Znaleziono 0 artykułów
21.12.2019

Jadłonomia: Roślinne święta

21.12.2019
(Fot. Celestyna Król)

Porozumienie ponad podziałami, rodzinna bliskość i barszcz z uszkami w wazie. Światełka się nie plączą, choinka się nie sypie, a już na pewno nikt się z nikim nie kłóci – tak wyglądają święta w reklamach. Czy mogą wyglądać tak również w rzeczywistości, zwłaszcza jeśli przy jednym stole mają się spotkać weganie, wegetarianie i mięsożercy?

Jak zawsze zaczynam od podchwytliwego pytania. Chciałabym rozprawić się ze stereotypem, że ludzie dzielą się na tych, którzy jedzą mięso, i tych, którzy go nie jedzą. Przecież zgodnie z badaniami IBRIS aż 58 proc. Polek i Polaków deklaruje, że chce jeść mniej mięsa, a co druga młoda osoba sięga po roślinne produkty w sklepach (badania dla Roślinniejemy, 2019). Nie ma już wrogich obozów, które święta wykorzystują jako okazję do walki o to, kto ma rację.

Jesteśmy zgodni, że warto jeść czasem mniej mięsa i w ten sposób zadbać o zmiany klimatyczne, własne zdrowie lub środowisko. Każdy może wybrać argument, który jest mu najbliższy. Dlatego święta mogą albo powinny być okazją do wspólnej radości z jedzenia. Nawet jeśli jemy różne potrawy. Zwłaszcza że naprawdę więcej nas przy wigilijnej kolacji łączy, niż dzieli, bo tradycyjnie polska Wigilia jest postna, a to znaczy, że wszystkie odświętne potrawy są zupełnie bezmięsne. Barszcz z uszkami, pierogi z kapustą i kompot z suszu mogą być inspiracją do rozmowy na temat polskich roślinnych smaków. Pewnie czasami przyjdzie w gościnę wujek, który lubi żartować z tego, że marchewka też ma uczucia. I takiego wujka można wysłuchać – skoro słyszeliście ten żart już sto razy, to dacie radę też sto pierwszy – a potem podsunąć mu pod nos półmisek z czymś wyjątkowo pysznym. I opisać to danie tak, jak wspominałam tutaj (felieton „Smacznie i ze smakiem”), czyli bardzo smakowicie i wcale nie wegańsko. A za tym, że na wujka to zadziała, przemawia nawet nauka.

Podpis

Smakowite nazwy

Boczniaki w pomidorowej marynacie z cynamonem, ostrą papryką i rodzynkami. Albo wykwintny bigos z boczniakami, podgrzybkami, czerwonym winem i suszonymi śliwkami. A do tego aromatyczny pasztet z cząbrem, majerankiem i suszoną żurawiną. Czy komuś zaczęły intensywniej pracować ślinianki? To bardzo możliwe, bo właśnie takie nazwy zachęcają nas do jedzenia. Opisywanie smaków, zwłaszcza takich, które brzmią na tyle znajomo, że można je sobie wyobrazić, zachęca nas do jedzenia. Bardzo apetycznie ilustruje to eksperyment trzech naukowców z Uniwersytetu Stanford. Badanie miało sprawdzić, czy nazwy potraw wpływają na nasz wybór. W tym celu troje naukowców z Uniwersytetu Stanford nadawało roślinnym potrawom w akademickiej stołówce różne nazwy – czasem te same buraki nazywano po prostu burakami, czasem ostrymi burakami z chili i kwaśną limonką, a kolejnym razem antyoksydacyjnymi burakami i wreszcie burakami bez cukru. Pierwsza nazwa jest neutralna, druga opisuje smak, trzecia podkreśla aspekty zdrowotne w sposób pozytywny, a ostatnia w sposób restrykcyjny. Badanie pokazało, że warzywa opisywane poprzez swoje smaki i aromaty były wybierane najczęściej, sięgało po nie 25 procent osób więcej. Nie stwierdzono też resztek na talerzu, co znaczy, że nie tylko chętniej takie potrawy wybieramy, ale też że zjadamy je do samego końca. Częstsze wybieranie roślinnych dań i brak resztek brzmi jak coś, co może zrewolucjonizować rodzinne kolacje.

Podpis

Dla każdego coś pysznego

Wciąż pozostaje jeszcze decyzja, jakie potrawy przygotować na święta. A nie jest to łatwe, bo z każdego profilu na Instagramie wychyla się obietnica najlepszych pierników, najsmaczniejszego pasztetu i doskonałego bigosu. Łatwo można się załamać, bo przecież nie sposób zrobić wszystkiego. Dlatego zamiast słuchać obietnic, nawet tych na Jadłonomii, przypomnijcie sobie, co najbardziej lubią jeść wasi bliscy. Może tata jest miłośnikiem grzybów, a mama uwielbia barszcz, wtedy przygotujcie boczniaki marynowane z pieczonymi burakami, czerwoną cebulą, żurawiną i olejem lnianym. Albo kuzynka uwielbia dziczyznę, a szwagierka nie je glutenu – wtedy możecie upiec soczewicowy pasztet z czerwonym winem, jałowcem i rozmarynem. A jeśli nikt w rodzinie nie przepada za bigosem, to może nie warto go robić, nawet z najbardziej zachwalanego przepisu. Niech przewodnikiem po świątecznym jadłospisie będą marzenia i fanaberie najbliższych, a nie blogi.

Podpis

Stół pełen wspomnień

Na koniec mój ulubiony pomysł. Podpytajcie dziadka lub babcię o ulubione, odłożone do lamusa rodzinne wigilijne przepisy. Kapusta z grochem babci, krokiety z grzybami prababci – na pewno jeśli porozmawiacie z najstarszymi członkami rodziny, podzielą się jakimś wspomnieniem roślinnych bożonarodzeniowych smaków z dzieciństwa – dawniej post był jeszcze surowiej przestrzegany. Nie muszą to być dokładne receptury, wypytajcie o smak i wygląd, resztę załatwicie poszukiwaniem w Google’u. I kiedy już znajdziecie jakiś przepis, możecie spróbować przygotować danie. Nawet jeśli wyjdzie niedoskonałe, nic się nie stanie, pamięć kulinarna wiele wybacza. Seniorzy będą wzruszeni, rodzina spacyfikowana, a wy najedzeni. Będzie zupełnie jak w reklamie, tylko jeszcze lepiej, bo naprawdę.

Marta Dymek
Proszę czekać..
Zamknij