Znaleziono 0 artykułów
19.03.2023

Ruth E. Carter: Zwycięstwo, które otwiera drzwi

19.03.2023
Ruth Carter na gali rozdania Oscarów w 2023 roku (fot. Getty Images)

Ruth E. Carter zapisała się w historii Oscarów jako pierwsza kobieta koloru nagrodzona dwoma statuetkami. Obie dostała za kostiumy do filmów z serii „Czarna Pantera”. Ale jej zasługi dla kina i kultury wykraczają znacznie dalej poza te blockbustery. 

– Dziękuję Akademii za to, że rozpoznała superbohaterkę w czarnej kobiecie, która jest silna, kocha, przezwycięża problemy. Jest każdą kobietą w tym filmie. Jest moją matką – mówiła Carter, odbierając Oscara za „Wakandę w moim sercu”. Stojąc na scenie Dolby Theatre, nadal była w żałobie. Tydzień wcześniej po długiej chorobie zmarła w wieku 101 lat Mabel Carter. – Ten film mnie na to przygotował. Chadwick, proszę, zajmij się nią – kontynuowała Ruth E. Carter, kierując słowa do odtwórcy roli Czarnej Pantery Chadwicka Bosemana, który zmarł w 2020 r. na nowotwór. Właśnie matka zachęcała Ruth, żeby nie rezygnowała z marzeń. Kiedy córkę spotykały kolejne przeciwności losu, Mabel dodawała jej otuchy i sił. – Wiem, że jest ze mnie dumna, bo chciała dla mnie tego samego, co ja. Tak samo mocno, jak ja – mówi Ruth E. Carter.

W domu łatwo nie było. Kostiumografka przyszła na świat w wielodzietnej niezamożnej rodzinie. Ośmioro dzieci (Ruth urodziła się w 1960 r. jako najmłodsza z rodzeństwa) matka wychowywała samotnie. W przemysłowym Springfield w Massachusetts w latach 70. ubiegłego wieku popularne były szkółki szycia. Dzieciaki przygotowywano w nich do pracy w fabrykach odzieży i włókiennictwa, nikt nie łudził się, że absolwenci zaczną projektować stroje w świecie show-biznesu.

Ruth Carter (fot. Getty Images)

Kiedy dziewięcioletnia Ruth E. Carter zaczęła chodzić do jednej z nich, też nie podejrzewała, że właśnie przyucza się do fachu na resztę życia. Jej matka miała maszynę do szycia, więc Ruth mogła ćwiczyć w domu wyszywanie wzorów i realizowanie projektów, jakie podpowiadali nauczyciele. Różnica między nią a innymi uczniami była taka, że Carter mniej interesowały ograne motywy, popularne na ubraniach białych mieszkańców miasta. Bardziej fascynowało ją dziedzictwo jej rodziny: nietypowe naszycia i łączenia na ubraniach, które oglądała na zdjęciach babek i ciotek. To je chciała odtwarzać.

Dość pracy w kulturze tworzonej przez białych

Na studia wyjechała do Virginii, gdzie tytuł magistra sztuki uzyskała na kierunku teatralnym. Tam też próbowano ją formatować: miała szyć stroje dla białych bohaterów oper i sztuk, nie dostawała zbyt wielu możliwości, by nawiązywać do kultury czarnych. Po studiach miała wiele wątpliwości dotyczących tego, co dalej zrobić ze swoim życiem. Zdecydowała się na powrót do domu, bo nie wyobrażała sobie, że jest w stanie odciąć się od korzeni. Dostała staż przy projektowaniu kostiumów w jednej z lokalnych instytucji miejskich. Ale nie czuła się tam spełniona. Miała dość pracy na rzecz przemysłu kulturalnego, tworzonego niemal wyłącznie przez białych artystów.

Ruth Carter i Keanu Williams na NAACP Image Awards w 2023 roku (fot. Getty Images)

– Mama powiedziała mi, że mam wsiąść w samochód i wyjechać z domu. Dodała: „Nie chcesz tutaj zostać. Możesz po prostu jechać” – wspomina Ruth E. Carter, kiedy w grupie dziennikarzy rozmawiamy z nią w Dolby Theatre tuż po tym, jak dostała drugiego Oscara. Nie buntowała się przeciwko słowom matki. Zapakowała swojego golfa po dach i wyruszyła w drogę. Najpierw do Nowego Meksyku, gdzie zahaczyła się w operze w Santa Fe. W 1986 r. przeniosła się do Los Angeles, gdzie znalazła zatrudnienie w miejskim teatrze. 

To był w Ameryce ważny moment dla kultury, powoli kończyła się biała supremacja. Czarni coraz częściej osiągali sukcesy – hip-hop rządził na ulicach, czarni artyści coraz śmielej zabierali głos w teatrze i kinie. Symbolem tamtego czasu dla czarnej społeczności stał się Spike Lee, który chwycił kamerę i w realistyczny sposób kręcił swoje filmy w typowych czarnych dzielnicach. Widzowie dostawali dzięki niemu możliwość, żeby poznać życie mieszkających tam dzieciaków: mogli podejrzeć, jak spędzają wolny czas, osłuchać się z ich żargonem, przekonać się, jak wpływa na ich codzienność rasizm, do którego biała większość tak zawzięcie nie chciała się przyznawać.

Proste rzeczy z second-handów w filmach Spike'a Lee

Ruth poznała Spikea w pracy, od razu się polubili. Gdy usłyszała, nad jakim filmem pracuje, poczuła, że właśnie przy tym projekcie mogłaby wreszcie się spełnić. Stali się nierozłączni. To Ruth dodała jego kolejnym filmom wiarygodności. Przygotowane przez nią kostiumy podkreślały charakter bohaterów, a zarazem indywidualizowały ich. Postaci z takich filmów, jak „Szkolne oszołomienie” (1988), „Rób, co należy” (1989), „Czarny blues” (1990), „Malaria” (1991) czy wreszcie kultowy „Malcolm X” (1992), za którego dostała swoją pierwszą nominację do Oscara, były ubrane w proste rzeczy, dostępne w pierwszym lepszym second-handzie. Ale zestaw kolorów, faktur i dodatków był tak skomponowany, że patrząc na tych bohaterów, trudno było nie zazdrościć im stylu. Misją Ruth stało się pokazanie ich w taki sposób, by – mimo problemów, z jakimi się mierzą – widz chciał wyglądać tak, jak oni. Chciała, podobnie zresztą jak Spike Lee, zerwać ze stereotypami na temat czarnych Amerykanów oraz przypominać, że mają styl, estetyczny zmysł, pomysł na siebie.

Ruth Carter i Spike Lee (fot. Getty Images)

Żeby znaleźć odpowiednie ubrania, Ruth jeździła z reżyserem po wszystkich możliwych sklepach, w których ubierali się czarni. Nie było osiedlowego sklepiku ani wielkich centrów ze strojami sportowymi, których by nie znała. Spędziła w nich godziny, szukając satysfakcjonujących kombinacji. Spike Lee był pod ogromnym wrażeniem, bo Ruth nie interesowało tylko to, jak ubranie wygląda na aktorach – znacznie większą wagę przykładała do tego, jak strój koresponduje z charakterem postaci, ich podejściem do życia. 

Stroje w obronie godności w „Amistad”

Kiedy wchodziła do świata filmu, była jedną z nielicznych czarnych kostiumografek w Los Angeles. Karierę zrobiła wcześniej właściwie tylko Palmer Brown, która pracowała dla popularnych w USA stacji telewizyjnych ABC i NBC; w Hollywood było o niej głośno, choć na początku uchodziła za egzotyczną ciekawostkę. Przypomnijmy, że mówimy o czasach, kiedy w konserwatywnej fabryce snów nawet kostiumy do słynnego „Koloru purpury” (1985) Stevena Spielberga projektowała biała kostiumografka Aggie Guerard Rodgers.

Gdy Spielberg brał się do realizacji „Amistadu” (1997) – o grupie niewolników buntujących się przeciwko kolonizatorom na tytułowym statku, za co trafili przed sąd – chciał pracować tylko z Ruth. Jej kostiumy bardzo mocno wpłynęły na to, w jaki sposób postrzegamy bohaterów. Carter zagłębiła się w historię ubrań z różnych części Afryki i na tej podstawie przygotowała przewiewne abaje i tradycyjne nakrycia głowy chroniące przed słońcem. Dzięki tym elementom ubioru niewolnicy wyglądają niemal dostojnie, nie tracą godności, nawet gdy zostają pojmani. W „Amistadzie” widać, że napięcia na linii kolonizatorzy – Afrykańczycy istnieją pomiędzy różnymi kulturami, że nie chodzi o najazd cywilizowanych na dzikich. Za pracę nad tym filmem Carter dostała swoją drugą nominację do Oscara.

Ruth Carter na gali rozdania Oscarów w 2019 roku (fot. Getty Images)

Była szczęśliwa, ale nadal nie czuła się spełniona. Cieszyła się, że coraz więcej reżyserów interesuje się historią czarnej Ameryki, ale drażniło ją, że w produkcjach wysokobudżetowych oglądamy głównie niewolników. Marzyły jej się filmy, które pozwoliłyby jej zaprojektować odjechane rzeczy zanurzone w afrykańskich kulturach. Wiedziała jednak, że taki projekt wymagałby nie tylko dużych pieniędzy, lecz także zasobów ludzkich – ekipy z podobnymi marzeniami i doświadczeniem jak ona.

Skupiła się więc na kształceniu innych. Do kolejnych projektów angażowała zawsze jak największą grupę młodych czarnych artystów i artystek, w tym swoich studentów. Pomagali jej przy takich produkcjach, jak „Cena sławy” (2000), „Shaft” (2000), „Dr Dolittle 2” (2001), „Serenity” (2005), „Mów mi Dave” (2008), „Sparkle” (2012), „Kamerdyner” (2013), „Selma” (2014) czy „Porwany” (2017). Wpłynęła na całe pokolenie młodych projektantów, z którymi dzieliła się wiedzą i doświadczeniem. Promowała ich przy najróżniejszych okazjach. Często, gdy staje na scenach, by odbierać nagrody, ubiera suknie zaprojektowane właśnie przez kogoś z nich. – Gdy odbierałam statuetki NAACP Image Awards czy od gildii kostiumografów, zakładałam stroje przygotowane przez afroamerykańskich studentów z Pensole Lewis College – opowiada nam w Dolby Theatre.

Tradycja i przyszłość w „Wakandzie w moim sercu”

Studentów zatrudniła także przy „Czarnej Panterze” (2018) i jej kontynuacji „Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu” (2022). Na plan najdroższego filmu, przy jakim dotąd pracowała, wchodziła z dużą pewnością siebie. Wiedziała bowiem, że zatrudniony został cały sztab ludzi gotowych ją wspierać. I że są to osoby świadome tego, czym jest afrykański futuryzm, do którego w popkulturze odwoływały się Beyoncé, Erykah Badu czy Matt Ruff, autor „Krainy Lovecrafta”.

Żeby zgłębić temat, wyjechała z reżyserem Ryanem Cooglerem do Afryki, gdzie szukała inspiracji w strojach plemion Masajów, Soto, Burów i Ndebele. Nie pojechała tam jednak, by podkradać pomysły. Gdy chciała wykorzystać któryś z ludowych elementów, zawsze pytała odpowiednie osoby o zgodę. Nie chciała zachowywać się jak kolonizatorzy, którzy przyjeżdżali do Afryki i zabierali innym pomysły.

Efekt jej działań był zachwycający. Wizualnie oszałamiająca „Czarna Pantera” przyniosła jej pierwszego Oscara. Druga część kontynuowała trop, który Carter obrała kilka lat wcześniej, ale wniosła też interesujące uzupełnienia – w dodatkach, nietypowych połączeniach kolorów czy łączeniu tradycyjnych strojów z wyobrażeniami o tym, jak możemy ubierać się w przyszłości. Do projektowania użyła drukarek 3D.

– Jestem dumna z tego, w jaki sposób pokazaliśmy w tym filmie królową Ramondę. To właśnie nasze kostiumy – choćby szara suknia na jedno ramię – podkreślają jej piękno, ale i wielką siłę. Dzięki nim widać, że jest osobą wrażliwą, potrafiącą poprowadzić za sobą cały naród – mówi nam Ruth E. Carter, która za „Wakandę w moim sercu” dostała drugiego Oscara i stała się pierwszą czarną kobietą z dwiema statuetkami.

Pytamy, co to dla niej oznacza. – To zwycięstwo otwiera drzwi dla innych młodych projektantek, które mogły myśleć, że ta branża nie jest dla nich. Mam nadzieję, że teraz spojrzą na mnie i przekonają się, że one też mogą dostać Oscara – mówi kostiumografka.

Artur Zaborski
Proszę czekać..
Zamknij