Znaleziono 0 artykułów
08.01.2021

Książka tygodnia: Etgar Keret, „Usterka na skraju galaktyki”

08.01.2021
Etgar Keret (Fot. Leonardo Cendamo/Getty Images)

Etgar Keret już nie jest kudłatym chłopakiem, lecz pisarzem w średnim wieku, dla wielu – autorytetem. Ale jego wyobraźnia jest ciągle rozbujana jak łódka w sztormie, zaś językowe, absolutnie celowe chropawości zmuszają do większej uwagi tam, gdzie chce pisarz. Zawsze pisał o sprawach domowych, z kawiarni lub z podwórka. Tym razem jest jeszcze bardziej kameralny, skromniejszy. Znakomita książka.

Nie jest tak, że w rodzinnym domu Etgara Kereta nie było książek – w jednym z wywiadów wspominał, jak mama czytywała mu „Lokomotywę” Juliana Tuwima – ale równoległe miejsce z książkami zajmowali rodzice. Byli Ocalonymi z Zagłady emigrantami z Polski (mama warszawianka, ojciec – z dawnych Kresów Rzeczypospolitej), z aspiracjami, jak się zdaje, typowymi dla ludzi, którzy widzieli ostateczny Kres. Chcieli należeć do powstającej właśnie, wówczas cienko przędącej izraelskiej klasy średniej. Od reszty różnili się zaskakującą wyobraźnią, a ta pozwalała nie tylko żyć z fantazją i okiełznać demony Holocaustu, ale też z każdego widzianego zdarzenia uczynić pasjonującą historię, a w dotykane przedmioty wkładać dusze.

Obowiązywał też w domu Keretów obyczaj: dzieciom nie czyta się książek (nie było to rygorystycznie przestrzegane), bo mogą to robić same, ale opowiada barwnie i ciekawie. Mogły to być historie prawdziwe, lecz wielowariantowe albo cudowne zmyślenia, najczęściej zaś – pomieszanie jednych z drugimi. Kiedy więc Keret został pisarzem, wiedział, iż w jego fachu wyobraźnia, której nic nie ogranicza, jest równie ważna jak umiejętność zgrabnego składania słów. Zaś czytelnik do końca nie był pewien, czy opowiadanie o pierwszej randce jego rodziców to wspaniale zakręcona blaga, czy może najczystsza prawda (ojciec, lekko wstawiony, nasikał na mur amerykańskiej ambasady, został wsadzony do policyjnej suki, ale wymknął się jakimś cudem i przechodzącej obok przepięknej panience przedstawił się jako agent ścigający seryjnego mordercę; to tylko początek). Czy prawdą jest, że tata wynajął ich mieszkanie firmie handlującej kafelkami, więc kiedy brał prysznic, często zaglądali do niego jacyś klienci, żeby przyjrzeć się glazurze? Nie mamy pojęcia, choć ja mu wierzę.

Na dodatek Keret wychował się w Ramat Ganie pod Tel Awiwem, wtedy miasteczku proletariackim, więc lekko łobuzującym. Stamtąd wziął język, a raczej garść rozmaitych dialektów ulicy, których nie odważyliby się używać najwięksi izraelscy autorzy uznający, iż dźwięki literatury muszą być krystalicznie przepiękne. Przed Keretem nikt tak po hebrajsku nie pisał. Cóż więc się dziwić, że młodsi izraelscy czytelnicy natychmiast pokochali Etgara (choć zachwycał się nim również Amos Oz), a zaraz po nich cały świat.

Etgar Keret, „Usterka na skraju galaktyki” (Fot. Materiały prasowe)

A teraz mamy nowy zbiór jego opowiadań „Usterka na skraju galaktyki”. I jest w nim wszystko, za co Keret został słusznie uznany za galaktycznego właśnie czempiona krótkiej formy. No bo kto poza nim umiałby dostrzec, iż samobójca stojący na krawędzi dachu jest w oczach dziecka supermanem, który zaraz pofrunie obdarzony nadzwyczajnymi mocami, jak w komputerowej grze? Kto inny wymyśliłby, iż można postawić w pokoju koncentrat samochodowy jako memento po ojcu, o którym wolałoby się zapomnieć i uczyniło wszystko, by wymazać go z życia? Czymże jest ów koncentrat? – nie powiem, sami się dowiedzcie.

„Usterka” jest nieco inna niż pozostałe książki Kereta. Może dlatego, że pisarz przekroczył pięćdziesiątkę (urodził się w 1967 r.) i postrzega dziś świat inaczej niż kilka dekad wcześniej. To już nie jest kudłaty, leworęczny chłopak, lecz pisarz w średnim wieku, a dla wielu młodszych i starszych – drogowskaz i autorytet. Jego wyobraźnia jest ciągle rozbujana jak łódka w sztormie, zaś językowe, absolutnie celowe chropawości zmuszają do większej uwagi tam, gdzie chce pisarz. Zawsze pisał o sprawach zwyczajnie niezwyczajnych, kameralnych, domowych, z kawiarni lub z podwórka, gdzie odkrywał miłość, zazdrość, niezdarność, namiętność oraz słabości czy siłę swoich bohaterów. Lecz tym razem jest jeszcze bardziej kameralny, skromniejszy, choć tytuł zbioru wziął z doświadczenia granicznego: przeżył wypadek samochodowy, a podczas tych kilku sekund pomyślał, iż jego śmierć byłaby tak istotna jak właśnie usterka na skraju galaktyki. Też trzeba to potrafić, a wtedy jedno opowiadanie może być do łez i do śmiechu, do błahych żartów i do ironicznego namysłu, słowem – do wszystkiego, co w życiu ważne. Znakomita książka.

* Etgar Keret, „Usterka na skraju galaktyki”, z hebrajskiego przełożyła Agnieszka Maciejowska, Wydawnictwo Literackie

Maria Fredro-Boniecka
Proszę czekać..
Zamknij