Znaleziono 0 artykułów
09.10.2018

Na Berlin!

09.10.2018
Praca Agnieszki Polskiej (Fot. BRANICKA, Berlin and OVERDUIN & CO., LA)

Polscy artyści wzbudzają w Berlinie wielkie zainteresowanie tym, co przywożą zza granicy w swoich polskich głowach. Pan od Kultury ogląda wystawę Agnieszki Polskiej w Hamburger Bahnhof i spektakl Marty Górnickiej „Grundgesetz”.

Jednym z – jak mawiał klasyk – plusów dodatnich zamieszkiwania w Poznaniu jest jego bliskość z Berlinem (bliżej stąd do niemieckiej stolicy niż do polskiej), co chwali sobie szczególnie tutejsza hipsterka i generalnie ludzkość spragniona świeższego, że tak to ujmę, powietrza. Można sobie wsiąść po porannej kawce w pociąg ekspresowy nach Berlin, by dwie i pół godziny później delektować się, czym tam dusza zapragnie. A wszystko to w niezwykle miłych okolicznościach przyrody i bardzo przystępnych cenach. Jest bowiem Berlin fenomenem najprawdziwszym łączącym w magiczny sposób bycie światowej rangi metropolią z pozostaniem miastem zwyczajnie przyjemnym do życia i, co szalenie ważne, niedoprowadzającym do rychłego bankructwa. Nie dziwi więc, że Warszawa (z poznańskiego punktu widzenia miasto azjatyckie) tak bardzo przez ostatnie lata zapragnęła zostać Berlinem. Ale cel okazał się niedościgniony, gdyż wyszło na to, że nie tylko o dizajnerskie knajpki i butiki chodzi, ale o coś więcej – o kulturę codziennego życia mianowicie, która z ludzkich głów oraz serc wynika, więc nijak nie da się jej zadekretować. To właśnie ona sprawia, że Berlin jest miastem tak kolorowym, rozwibrowanym i otwartym na Innego. 

Kadr z filmu Agnieszki Rosy (Fot. BRANICKA, Berlin and OVERDUIN & CO., LA)

Napływają też naturalnie do Berlina polskie wolne duchy, które w ojczyźnie swojej dłużej już uciągnąć nie mogą, które chcą być sobą i pragną eksplorować świat, a nie zamykać szlabany na polsko-niemieckiej granicy. Są wśród nich fotografowie i fotografki, graficy i graficzki, tancerze i tancerki, dziennikarze i dziennikarki, śpiewacy i śpiewaczki, kompozytorzy i kompozytorki, choreografowie i choreografki oraz reżyserzy i reżyserki, dla których Berlin od lat wielu jest miejscem niemal najważniejszym, bo symbolizującym cały niemiecki teatr przecierający ścieżki europejskim postępowcom. Mówiąc krótko i węzłowato, to Niemcy nadają ton, a my gramy dalej. Ale są też takie, coraz częstsze przypadki, w których następuje odwrócenie sytuacji, i to polscy artyści wzbudzają wielkie zainteresowanie tym, co przywożą w swoich polskich głowach.

Kadr z filmu Agnieszki Rosy (Fot. BRANICKA, Berlin and OVERDUIN & CO., LA)
Kadr z filmu Agnieszki Rosy (Fot. BRANICKA, Berlin and OVERDUIN & CO., LA)

Daleko szukać nie trzeba. Wystarczy wysiąść na Hauptbahnhof od strony, nomen omen, Europaplatz, skręcić w prawo w Invalidenstraße i po kilku minutach po naszej lewicy ukaże się gmach Hamburger Bahnhof, gdzie od wielu już lat zamiast pociągów wjeżdża najlepsza sztuka współczesna. Dawny dworzec jest bowiem jako Museum für Gegenwart częścią Nationalgalerie. A co możemy dzisiaj zobaczyć w dawnej głównej poczekalni, a dzisiaj monumentalnej przestrzeni wystawienniczej? Agnieszkę Polską, a dokładnie rzecz biorąc, jej oszałamiającą, wielokanałową instalację wideo The Demon’s Brain, która pyta o to, jak jednostki mogą przyjąć społeczną odpowiedzialność na potrzeby danej chwili. Punktem wyjścia dla Polskiej są listy pisane do piętnastowiecznego nadzorcy kopalni soli w Wieliczce, Mikołaja Serafina. Listy dostarczane przez młodego gońca (w tej roli zjawiskowy Bartosz Bielenia, aktor Nowego Teatru w Warszawie), który jadąc konno do Serafina gubi się w lesie, traci listy i… Nic więcej nie powiem. Warto wejść w ten wszechogarniający, wciągający, oniryczny, ale i demoniczny świat stworzony przez Polską w Hamburger Bahnhof. I ostrzegam, że jak się już weń wejdzie, trudno jest wyjść (wystawa jest czynna do marca).

Spektakl Marty Górnickiej (Fot. LUTZ KNOSPE/Maxim Gorki Theater)

Równie ciekawie i równie spektakularnie, a może nawet jeszcze bardziej, poczynają sobie niektóre polskie artystki po drugiej stronie Szprewy, pod taką, dajmy na to, Bramą Brandenburską, gdzie nasi zachodni co roku trzeciego października sąsiedzi obchodzą hucznie Tag der Deutschen Einheit, czyli Dzień Jedności Niemiec. Nieprzebrane tłumy gromadzą się wówczas na Unter den Linden i Bundesstraße, by zajadając currywurst i pijąc chłodne piwko, obejrzeć przygotowany w cieniu Bramy program artystyczny, transmitowany oczywiście przez telewizję. W tym roku zarówno ludność tubylcza, jak i kamery ARD ujrzały nie dającą się nie zauważyć, piekielnie energetyczną Polkę dyrygującą chórem złożonym z Niemców wszelkiej maści: tych urodzonych w kraju w kolejnym pokoleniu i tych w pierwszym, przyjezdnych z własnej woli i zmuszonych do tego sytuacją w ojczyznach, Niemców wszystkich kolorów i orientacji, małych i dużych, starych i młodych zebranych tam z okazji „Grundgesetz”, premiery Maxim Gorki Theater, z którym owa Polka współpracuje nie od dzisiaj. Mowa o Marcie Górnickiej, która osiem lat temu reaktywowała w Polsce koncepcję teatralnego chóru. Od tego czasu zjechała z kolejnymi chóralnymi spektaklami cały świat (jeden z nich, „Hymn do miłości” można oglądać na deskach poznańskiego Teatru Polskiego, którym kieruje teatralny ojciec chrzestny Górnickiej, Maciej Nowak), aż w końcu zawitała pod Bramę Brandenburską w jedno z najważniejszych niemieckich świąt narodowych (nawiasem mówiąc Grundgesetz znaczy nic innego jak Ustawa zasadnicza, czyli Konstytucja). Kolejna premiera Marty Górnickiej zakończyła się kolejnym sukcesem, patriotische Disco i kolejnymi propozycjami pracy w Niemczech. Coś czuję, że w pociągu do Berlina będę coraz częściej.

Obchody Dnia Jedności Niemiec w Berlinie (Fot. Getty Images)

 

Mike Urbaniak
Proszę czekać..
Zamknij