Znaleziono 0 artykułów
05.04.2019

László Nemes: Nienawiść wymyka się spod kontroli

05.04.2019
Kadr z filmu "Schyłek dnia"( Fot. materiały prasowe)

W toczącym się w przededniu I wojny światowej „Schyłku dnia” reżyser oscarowego „Syna Szawła” ujarzmia demony belle époque. Inspirowana babcią Nemesa główna bohaterka Írisz Leiter dźwiga ciężar nie tylko własnej egzystencji, ale całego środkowoeuropejskiego losu, który zawsze był naznaczony cierpieniem, słabością i poczuciem krzywdy, także tej niezawinionej.

W swoim poprzednim filmie, „Synu Szawła”, patrzyłeś na świat z perspektywy mężczyzny. Główną bohaterką „Schyłku dnia” postanowiłeś natomiast uczynić kobietę. Dlaczego?

Pewnie dlatego, że pierwszą osobą, która opowiedziała mi o historii XX wieku, była moja babcia urodzona na początku wieku, a więc w czasach opisywanych w „Schyłku dnia”. W swoim długim życiu doświadczyła cierpienia, wojen i totalitaryzmów. Stworzony przeze mnie w dzieciństwie obraz wrażliwej kobiety skonfrontowanej z okrucieństwem dziejów wrył mi się w pamięć tak mocno, że najwidoczniej teraz, trochę podświadomie, postanowiłem zrekonstruować go w filmie.

Mimo różnicy płci bohaterów „Schyłek dnia” łączy z „Synem Szawła” wiele podobieństw, zwłaszcza dotyczących warstwy formalnej. W swoim najnowszym filmie raz jeszcze każesz widzom patrzeć na świat oczami głównej bohaterki.

Zrobiłem to, bo jako reżyser lubię wyzwania i uważam, że ograniczenia, jakie sami sobie narzucamy, potrafią być bardzo inspirujące. Poza tym jestem zdania, że w proponowanej nam przez większość filmów i książek perspektywie narratora abstrakcyjnego jest coś z gruntu nieuczciwego. W prawdziwym życiu jesteśmy przecież ograniczeni wyłącznie do jednostkowego punktu widzenia, przez co wiele rzeczy ulega zniekształceniom bądź zupełnie nam umyka. Dlaczego kino miałoby pozostawać ślepe na ten, tak bardzo przecież ważny, aspekt rzeczywistości?

László Nemes (fot. Getty Images)

Kolejnym łącznikiem pomiędzy „Schyłkiem dnia” a „Synem Szawła” jest Julia Jakab. Aktorka, która zagrała jedną z drugoplanowych postaci w „Synu”, teraz wcieliła się w główną bohaterkę „Schyłku” Írisz Leiter. Czy myślisz, że te dwie role da się w jakiś sposób porównać?

Zdecydowanie tak. Wystarczy przyjrzeć się zdjęciom Julii z obu tych filmów. W jednym z nich jest w łachmanach, na skraju wyczerpania, a w drugim nosi drogą suknię i ma nienagannie ułożoną fryzurę. W pierwszej chwili pomyślałbyś, że te dwie bohaterki żyją na dwóch różnych planetach, tymczasem pochodzą z tego samego kraju, a dystans czasowy między nimi wynosi raptem 30 lat.

Kadr z filmu "Schyłek dnia" (Fot. materiały prasowe)

Na jakiej zasadzie dobrałeś pozostałych odtwórców głównych ról?

Proces castingu był skomplikowany, bo chciałem, żeby wszyscy aktorzy byli do siebie w jakiś sposób podobni i emanowali zbliżoną energią. Od dawna jestem zafascynowany ludzkimi twarzami, więc na ten aspekt zwracałem uwagę w pierwszej kolejności. Istotny był też dla mnie określony sposób gry, gdyż uważam, że we współczesnym kinie zbyt często preferuje się ostentację i nadmierną ekspresję. Osobiście staram się iść na przekór temu trendowi, więc szukałem aktorów, którzy potrafiliby być jednocześnie charyzmatyczni i powściągliwi.

Ostatecznie nie ograniczyłeś się do Węgrów i sprowadziłeś na plan aktorów niemal z całej Europy.

To prawda. Oprócz Węgrów mieliśmy w ekipie aktorów z Polski, Niemiec, Rumunii i ze Słowacji. Szczególnie zaimponowali mi Vlad Ivanov i Marcin Czarnik, z którym pracowałem już przy „Synu Szawła”, bo specjalnie na potrzeby filmu nauczyli się mówić po węgiersku. Były to dla mnie bardzo ważne gesty, bo jeśli widzisz, że aktorzy wierzą w twój film tak mocno, że są gotowi na tego rodzaju poświęcenie, automatycznie zwiększa to twoją pewność siebie.

Kadr z filmu "Schyłek dnia" (Fot. materiały prasowe)

Mimo że przez twój film przewija się wiele postaci, ekran zdecydowanie należy do Írisz. Która cecha wydaje ci się najważniejszym aspektem jej osobowości?

Gdy pisałem scenariusz, pragnąłem, by Írisz miała w sobie coś jasnego i czystego, ale jednocześnie była naznaczona mrocznymi sekretami z przeszłości. Ta nieustanna walka jasności i ciemności rozgrywa się zresztą nie tylko w duszy bohaterki, lecz także na poziomie zdjęć, scenografii i całej formalnej warstwy filmu.

Nie obawiałeś się, że niejednoznaczność bohaterki zadziała na niekorzyść i sprawi, że okaże się ona mało wyrazista?

Postanowiłem podjąć ryzyko. W filmach historycznych drażni mnie często hołdowanie uproszczonej wizji świata, w której jedna rzecz wynika bezpośrednio z drugiej, a wszystko stanowi element tego samego ciągu przyczynowo-skutkowego. Takie podejście wynika z prostego faktu, że na przeszłość patrzymy zawsze w określonym kontekście, z dystansu, który sprawia, że pewne procesy i zjawiska rozumiemy dużo lepiej niż ludzie żyjący w tamtych czasach, a więc zmuszeni do podejmowania instynktownych, spontanicznych decyzji. Nie chcąc powielać tej kliszy, uznałem, że muszę pokazać Írisz jako osobę, która postępuje chaotycznie, miota się i nie jest pewna tego, co wydarzy się za chwilę.

László Nemes (Fot. Lester Cohen, Getty Images)

W miarę rozwoju fabuły Írisz staje się jednak coraz bardziej pewna swego.

Rzeczywiście, na początku Írisz sama dla siebie stanowi tajemnicę i dopiero z biegiem czasu odkrywa, jaka jest naprawdę. W pewnym sensie „Schyłek dnia” jest zatem opowieścią o samopoznaniu. Zaproszeniem dla widza, by zechciał towarzyszyć bohaterce w tym procesie.

Kadr z filmu "Schyłek dnia" (Fot. materiały prasowe)

Akcja „Schyłku dnia” toczy się w przededniu I wojny światowej, a więc w okresie niezwykłego rozkwitu kultury europejskiej. Czy któryś z tworzących wtedy artystów jest dla ciebie szczególnym źródłem inspiracji?

Pracując nad „Schyłkiem dnia”, nie nawiązywałem bezpośrednio do niczyjej twórczości, ale od dawna jestem pod wrażeniem książek Stefan Zweiga i Josepha Rotha. Największe znaczenie zawsze miał jednak dla mnie Franz Kafka. Wielu spośród jego najważniejszych bohaterów traktuje życie jak błąkanie się po labiryncie, z którego nigdy nie będzie mogło znaleźć wyjścia. Zupełnie to samo poczucie staje się udziałem Írisz. Do postaci z książek Kafki zbliża ją jeszcze jedno. Tak samo jak oni, Írisz dźwiga ciężar nie tylko własnej egzystencji, lecz całego środkowoeuropejskiego losu, który zawsze był naznaczony cierpieniem, słabością i poczuciem krzywdy, także tej niezawinionej.

Jakie filmy były dla ciebie istotne, gdy pracowałeś nad „Schyłkiem dnia”?

Na poziomie wizualnym inspirowałem się nastrojowymi thrillerami w rodzaju „Chinatown” i „Blue Velvet”, ale najważniejszym tytułem był dla mnie bez wątpienia klasyczny „Wschód słońca” Friedricha Murnaua. Gdy oglądałem go po raz pierwszy wiele lat temu, byłem pod wrażeniem zawartej w tym filmie mieszanki desperacji i nadziei, a właśnie w te dwie cechy chciałem wyposażyć postać Írisz.

Kadr z filmu "Schyłek dnia"(Fot. materiały prasowe)

Okres, który przedstawiasz na ekranie, w wielu filmach bywa przedstawiony w sposób uproszczony i nazbyt idealistyczny. Wkurza cię to?

Do pewnego stopnia jestem w stanie zrozumieć, z czego wynika takie podejście. Gdy przeglądam zdjęcia z początków XX wieku, sam jestem pod wrażeniem tamtejszej mody i szyku. Na Węgrzech pokusy dla tego rodzaju nostalgii są zapewne jeszcze silniejsze niż gdzie indziej, bo w czasach przed I wojną światową byliśmy częścią wielkiego mocarstwa. Pod względem geopolitycznym znaczyliśmy dużo więcej niż dziś. Oczywiście w „Schyłku dnia” nie interesowało mnie jednak odwoływanie się do tego rodzaju sentymentów. Moim celem była raczej próba jednoczesnego ukazania uroku belle époque i demonów, które niepostrzeżenie zaczęły wyniszczać ten świat od środka, a ostatecznie doprowadziły do jego spektakularnego upadku.

László Nemes na planie "Schyłku dniia" (Fot. materiały prasowe)

„Schyłek dnia” wydaje się mocno osadzony w kontekście lokalnym. Nie obawiasz się, że poza naszą częścią Europy twój film może się okazać zbyt hermetyczny i niezrozumiały?

Nie, bo gdyby przypatrzeć się cesarstwu austro-węgierskiemu z początku XX wieku, można dostrzec w nim prototyp współczesnych państw europejskich. I w jednym, i w drugim przypadku mamy do czynienia z tyglami kultur i religii, które z jednej strony stanowią wielkie bogactwo, ale z drugiej są przesiąknięte atmosferą wzajemnej niechęci, która w każdej chwili może się wymknąć spod kontroli.

Nie wierzysz w istnienie mechanizmów, które mogą nas przed tym ocalić?

Niestety, uważam, że większość z nich może przynieść więcej szkody niż pożytku. W dzisiejszym świecie chyba nic nie niepokoi mnie tak bardzo jak nasza wiara w siłę technologii. Pod tym względem znowu przypominamy naszych przodków sprzed stu lat, którzy wierzyli, że żyją w epoce nauki, przemysłu i wynalazków, które rozwiążą wszystkie ich problemy. Tymczasem dobrze wiemy, jak to się skończyło.

Piotr Czerkawski
Proszę czekać..
Zamknij