Znaleziono 0 artykułów
11.09.2018

Kleczewska pod presją

11.09.2018
Spektakl "Kobieta pod presją" (Fot. Magda Hueckel)

Miesięcznik „Teatr” prestiżową nagrodę im. Konrada Swinarskiego dla najlepszej reżyserki sezonu przyznał Mai Kleczewskiej za spektakl „Pod presją” o kobiecie, która nie chce spełnić oczekiwań społecznych.

Piekło zamarzło. Zamarzło kompletnie. Wszystkie kotły stoją skute lodem, krojoną na kostki smołą można chłodzić drinki i żadni szatani nie są już tam czynni, tylko w onucach i kufajkach próbują wytworzyć choć odrobinę ciepła. Bezskutecznie.

Oto nastąpiło bowiem pierwsze zlodowacenie w najnowszej historii polskiego teatru i gremium bardziej konserwatywne niż watykańska Kongregacja Nauki Wiary przyznało nagrodę reżyserce, która większość owego gremium, to znaczy, przepraszam – kongregacji – zalałaby najchętniej żywicą, by można ją było kiedyś oglądać w bursztynie z muzealną adnotacją „nie dotykać”.

Spektakl "Kobieta pod presją" (Fot. Magda Hueckel)
Maja Kleczewska (Fot. East News)

Mowa tu o wręczanej przez miesięcznik „Teatr” prestiżowej Nagrodzie im. Konrada Swinarskiego dla najlepszego reżysera/najlepszej reżyserki sezonu (sezon trwa, to przypis dla żółtodziobów, od września do czerwca). Dodałem po ukośniku „najlepszej reżyserki”, bo zauważenie istnienia reżyserujących kobiet to w rzeczonym periodyku nowość (w jury zasiada jedna kobieta). Przez ponad czterdzieści lat „Teatr” nagradzał wyłącznie mężczyzn: niektórych niejednokrotnie, a jeszcze innych nawet pośmiertnie, bo – jak sądzą niektórzy – nawet martwi reżyserzy są lepsi od żywych reżyserek. I nagle wydarzył się cud, rzeczywistość (because it’s 2018?) wdarła się podstępnie do siedziby redakcji i w zeszłym roku Nagrodę im. Konrada Swinarskiego otrzymała Anna Augustynowicz, a teraz Maja Kleczewska.

Śmiem przypuszczać, że głównie za sprawą uważnie obserwującego jej pełną zakrętów zawodową drogę krytyka teatralnego Jacka Wakara, który – tak to sobie wyobrażam – musiał wygłosić podczas obrad jury płomienną mowę obrończą artystki reprezentującej wszystko, czego „Teatr” nienawidzi. I zrobił to skutecznie!. Kleczewską nagrodzono za reżyserię „Pod presją”, spektaklu inspirowanego genialnym i obsypanym nagrodami filmem Johna Cassavetesa „Kobieta pod presją” z niezapomnianymi rolami Geny Rowlands i Petera Falka. Spektaklu powstałego z iście, powiedziałbym, filmowym rozmachem (brawa dla wszystkich współtwórców) na deskach Teatru Śląskiego w Katowicach z gościnnym udziałem jednej z najwspanialszych polskich aktorek – Sandry Korzeniak, która mimo obecności na scenie roju aktorów wyraźnie gra pierwsze skrzypce.

Spektakl "Kobieta pod presją" (Fot. Magda Hueckel)

A jest to koncert o kobiecie, która nie pasuje do rzeczywistości stworzonej z norm i oczekiwań, których nijak nie może albo zwyczajnie nie chce spełnić: oczekiwań wobec żony i oczekiwań wobec matki, oczekiwań wobec synowej i oczekiwań wobec sąsiadki. Grana przez Korzeniak Mabel Longhetti nie wpasowuje się w żaden społeczny szablon. Tym bardziej się nie wpasowuje, im bardziej wszyscy ją w ów szablon wpychają. To, jak wiemy, nie może skończyć się dobrze i (o)presja społeczna zamienia się w (o)presję instytucjonalną. Mabel, choć wszystko jest z nią jak najlepiej, zostanie zamknięta w szpitalu psychiatrycznym. Podobno dla dobra rodziny, a przede wszystkim jej własnego. Podobno.

Spektakl "Kobieta pod presją" (Fot. Magda Hueckel)

Kleczewska wie, jak zrobić spektakl, który się spodoba, bo jest niezwykle sprawną i zorientowaną w rozmaitych gustach wybitną reżyserką. Ale od blisko dwudziestu lat z premedytacją robi przedstawienia według dokładnie odwrotnego patentu. Kocha zamęczać widzów, wybijać ich z dobrego samopoczucia, wprowadzać w stan dyskomfortu lub po prostu wkurzać. Cieszą ją jak dziecko widzowie, którzy wychodzą w trakcie jej spektakli, trzaskając drzwiami, ale bardziej ceni sobie jednak tych, którzy próbują, choć jest to dla nich trudne lub zwyczajnie bolesne, zrozumieć, co chce im powiedzieć.

Spektakl "Kobieta pod presją" (Fot. Magda Hueckel)

A mówi, jak jej ukochana Elfriede Jelinek, w gruncie rzeczy ciągle to samo, kręcąc uporczywie swoją teatralną korbką. Jej teatr jest od zawsze o tych odrzuconych, niepasujących, dziwnych, opresjonowanych, nieszablonowych, niepokojących, doprowadzanych do ostateczności i zepchniętych na margines. O tym jest także „Pod presją”, przedstawienie pytające głośno o to, co jest normą i czy ludzi z nią niezgodnych można poddać (o)presji.

To jest dla mnie także spektakl o podwójnych standardach wobec mężczyzn i kobiet, bo czy mężczyznę zachowującego się jak Mabel też zamknięto by w psychiatryku? Czy też by go raczej uznano za nieszkodliwego ekscentryka? Śląska publiczność pokochała „Pod presją” od pierwszego wejrzenia, nagradzając premierę długą owacją na stojąco. Owacją kończy się zresztą każdy pokaz spektaklu, na który tabunami chodzą głównie kobiety, wykupując bilety na pniu (nieraz kilkakrotnie) i ciągnąc do teatru swoich Bogu ducha winnych chłopów. Bo która z pań nie miała kiedyś dość wysłuchiwania tego, co powinna? Jaką powinna być żoną? Jaką powinna być matką? Czego oczekują od niej najbliżsi, a czego społeczeństwo? Co kobiecie wypada, a co nie?

Wszystkie te pytania stawia odważnie Maja Kleczewska, jej utalentowani współpracownicy i oczywiście Sandra Korzeniak, którą widzowie „Pod presją” kochają oklaskiwać bez końca.

„Pod presją”, najbliższe spektakle: 11 września (Festiwal Wybrzeże Sztuki w Gdańsku), 19-20-21 września (Teatr Śląski w Katowicach), 5 października (Festiwal Prapremier w Bydgoszczy), 10 października (Konfrontacje Teatralne w Lublinie), 13-14 października (Teatr Śląski w Katowicach), grudzień (Międzynarodowy Festiwal Teatralny Boska Komedia w Krakowie)

Spektakl "Kobieta pod presją" (Fot. Magda Hueckel)

 

Mike Urbaniak
Proszę czekać..
Zamknij