi krawcowi – unikatowego rzemiosła.

Paryski styl nie jest jednak czymś, co w pełni do niej przemawia. – Oczywiście, że uwielbiam go za zawsze aktualne rzeczy, idealnie dopasowane dżinsy, piękne buty i torebki, włosy, jakbyś z nimi nic nie robiła, a które wyglądają wspaniale. Nie ma w nim jednak za dużo miejsca na bycie oryginalnym – tłumaczy Jen. – Ludzie kochają go, bo jest świetny, ale jeśli zaczniesz od niego trochę odbiegać, to tego nie zrozumieją – dodaje. Dlatego ona sama tak dobrze czuje się w Ameryce. – Masz tu hippisów, bardzo eleganckie i stylowe panie, dziewczyny ubrane na sportowo albo gotycko. Każdy jest inny, może miksować sobie, co i jak mu się podoba, być, kim chce, za dnia, a kim – w nocy. Paryż jest cudowny taki, jaki jest, ale nie podejmuje zbyt wiele modowego ryzyka – przyznaje Jen.

Fot. archiwum prywatne

Wśród osób, które Jennifer podziwia za styl, znajdują się – tak od siebie różne – Audrey Hepburn i Zoë Kravitz. Z czasów dorastania pamięta też niesamowite wyczucie mody swojej mamy. – Ubierała się tak, że ludzie nieustannie pytali ją, gdzie coś kupiła, skąd to ma. Świetnie łączyła ze sobą rzeczy – mówi Jen. Żartuje, że dziś sytuacja wygląda nieco inaczej, ale gdy patrzy wstecz, widzi również, jak jej własne macierzyństwo wpłynęło na to, jak się ubiera. Codzienne życie zaczęło się kręcić wokół bycia mamą dwóch chłopców, których trzeba odebrać ze szkoły czy zawieźć na trening piłki nożnej. Dlatego podstawą jej garderoby są dżinsy, ale także marynarki, najczęściej vintage.

Od mody vintage do Jen Wonders Studio

Ubrania z drugiej ręki odgrywają w jej szafie kluczową rolę, bo oferują to, co Jen ceni najbardziej – oryginalność. – Każdy z nas jest wyjątkowy, a skoro moda pozwala to wyrażać, dlaczego miałabym wyglądać jak inni? – mówi. Pierwszym jej zakupem vintage był obszyty cekinami top pochodzący prawdopodobnie z lat 30., który wyszukała, gdy przeprowadziła się do Los Angeles. Dziś jednak najcenniejszą rzeczą w jej garderobie jest inna perełka sprzed lat – denimowa kurtka, którą miała na sobie podczas nowojorskiego tygodnia mody w 2018 roku. – Wiele przełomowych rzeczy dla mojej kariery wydarzyło się w trakcie tej podróży. Kurtka pojawiła się w praktycznie każdym magazynie, a mnie przyniosła szczęście.

Fot. Getty Images

Choć dziś moda drugiego obiegu to globalny trend, w przypadku Jen zainteresowanie nią zaczęło się wiele lat temu z czysto praktycznych powodów – nie było jej wówczas stać na ubrania, które jej się podobały. Zaczęła więc szukać czegoś oryginalnego, ale na jej kieszeń, w sklepach z używanymi rzeczami. Z czasem z pasji do wynajdywania perełek, odbywania podróży po kolejnych dekadach i obserwowania, jak ewoluuje moda, narodziło się Jen Wonders Studio, niewielka marka proponująca unikatowe ubrania vintage własnoręcznie przerobione przez Jennifer. Największą popularnością wśród jej projektów cieszą się ozdabiane cekinami stare koncertowe T-shirty oraz marynarki z biżuteryjnymi pagonami. – Marka daje mi przestrzeń do realizacji moich artystycznych wizji. Cieszę się też, że nie generuję nowych ubrań. Kiedy wchodzisz do sklepu vintage, to widzisz, jak dużo już zdążyliśmy wyprodukować jako ludzkość. I co gorsza, w ogóle nie przestajemy, jest tego tylko więcej i więcej. A przecież jest tyle ubrań i tkanin, które mogą być wciąż używane. Nie jestem przeciwniczką żadnych marek, pracuję przecież z wieloma i cenię je za to, co robią, ale sama chciałam czegoś innego. Chciałam, żeby moja marka wykorzystywała to, co już powstało, a przy tym proponowała coś jedynego w swoim rodzaju – wyjaśnia Jen, która tworzy wtedy, kiedy ma natchnienie, bez przymusu, wyłącznie napędzana pasją.

Kiedy rozmawiamy o przyszłości branży pod kątem vintage, Jen przyznaje, że cieszy się, że teraz moda z drugiej ręki jest uważana za coś fajnego. Wie jednak, że samego biznesu odzieżowego nie da się zatrzymać, ludzie zawsze będą chcieli i będą musieli się w coś ubrać, a przy tym będą szukać nowych rzeczy. Ma jednak nadzieję, że społeczeństwo jest coraz bardziej świadome, dzięki czemu może niektóre osoby kupią czegoś mniej lub wybiorą coś lepszej jakości. – We wszystkim trzeba znaleźć umiar, bo jeśli jesteś na przykład studentką i chcesz się stylowo ubrać, a nie masz za dużo pieniędzy, to nie powinniśmy mówić, żebyś kategorycznie przestała kupować fast fashion. Marki coraz częściej starają się robić coś dobrego w tym kierunku i to daje mi nadzieję na przyszłość – mówi.

Moda made in Poland

Jen lubi i nosi projekty polskich marek. W szafie ma rzeczy od Lebrand, Le Petit Trou, biżuterię Rosa Chains i torebki Chylak, które uroczo wymawia, czytając z francuskiego „ch” jako „sz”. Choć przyznaje, że stało się to całkiem przypadkowo. To marki ją znalazły i zaoferowały wysłanie swoich produktów. Zwykle odmawia, ale w tym przypadku się zgodziła, bo ujęła ją ich estetyka, pasująca do jej własnej. Nie miała nawet pojęcia, że wszystkie te zapytania pochodzą z jednego kraju, dopóki nie zgromadziła sporej kolekcji produktów z metką „made in Poland”. Ceni je za jakość, wygląd, ale także za osoby, które je tworzą.

Podobne kryteria stosuje wobec pozostałych ulubionych marek, wśród których są ostatnio Christopher Esber, Dion Lee, TheOpen Product, Awake Mode, Róhe czy Bevza oraz The Attico. Z klasyków ceni przede wszystkim Miu Miu, Gucci, Saint Laurent, Hermès oraz Chanel. Do tej ostatniej ma szczególną słabość – jej pierwszą rzeczą od projektanta były czarno-złote buty Chanel, które dostała od męża. Uwielbia także torebki tego francuskiego domu mody, których na pewno nigdy się nie pozbędzie. – Nie mam córek, ale z kimkolwiek ożenią się moi synowie, trzymam dla nich te torebki – śmieje się.

Fot. Getty Images

Początki Jen Wonders

Ostatnio Jennifer znalazła swój pamiętnik z czasów, kiedy miała osiem lat. Na pierwszej stronie przeczytała: „Chcę być wielką stylistką”. Dziś śmieje się z tego, bo jak mogła już wtedy rozumieć, co to w ogóle znaczy? Od zawsze jednak chciała pracować w branży, ale nie do końca wiedziała, jak tego dokonać. Uznała, że sztuka, którą również się interesowała, da jej więcej możliwości wyboru, dlatego po liceum wybrała studia na Akademii Sztuk Pięknych. Po nich miała zdecydować, co dalej. Na uczelni spędziła osiem miesięcy, kiedy jej dobra koleżanka dostała pracę we francuskiej edycji magazynu „Elle” i dała jej znać, że szukają kogoś na stanowisko asystentki. Jen zaryzykowała i rzuciła szkołę, by w wieku 19 lat zacząć spełniać swoje marzenie o modzie. – Wiedziałam, że zawsze mogę wrócić do szkoły, a nie chciałam przegapić takiej okazji.

Fot. Getty Images

W wydawnictwie spędziła trzy lata, zdobywając doświadczenie i ucząc się, jak działa rynek. Kiedy jej umowa dobiegała końca, Jen zamiast awansu na redaktorkę wybrała przeprowadzkę do Stanów Zjednoczonych. Chciała nowego życia, nowych wyzwań, a przy tym pragnęła lepiej nauczyć się angielskiego. Zaczynała jako kelnerka, ale dzięki portfolio przywiezionemu z Paryża dostawała coraz więcej zleceń jako stylistka. Pracowała przy sesjach mody oraz ze znanymi osobami przed wyjściami na czerwony dywan. Po tym, jak poznała swojego przyszłego męża, zrobiła kolejną woltę – postanowili przenieść się we dwójkę do Paryża. Tam zaczęła pracę dla domu mody Dior jako visual merchandiser. Uwielbiała swoje zajęcie, bo łączyło kreatywność i DNA marki, i przez kolejne sześć lat pięła się po szczeblach kariery.

To właśnie w czasach Diora, jeszcze przed Instagramem, narodziła się Jen Wonders. Pracując we francuskim domu mody na wysokim stanowisku, nie czuła się komfortowo, pokazując siebie w sieci, więc wymyśliła dla siebie nową tożsamość, którą rozwijała po godzinach na blogu. – Zastanawiałam się, kim mogłabym być, i z mężem zaczęliśmy grę słowną z angielskim „wonder”, czyli właśnie „zastanawiać się”. Jednocześnie słowo to oznacza także „cuda” oraz „zdumienie”. Jest więc niesamowicie figlarne i po latach ma jeszcze większy sens, szczególnie w kontekście mojej marki – opowiada Jennifer.

Fot. Getty Images

Jak dziś próbowałaby wejść do branży, gdyby znów miała 19 lat? – Ostatnio rozmawiałam o tym z moim 13-letnim synem, który mocno interesuje się modą. Powiedziałam mu, że jeśli chciałby zacząć, to na jego miejscu spróbowałabym stworzyć dwie, trzy rzeczy i założyłabym je do szkoły czy na miasto, żeby sprawdzić, jak reagują na nie ludzie. Jeszcze jest za młody, ale gdyby miał już 19 lat, to poradziłabym mu założenie Instagrama. Tam mógłby pokazywać swoje prace, choć wiadomo, że to wymaga czasu. Najważniejsze jest jednak zacząć coś robić – mówi.

Dla niej samej Instagram jest dziś głównym narzędziem pracy i wciąż stanowi świetne źródło inspiracji. Jen szuka tam najczęściej tych związanych z wnętrzami, ponieważ samodzielnie urządzała swój pierwszy dom. Właśnie kupiła drugi: wymarzony, położony na wzgórzach, który także planuje sama odnowić. – Urządzanie wnętrz to dla mnie naprawdę świetna zabawa, szczególnie że dla mnie dom jest jak ubranie – pokazuje, kim jesteś – tłumaczy. I gdyby teraz sama miała zaczynać, to pewnie prędzej wzięłaby się do projektowania, czyli tego, czym głównie zajmuje się dzisiaj. Jak mówi: – Mam frajdę z tego, co obecnie robię. Przede wszystkim ze względu na wolność planowania czasu i przestrzeń na kreatywność. Nie byłabym jednak w tym miejscu, gdyby nie moje poprzednie doświadczenia, gdyby nie to, że przez dziesięć lat robiłam niemalże wszystko, pracowałam, z kim się dało, i wyciągałam z tego naukę.

Ismena Dąbrowska
Proszę czekać..
Zamknij