Znaleziono 0 artykułów
10.08.2025

Kto płaci na randce? Jak dzielić koszty w świecie współczesnego randkowania?

Kto płaci na randce w dobie feminizmu, heterofatalizmu i kryzysu ekonomicznego? (Fot. David De Lossy)

Kto powinien płacić na randce? To wciąż aktualne pytanie, zwłaszcza gdy jesteśmy hetero. Jeszcze kilka lat temu milenialki były za podziałem rachunku w imię niezależności czy równości. Czy wciąż są tego samego zdania? Czy wobec wypalenia randkowego i świadomości gender pay gap wciąż są skłonne do dzielenia rachunku?

Loading the Elevenlabs Text to Speech AudioNative Player...

Pierwsza randka to stresująca sytuacja. Z jednej strony ekscytacja, z drugiej stres, niepokój. Obawiamy się niezręczności czy wręcz idziemy jak na ścięcie, nie licząc na zbyt wiele w czasach postępującego heterofatalizmu – braku wiary, że uda się znaleźć wartą uwagi i wysiłku osobę, która będzie gotowa stworzyć z nami coś więcej. Dlatego też część z nas w ramach pierwszej randki wybiera opcję spaceru czy innej rozrywki, która nie wiąże się z kosztami. Jednak nawet w przypadku biletu na wystawę czy kawy może pojawić się pytanie, kto powinien zapłacić. Niezależnie od ceny, to jak podejdziemy do sprawy, może mieć wpływ na to, jak potoczy się znajomość. Działać niczym statement czy wyznaczenie granic?

Kto płaci na pierwszej randce? Savoir-vivre versus współczesne randkowe realia

Zgodnie z zasadami etykiety kto zaprasza na spotkanie, ten za nie płaci. Ale dziś to rzadko bywa takie proste, kiedy flirtując w aplikacji randkowej czy w prywatnych wiadomościach na Instagramie, wspólnie dochodzimy do wniosku, że czas na spotkanie w realu. Jak możemy przeczytać w tekście „For Gen Z, an Age-Old Question: Who Pays for Dates?" opublikowanym na łamach „The New York Times” większość kobiet nadal oczekuje, że to mężczyzna zapłaci na pierwszej randce – nawet jeśli to one zaproponowały spotkanie. A może właśnie dlatego, że one włożyły sporo wysiłku, by doprowadzić do randki. Jednocześnie rośnie liczba kobiet, które widzą w płaceniu za siebie wyraz autonomii. Dla niektórych to sposób na uniknięcie zobowiązań, subtelne postawienie granic lub komunikat. – Nie chodzi o pieniądze, tylko o kontrolę – mówi mi 30-letnia Sandra z Wrocławia. – Jeśli płacę połowę, nie czuję się niczyją dłużniczką. Nie muszę się tłumaczyć, dlaczego nie chcę się zobaczyć ponownie. Dzielenie rachunku na pół lub płacenie za siebie wydaje się nowoczesnym, uprzejmym i logicznym rozwiązaniem. Może jednak być odebrane jako... brak zainteresowania.

Transparentne i równościowe podejście do płacenia na randce zyskuje na popularności w dobie kryzysu ekonomicznego

Coraz więcej randek kończy się dzieleniem rachunku albo płaceniem na zmianę. Trend ten dotyczy nie tylko Polski, lecz także Stanów czy Wielkiej Brytanii. Transparentne i równościowe podejście zyskuje na popularności, bez wątpienia wpływ na to mają rosnące koszty życia i konieczność odbycia wielu randek, zanim trafi się na kogoś, z kim chce się stworzyć coś więcej.

Jak zauważa „Business Insider", randki po prostu stały się drogie. 60 proc. osób z generacji Z i aż 9 proc. milenialsów deklaruje, że nie wyda więcej niż 50 dolarów na pierwsze spotkanie. W przeliczeniu na złotówki – dla wielu i tak sporo. Stąd wzrost popularności tanich i darmowych form randkowania: spacery, rowery, kawiarnie zamiast restauracji.

Wypalone randkowaniem kobiety nie są już skore do dzielenia rachunku i uważają, że w randki inwestują więcej niż mężczyźni

Jak zauważa „Vogue Business", kobiety płacą więcej za „bycie gotową na randkę”, jeszcze zanim pojawią się na miejscu: makijaż, manicure, depilacja, stylizacja, zwłaszcza że żyjemy w dobie „różowego podatku” – ukrytych kosztów ponoszonych przez kobiety (droższe kosmetyki, usługi, ubrania). Randka jawi się więc jako inwestycja czasu i pieniędzy. Nic więc dziwnego, że wiele z nich oczekuje, że mężczyzna zapłaci za rachunek. Randka bez makijażu, trend na TikToku, to także inwestycja – trzeba zadbać o siebie, swoją skórę, by móc zrezygnować z podkładu i tuszu.

Dochodzi do tego jeszcze kwestia tego, że wiele kobiet wciąż zarabia gorzej od mężczyzn, nawet na tych samych stanowiskach, z tym samym wykształceniem i doświadczeniem. Część facetów, zwłaszcza młodszych, jest świadoma gender pay gap i pink tax, więc są gotowi zapłacić za spotkanie. Dla części kobiet gest zapłacenia rachunku przez mężczyznę to nie utrata niezależności – a wyrównanie wkładu. I nie chodzi o pieniądze, ale o uczciwość. Jednak mężczyźni, nawet kiedy skorzy są płacić, chcieliby, aby kobiety, z którymi się spotykają, zapytały, czy partycypować w kosztach. To gest uprzejmości. Z kolei kobiety nie tylko chcą wyrównania kosztów, ale o prostu chcą poczuć się wyjątkowo, poczuć, że mężczyźnie zależy. Oczywiście świadczyć o tym może nie tylko pokrycie rachunku.

Płacenie za pierwsze spotkanie w związkach nieheteronormatywnych

W parach LGBTQ kwestie płacenia są związane z dynamiką relacji. Często rachunek dzielony jest automatycznie, czasem płaci osoba starsza lub ta, która więcej zarabia, czy ta, która zaprasza. Otwarte mówienie o pieniądzach bywa bardziej naturalne niż w randkach hetero.

Pierwsza randka: Jak uniknąć niezręczności związanej z tym, kto opłaca rachunek?

Można iść na spacer i uniknąć sytuacji, w której przyjdzie do płacenia. Ale od tematu nie uciekniemy, wypłynie on wcześniej czy później. Na randkach, zwłaszcza pierwszych, uważam, że jednym z lepszych tematów jest rozmowa o... randkowaniu. Obśmianie jego trudów i szczere przedstawienie swojego podejścia oraz poznanie tego, co myśli druga strona. Rozmowa o tym, kto powinien płacić na randce, jak dzielić koszty, to chyba najlepsze wyjście z sytuacji i sposób na uniknięcie niezręczności.

Długo byłam przekonana, że powinnam sama płacić za siebie na randkach – miał to być wyraz mojej niezależności i nowoczesności, jak i pewnego bezpieczeństwa. Cóż, wiele z nas zna te sytuacje, kiedy za drinka czy dwa facet uważa, że kupuje sobie do nas dostęp... Dzisiaj myślę, że trzeba po prostu rozmawiać. Można umówić się na podzielenie rachunku tu i teraz czy obiecać, że stawia się następnym razem, kiedy spotkanie pójdzie pomyślnie. Absolutnie nie mam już też problemu, by ktoś za mnie zapłacił. Jeśli ktoś zaprasza, przyjmuję. Doceniam też, kiedy ktoś, zwłaszcza nie znając jeszcze mojego podejścia, po prostu pyta, czy może postawić mi kawę, drinka czy kolację. Rozmowa o pieniądzach na pierwszej randce to naprawdę świetne rozwiązanie, w dodatku może być wstępem do ustalenia podziału kosztów w związku, jeśli dobrniemy do tego etapu.

A może w pytaniu „kto płaci?” kryje się coś więcej?

Choć savoir-vivre mówi jasno: kto zaprasza, ten płaci, to współczesne randki zmieniają zasady gry i pokazują, że zwykły z pozoru podział rachunku może być czymś więcej. Czasem płacenie za siebie to akt niezależności. Czasem – chęć zakończenia wieczoru bez zobowiązań. Innym jeszcze razem sposób, by nie czuć się winną za to, że nie odwzajemniasz emocji. Bez wątpienia równość nie oznacza, że zawsze ma być po równo. Powinno być po prostu uczciwie, na wspólnie pasujących obu osobom zasadach. A to oznacza chęć podjęcia tematu, szczerą rozmowę i elastyczność.

Paulina Klepacz
  1. Styl życia
  2. Społeczeństwo
  3. Kto płaci na randce? Jak dzielić koszty w świecie współczesnego randkowania?
Proszę czekać..
Zamknij