Decluttering może służyć nie tylko naszym wnętrzom, ale i naszemu samopoczuciu

Gdy na co dzień żyjemy w ciągłym pędzie, o bałagan we wnętrzach nietrudno. Szacuje się, że to właśnie w nich – m.in. w domu, pracy, szkole – przebywamy przez większość (90%) naszego czasu. Do 80. roku życia człowiek spędza w nich średnio 72 lata. Właśnie dlatego ich organizacja nie pozostaje bez znaczenia. O tym, jak przestrzeń wpływa na nasz nastrój, i o porządku, który może stać się remedium na stres, rozmawiamy z ekspertką od declutteringu Agnieszką Krakós-Gorący i architektem Gutkiem Girkiem.
Minimalizm dorobił się wielu definicji. Według słownika języka polskiego to „ograniczenie do minimum wymagań, potrzeb, dążeń”, a także „kierunek zacieśniający granice poznania do tego, co jest dostępne zmysłom i doświadczeniu”. Ujęcie, nawet jeśli bezpośrednio nie skupia się na wnętrzach, mówi o wyzwoleniu się z objęć tego, co zbędne. Pytanie tylko, co faktycznie możemy uznać za niepotrzebne i jak zabrać się do procesu oczyszczania przestrzeni.
Minimalizm dla każdego
– Dla mnie minimalizm oznacza posiadanie takiej liczby rzeczy, jakiej naprawdę potrzebujemy. Do tego dochodzą rzeczy, które kochamy, które mają dla nas wartość. A reszta? Zostaje odrzucona, przekazana dalej w zrównoważony sposób. Nie trzymamy ich „na wszelki wypadek”, nie magazynujemy. Skupiamy się na tym, co naprawdę nam służy – mówi Agnieszka Krakós-Gorący, która jako Prosta Organizacja zawodowo zajmuje się reorganizacją wnętrz i pomocą w pozbyciu się tego, co niepotrzebnie je zagraca.
– Tak jak w poezji nie potrzebujemy wielu słów, żeby wyrazić coś ważnego, podobnie jest w przestrzeni: nie trzeba wykorzystywać wszystkich środków wyrazu, żeby stworzyć coś ciekawego, co nas wyraża. Wystarczy kilka kluczowych, dobrze dobranych elementów – dodaje Gutek Girek, który na Instagramie pod pseudonimem Jezus od designu przekazuje wiedzę dotyczącą designu oraz trendów wnętrzarskich.
Przez niektórych minimalizm został niesłusznie wrzucony do jednego worka z ascetyczną, momentami nieco futurystyczną estetyką opartą na chłodnej bieli, czerni, betonie i metalu, ale to niejedyne jego oblicze. Gutek Girek przekonuje, że dzisiaj może mieć on ciepły charakter, a wspólnym mianownikiem jego oblicz jest ograniczenie liczby rzeczy zagracających nasze domy czy mieszkania. Najczęściej, jak mówi autorka książki „Prosta organizacja”, należą do nich przedmioty, które nie mają swojego stałego miejsca. – Kubek z wczoraj, stos papierów, przypomnienie o ZUS-ie, listy, karteczki – to wszystko ciągle rozprasza. Nasz mózg nie ma przestrzeni na skupienie ani na odpoczynek. Każdy przedmiot to sygnał, że coś jest jeszcze niezałatwione. To może prowadzić do zmęczenia, frustracji, a w skrajnych przypadkach nawet wzmagać stany depresyjne. Kolejnymi problemami są też brak kategorii i nadmiar. Nasze rzeczy często nie mają przypisanego miejsca. Popychamy coś kolanem do szafki, wrzucamy do różnych miejsc, a później łatwo gubimy się w tym, co gdzie się znajduje – zauważa ekspertka.
Idealna liczba i lista rzeczy u każdego z nas może wyglądać zgoła inaczej. Jak podkreśla Krakós-Gorący, nie chodzi o to, by rozliczać się z każdej pary posiadanych skarpetek czy liczyć talerze, ale by obserwować, co i w jakiej ilości faktycznie jest nam potrzebne, a co raczej nam się już nie przydaje. Nie pomagają tu sieciówki, w których każdy wnętrzarski trend, podobnie jak w przypadku fast fashion, dostępny jest na wyciągniecie ręki.
– Bałagan obciąża. Często zgłaszają się do mnie kobiety, które są po prostu przytłoczone. Pojawia się dziecko, a razem z nim nagle „czarna dziura”, z której wysypują się rzeczy. Albo ktoś ma bardzo intensywną pracę i traci kontrolę nad chaosem w domu. Nasza uwaga jest dzisiaj tak strasznie krucha i krótka. Dlatego tak ważne jest, żeby mieć wokół siebie jak najmniej rozpraszaczy. I nie chodzi o jakąś ekstremalną ascezę, tylko o to, żeby rzeczy wokół nas były dopasowane do nas – tłumaczy.
Jak podkreśla architekt i projektant, w pracy z klientami zauważa, że wnętrza potrafią silnie rezonować z naszymi emocjami – uspokajać albo pobudzać, często na poziomie podświadomym. – Każdy z nas w pewien sposób czuje, czy przestrzeń mu służy, czy nie. Czy jest dla niego wspierająca, czy raczej przypomina niekończącą się listę zadań i rzeczy do ogarnięcia – dodaje Krakós-Gorący.
Decluttering, czyli ćwiczenie mięśnia pozbywania się rzeczy
Jak zacząć proces declutteringu, czyli odgracania i porządkowania naszych czterech kątów, by nie zniechęcić się już na samym początku? Autorka i założycielka profilu Prosta Organizacja sugeruje podejść do tematu z rozwagą i na spokojnie. Na swoim Instagramie krok po kroku opowiada, jak się do tego zabrać, ale pracuje też z klientami, którym osobiście pomaga rozprawić się z nadmiarem.
– Traktujmy to jako coś ważnego i dobrego dla siebie. Będzie trudno. Może przyjdzie moment, że coś cię wzruszy, czegoś będziesz żałować… ale to wszystko robisz dla siebie. Często mamy tendencję do zerojedynkowego podejścia, ale to najprostsza droga do przytłoczenia. Zamiast tego zacznij od czegoś małego i neutralnego emocjonalnie. Dobrym początkiem jest tzw. „szuflada wstydu” – taka, w której są rzeczy niepotrzebne, bibeloty. Tam szybko zobaczysz efekt. Innym fajnym miejscem jest łazienka i kosmetyki. Do starego lakieru do włosów nie mamy zazwyczaj emocjonalnego stosunku. Łatwiej się wtedy ćwiczy „mięsień pozbywania się rzeczy” i określania własnych potrzeb – radzi specjalistka.

Gutek Girek podkreśla, że nie bez znaczenia jest też sposób zaaranżowania naszej przestrzeni. Jeśli planujemy remont czy przeprowadzkę, dobrze jest zawczasu rozpoznać swoje potrzeby i mieć na uwadze to, czego brakowało nam wcześniej, by projektant mógł możliwie najlepiej o nas zadbać. – Etap remontu, urządzania to często moment, w którym ludzie są najbardziej otwarci na zmiany: gotowi zostawić to, co im już nie służy. Robią „rachunek sumienia” swojej przestrzeni i okazuje się, że naprawdę potrzebują niewielu rzeczy. Czasem zabieramy ze sobą coś sentymentalnego, ale w większości przypadków pragniemy wejść do nowej przestrzeni z czystą kartą. Jeśli my, jako projektanci, nie przewidzimy wystarczająco dużo miejsca albo zaplanujemy je źle, stajemy się współwinni dezorganizacji przestrzeni – zdradza.
By żyło nam się przyjemniej, zwróćmy także uwagę na światło oraz kolory, którymi będziemy otaczać się na co dzień. Te, jak podkreśla architekt, mogą pobudzać, działać relaksująco, wspomagać koncentrację albo drażnić i oddziaływać na nas negatywnie. –Wnętrze to nie tylko to, co widzimy, lecz także to, co czujemy dotykiem, słuchem, a nawet zapachem. Uspokojone, stonowane kolorystycznie wnętrze, ale z przyjemnym światłem, miękkimi tkaninami, różnorodnymi fakturami może być inspirujące i działać uspokajająco.
Światło to fundament. Najważniejsze jest naturalne, ale jeśli chodzi o to sztuczne, jestem fanem ciepłych tonów. W takich wnętrzach po prostu lepiej się żyje. Warto też dbać o wielowarstwowość światła – nie polegać na jednej lampie, ale używać źródeł światła na różnych poziomach, dzięki czemu przestrzeń jest bardziej wielowarstwowa i sprzyja relaksowi – sugeruje ekspert.
Spór wirtualnego z namacalnym
Pandemia, jak zauważają nasi rozmówcy, w dużej mierze odbiła się na planach remontowych Polaków i sprawiła, że staliśmy się bardziej świadomi naszych potrzeb. Potwierdzają to badania Bricomarché z 2021 roku „Zwyczaje remontowe Polaków. Czy produkty do remontu i wykończenia wnętrz kupujemy online?”. W całym 2020 roku na przeprowadzenie prac w swoich domach czy mieszkaniach zdecydowało się 73 proc. badanych. Najczęściej dotyczyły one zmian w kuchni (42 proc.) oraz salonie (39 proc.). Mieliśmy więcej czasu na refleksję nad tym, co nam służy, ale też na porządki. Sklepy budowlane czy wnętrzarskie przeżywały oblężenie, a ich oferta zaczęła rozwijać się coraz bardziej dynamicznie.
– Ludzie chcą mieszkać nie tylko „ładnie”, lecz także „z sensem”. Wybierają rzeczy bardziej świadomie, pytają o funkcjonalność, myślą, czego rzeczywiście potrzebują. Mamy znacznie więcej komfortu i możliwości niż choćby dekadę temu. Każde pokolenie dorasta w większym dobrobycie niż poprzednie. Obecnie budujemy domy z myślą, że nie muszą być „na całe życie”. Jesteśmy bardziej elastyczni, mniej przywiązani do rzeczy. Coraz częściej kupujemy rzeczy z myślą, że są tymczasowe. I coraz więcej wspomnień trzymamy w świecie cyfrowym – na Instagramie, Facebooku. Coraz mniej potrzebujemy otaczać się fizycznymi przedmiotami – mówi architekt.
Agnieszka Krakós-Gorący w skłonności do „zbieractwa” widzi duże różnice w zależności od pokolenia. Jak zauważa, nasi rodzice czy dziadkowie dorastali w ciągłym niedostatku, a posiadane rzeczy od razu zyskiwały na wartości, również tej sentymentalnej. Pokolenie dojrzewające w latach 90. zachłysnęło się konsumpcją, za to dzisiejsze pokolenie Z czy Alfa ma przed sobą inne wyzwanie: nieustanną pogoń za posiadaniem oraz coraz to nowsze „pokusy”.
– Nasi rodzice czy dziadkowie doświadczyli braku na poziomie, którego my nie potrafimy sobie wyobrazić. My mamy wszystko. Jesteśmy jak dzieci w sklepie z zabawkami. Ale ten głód rzeczy nadal w nas jest. Teraz, w świecie algorytmów i targetowania reklam, jesteśmy wystawieni na absolutny nadmiar. Dodatkowo spotykamy się z czymś na wzór „efektu czerwonej szminki”. Nawet jeśli nie stać nas na mieszkanie, kupno kolejnego dodatku czy mebla daje poczucie kontroli, przyjemność, wyzwala dopaminę – opowiada autorka i ekspertka declutteringu.
Żyjemy więc na styku dwóch sprzecznych nurtów: tego, który co chwila serwuje nam nowości i zachęca do uzupełniania wirtualnego koszyka, oraz tego, który sugeruje, że wraz z cyfryzacją codziennego życia będziemy potrzebowali coraz mniej fizycznych obiektów. Czy możemy przewidzieć, który stanie nam się bliższy? – Czuję, że nurt upraszczania będzie coraz silniejszy. Kiedy przyjdzie spowolnienie gospodarcze, wiele osób zacznie się zastanawiać, co jest im naprawdę potrzebne. Co kupują z własnej woli, a co tylko dlatego, że ktoś ich do tego nakłonił – prognozuje Agnieszka Krakós-Gorący. – Żyjemy w bardzo różnorodnym społeczeństwie i trudno mówić o jednym wiodącym trendzie – zastrzega Gutek Girek. – Moim zdaniem minimalizm zawsze będzie obecny jako pewien fundament ideologiczny i estetyczny, choć może przybierać różne formy. Poza tym możemy spojrzeć na niego również z perspektywy producentów – dla nich to też wygodne rozwiązanie. W końcu łatwiej i taniej jest stworzyć coś prostego niż skomplikowanego, zdobionego, oryginalnego – dodaje.
Źródła:
- Omówienie raportu „Zwyczaje remontowe Polaków. Czy produkty do remontu i wykończenia wnętrz kupujemy online?” z 2021 roku, https://tinyurl.com/mr37933n, dostęp: 30.04.2025.
- Raport SWECO „Urban Insight. Zdrowe budynki, miasta i Ty”, https://www.sweco.pl/wp-content/uploads/sites/17/2021/07/UrbanInsight_Raport_Nr_02_2021_PL.pdf, dostęp: 30.04.2025.
- Roberts, T. (2016, December 15), We Spend 90% of Our Time Indoors. Says Who?, https://www.buildinggreen.com/blog/ we-spend-90-our-time-indoors-says-who, dostęp: 29.04.2025.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.