Znaleziono 0 artykułów
11.06.2021

Książka tygodnia: Vivian Gornick „Przywiązania”

11.06.2021
(Fot. Mitchell Bach, mat. prasowe)

„Przywiązania” Vivian Gornick to wybitna książka o relacji matka – córka. Dodaje odwagi, działa jak namiastka terapii. Lektura obowiązkowa!

Przywiązania” były pierwszą w moim pokoleniu książką – bo zadziałały jak efekt domina – w której opowieść o relacji matki i córki stała się tematem głównym – mówi autorka Vivian Gornick w wywiadzie dla „Magazynu Książki”, jedynym udzielonym polskim mediom. Dalej dodaje: – Gdybym cokolwiek zmyśliła, gdybym nie dała pełnego obrazu, książka okazałaby się klapą. Jej siła leży w prawdzie, bardzo skomplikowanej, ale przez to trudnej do podważenia.

Dlaczego dopiero teraz, po 34 latach, dostajemy polskie tłumaczenie tak ważnej książki? Czy dopiero do niej dorosłyśmy (dorośliśmy)? Wolałabym ją przeczytać już 20 lat temu; pewnie wiele kobiet też chciałoby ją wcześniej przeczytać. Bo to bardzo wspierająca lektura. Dodaje odwagi. Może nawet być namiastką albo elementem terapii. Do tego uświadamia coś gorzkiego: „wiara w to, że rodzina równa się otwartość i solidarność, jest błędem”. Tak sądzi sama autorka.

Vivian Gornick uważana jest za prekursorkę eseju autobiograficznego, ale też za radykalną feministkę. Sama siebie nazywa dziś centrystką, a radykalnymi określa kobiety z ruchu #MeToo. Jej „Przywiązania” są autobiograficzne i feministyczne. Ale również podwójne w narracji. Akcja książki – jeśli takim słowem możemy określić życie – toczy się na dwóch poziomach czasowych. Pierwszy to dzieciństwo i młodość Vivian w jej wspomnieniach, pełne sekretów, rozterek, przygód, lęków, obserwacji życia w kamienicy na Bronksie w Nowym Jorku. Drugi poziom to Nowy Jork lat 80. i długie spacery po mieście z matką.

Wchodząc do kamienicy na Bronksie, wchodzimy w świat kobiet. Mężczyźni są niewidoczni, idą o świcie do pracy i wracają w nocy. Sąsiadki spotykają się, rozmawiają, wieszając pranie – każde mieszkanie ma własny sznur – plotkują, pomagają sobie, pożyczają artykuły pierwszej potrzeby, proszą o porady. „Żyłam w tej kamienicy między szóstym a dwudziestym pierwszym rokiem życia. Mieszkań było dwadzieścia, po cztery na piętrze, a cały budynek zapamiętałam jako zamieszkany przez kobiety. Mężczyzn nie pamiętam wcale. Byli tam oczywiście – mężowie, ojcowie, bracia – ale pamiętam jedynie kobiety. I pamiętam je właśnie takie, ordynarne jak Druckerowa albo zadziorne jak moja mama. Nie mówiły jak osoby, które rozumieją, kim są i jaki pakt zawarły z losem, ale często właśnie się tak zachowywały. Chytre, krewkie, nieuczone, miały rozmach z postaci z Dreisera. (…) A ja – dziewczyna dorastająca wśród nich, formowana na ich obraz i podobieństwo – chłonęłam je jak chloroform ze szmatki przytkniętej do twarzy. Potrzebowałam trzydziestu lat, żeby zrozumieć, jak bardzo je rozumiałam”.

Wszyscy sąsiedzi to imigranci. Vivian mieszka z rodziną w żydowskiej części dzielnicy. Poza jedną rodziną irlandzką, jedną rosyjską i polskim dozorcą w jej kamienicy mieszkają sami Żydzi. Matka autorki wyróżnia się, bo jako jedyna posługuje się angielszczyzną bez obcego akcentu. Uważa się za mądrzejszą, lepszą. Sąsiadki często odwiedzają ją, by się zwierzyć, by rozsądziła spór. A ona nie szczędzi krytyki i szorstkich odpowiedzi. „To absurd” – powtarza, co w przyszłości przejmie córka. Lub ocenia: „nierozwinięta kobieta” – w przeciwieństwie do niej, osoby rozwiniętej, „kogoś o wyższej umysłowości i wrażliwości”. Gdy przedwcześnie umiera ojciec Vivian, ich dom wywraca się do góry nogami. Matka zapada w żałobę – w pierwszej fazie histeryczną, w kolejnej depresyjną – która ciągnie się latami. Płacze całymi dniami, nie zajmuje się dziećmi, jest skupiona wyłącznie na swoim bólu. W końcu pójdzie do pracy, by wypełnić czymś pustkę choć na kilka godzin dziennie. Vivian ma wtedy osiem lat.

Na spacerach po Nowym Jorku lat 80. lub w mieszkaniu matki, gdzie czasem się spotykają, Vivian słucha po kilka razy tych samych opowieści, żeby jeszcze więcej z nich wyciągnąć. Ale matka też ją wypytuje, choćby o mężczyzn, którzy się przewinęli przez życie Vivian. Rozmawiają godzinami, kłócą się, obrażają, ale i śmieją. Poczucia humoru obu nie brakuje. Nieraz zaskakują się wzajemnie. Pewnego dnia opowiadają sobie o aborcjach, które obie mają za sobą:

„– Miałam aborcję w mieszkaniu na Zachodniej Osiemdziesiątej Ósmej, taką z nogami na ścianie i zastrzykiem petydyny od lekarza z gabinetu na rogu Pięćdziesiątej Ósmej i Dziesiątej.

Mama, słuchając kiwa głową, jakby ten opis brzmiał znajomo, jakby niczego innego się nie spodziewała. Potem oznajmia:

– Miałam aborcję w klubie nocnym w piwnicy w Greenwich Village, taką za dziesięć dolarów, u lekarza, który przez większość czasu trzymał w ręce swojego penisa.

Spojrzałam na nią z uznaniem. Przelicytowała mnie popisowo. Obie równocześnie parsknęłyśmy śmiechem. Niespodzianka”.

„Przywiązania” to lektura doskonała i obowiązkowa dla kobiet, córek i matek, ale też mężczyzn. Bo ich skąpa obecność w książce też wiele mówi. A przy okazji świetny miniprzewodnik po Nowym Jorku. Pisarka do dziś mieszka na Manhattanie.

Vivian Gornick, „Przywiązania”, z angielskiego przełożył Łukasz Witczak, wydawnictwo Filtry

Maria Fredro-Smoleńska
Proszę czekać..
Zamknij