Znaleziono 0 artykułów
29.02.2024

Klasyka LGBT+: Film „Gra pozorów” z 1992 roku

29.02.2024
Fot. Miramax/Courtesy Everett Collection

Neil Jordan w „Grze pozorów” pyta, co to znaczy być stuprocentową kobietą i prawdziwym mężczyzną. Thriller polityczny z 1992 roku podejmuje temat nie tylko konfliktu w Irlandii Północnej, lecz także tożsamości płciowej. 

Fergus (Stephen Rea) jest żołnierzem w cywilu, służy w armii, której oficjalnie nie ma. Jody (Forest Whitaker) na co dzień pewnie nosi mundur, jego armia umie i lubi się pokazać. No ale nie dzisiaj, dziś Jody jest na przepustce. Mężczyźni oficjalnie służą słusznej sprawie, swoim ojczyznom, odpowiednio Irlandii i Anglii. Ale robią to jakby bez entuzjazmu – nie wkładają w pracę rozgrzanego do czerwoności serca. Patriotyzm to chwilami czerstwy kawał chleba. Czas ustawia ich naprzeciwko siebie, charaktery upominają się o układ ramię w ramię. Niestety historia rulez, dlatego przyjaźń, chociaż ma sens i przez sześć sekund ociera się o intymność, nie dostaje szansy. Jody ginie, Fergus musi znikać, by w mniej wymagającym miejscu na ziemi zacząć od zera. Tylko co zrobi z przeszłością, ile zechce zapomnieć?  

Neil Jordan w filmie „Gra pozorów” podejmuje temat tożsamości i orientacji 

Pierwsze 50 minut „Gry pozorów” to rasowy thriller polityczny. Potem w historii, tej wielkiej, jak i tej na skalę człowieka, elegancko miesza Dil (Jaye Davidson), miłość życia Jodyego. Dil to dziecko ciekawszych rewirów Londynu, gdzie o szczęściu nie decyduje kasa, ale raczej odwaga osobista, świadomość, kim jestem, charyzma. To dzielnicowa diwa, do której lgną oryginalne egzemplarze samców alfa. Na razie ma nad nimi przewagę, ale młodość lada chwila się skończy, a wraz z nią luksus porzucania i udawania, że tak jest bosko, że to nasza druga natura. Nawet totalni indywidualiści potrzebują kogoś, kto będzie obok zawsze, bez względu na wszystko. Takim kimś był Jody, ale zginął. Takim kimś może być Fergus, jeżeli oddzieli prawdę od stereotypów i wyuczonych uprzedzeń. Film Neila Jordana jest testem, na którym nie da się ściągać. Co to znaczy być stuprocentową kobietą i prawdziwym mężczyzną? – pyta reżyser. Kto i według jakiego wzoru kobiecość i męskość oblicza? I jak jest z tą miłością – zakochujemy się w drugim człowieku czy tylko w wybranych częściach jego ciała? 

Grana przez Mirandę Richardson Jude to jedna z najbardziej stylowych bohaterek filmowych 

Lawiruje jak szóstoklasista w louboutinach matki, cel: podgrzać apetyt, ale nie spalić intrygi – Neil Jordan dostał za scenariusz Oscara. Bez zdemaskowania petardy na drugim planie misja się jednak nie uda: Miranda Richardson w roli Jude, przynęty IRA, jest po prostu fenomenalna. To matka chrzestna wszystkich wonder women tego świata, femme fatale, która zdezerterowała z manierycznego kina. Przed akcją, w wyniku której londyńskiej palestrze ubędzie jeden stetryczały sędzia, klient burdelu w centrum, Jude robi full make-up, jednym pociągnięciem dłoni prasuje żakiet z przekombinowaną baskinką, na toaletce stoi flakon perfum Rive Gauche Yves Saint Laurent. „Gra pozorów” to dla wyobraźni tankowiec paliwa. Mia Wallace z „Pulp Fiction” jest młodszą siostrą Jude – w rzeczy z jej garderoby co drugi sezon wciskają się klientki MiuStelli McCartneyJW Andersona. Jeżeli Dil jest aniołem zdolnym do zemsty, to Jude, malując usta szminką, przeciąga sprawiedliwość na swoją stronę.   

„Gra pozorów” zaczyna się w wesołym miasteczku: diabelski młyn, wysokokaloryczne słodycze, strzelnica. Jak się człowiek przyłoży i los mu sprzyja, może wygrać tu wszystko, czego wcale nie pragnie – pluszowego misia w kolorze millennial pink na przykład. Kamera czule obejmuje instytucję, która ulokowała się na brzegu rzeki Nanny w Laytown. To nie tandetna makieta z Hollywood, tylko autentyczna kraina dzieciństwa reżysera. Pod tym mostem zmarł jego ojciec, był na rybach. Historie z podwójnym dnem i emocjonalną katapultą zapamiętuje się łatwiej, gdy ekipa dopieszcza ścieżkę dźwiękową. Tytułową piosenkę w „The Crying Game” słyszymy trzy razy, za każdym razem w innym wykonaniu. Najlepsze Jordan zostawił na koniec końców – na napisach Boy George śpiewa hipnotyzująco, bez manieryzmu, jakby to była jego historia. 

Piotr Zachara
Proszę czekać..
Zamknij