Znaleziono 0 artykułów
24.10.2019

Pixi: Wszystko zostaje w rodzinie

24.10.2019
Petra Strand - założycielka Pixi (fot. materiały prasowe)

Pixie ze szwedzkiej mitologii jest zawadiacką flirciarą. Makijaże marki Pixi są podobne: dziewczęce, ale z przymrużeniem oka. Rozmawiamy z założycielką popularnej marki kosmetycznej Petrą Strand.

Fouberts Place, centrum londyńskiego Soho. Wokół mnóstwo małych restauracji z wegańskim jedzeniem, zdrowymi sokami i ekologiczną kawą, sklepy luksusowych i bardziej popularnych marek – także kosmetycznych. Tu tutaj, pod numerem 22, dwadzieścia lat temu rozpoczęła się historia Pixi – rodzinnej marki założonej przez Szwedkę Petrę Strand.

Krótko po przylocie do Londynu dostaję informację, że mój wywiad z Petrą odbędzie się w Somerset House. Mam mieć zaledwie kilkanaście minut, muszę więc mieć pewność, że zapytam ją o wszystko, co do tej pory wydawało mi się w jej marce najbardziej intrygujące. Droga na rozmowę zajmuje jednak nieco więcej czasu, niż początkowo zakładałam (choć i tak wykazuję się zdecydowanie większą cierpliwością niż mój kierowca, który prezentuje cały wachlarz dziwnie brzmiących brytyjskich przekleństw). Po chwili dochodzę do wniosku, że na początek powinnam zapytać Petrę o nazwę jej marki. Bo, szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, co się za nią kryje.

Flagowy butik Pixi w Londynie (Fot. Michalina Murawska)

Dorastałam bardzo blisko natury, a ogromną częścią mojego dzieciństwa były szwedzkie legendy i baśnie – mówi Petra, gdy wreszcie się spotykamy. – Jedną z kluczowych postaci szwedzkiej mitologii jest mała wróżka Pixie. To piękna, ale nieco zawadiacka magiczna istota. Ma poczucie humoru, jest flirciarą. A ja od zawsze właśnie takie makijaże tworzyłam – dziewczęce, ale z przymrużeniem oka. Chcę, aby kobiety czuły się możliwie jak najbardziej pewne siebie, ale nie traciły zawadiackości.

Skąd brak „e” w nazwie? – To akurat zasługa przyjaciela mojego męża, który jako architekt pomagał nam w projektowaniu logo. Od razu zachwycił się nazwą, na poczekaniu wyrzucił z niej ostatnią literę oraz obrócił jedno „i” do góry nogami. Nie potrzebowałam więcej – to było genialne.

Petra Strand, która najpierw pracowała jako modelka, a później makijażystka, markę Pixi założyła wspólnie z mężem. Do jej kreowania od początku zaangażowała też młodsze siostry – Sofię i Sarę. Sofia – dermatolożka, od początku czuwała nad składnikami i formułami kosmetyków. Sara, doświadczona wizażystka, odpowiada za wizerunek marki i jej PR-ową strategię. Pixi od początku jest więc w 100 procentach rodzinną firmą, a jej założycielka pilnuje, żeby tradycja ta trwała jak najdłużej. Gdy jej starszy syn Felix skończył 30 lat, mianowała go kierownikiem działu digital. Odpowiada za strategię marki w mediach społecznościowych i czuwa, aby Pixi jak najlepiej dostosowywało się do wymagań cyfrowego świata. – Chcę pracować tylko z rodziną, bo inaczej w ogóle bym jej nie widywała! – śmieje się Petra. – Prawda jest też taka, że po latach jak rodzinę traktuję wszystkich członków zespołu Pixi. Niektórzy są z nami od początku, niektórzy od 16 lat. Mam naprawdę dużo dzieci!

Kultowy produkt marki - Glow Tonic (fot. materiały prasowe)

Skoro Pixi to rodzina, a prywatne i zawodowe życie Petry i jej bliskich tak mocno ze sobą koegzystują, nie sposób nie zastanawiać się, jaką Petra jest szefową. Z jednej strony bije z niej ogromne ciepło, a z drugiej – sprawia wrażenie wymagającej i konkretnej. – Jestem przede wszystkim sprawiedliwa – mówi. – Musiałabyś jednak zapytać je – śmieje się, wskazując na młodsze siostry i makijażystkę Amandę Bell, która z Pixi jest związana od 16 lat.

Flagowy butik Pixi w Londynie (Fot. Michalina Murawska)

– Petra jest typem szefowej, która inspiruje – odpowiada Sofia. – Taką, która niekoniecznie będzie cię popychać, ale zawsze będzie inspirować cię do tego, byś wspięła się na wyżyny swoich umiejętności.

Wtrąca się Petra: – Wyznaję politykę otwartych drzwi. Chcę, żeby wszyscy w firmie mieli świadomość, że zawsze mogą do mnie zadzwonić, wysłać e-maila czy napisać na WhatsApp.

Pixi to marka o typowej dla szwedzkich przedsiębiorstw płaskiej organizacji. Petra nie wierzy w tytuły (wejście na zagraniczne rynki wymagało jednak ich wdrożenia) i do dziś lubi uczestniczyć we wszystkich, nawet najbardziej błahych sprawach związanych z działalnością firmy. Czy zdarza jej się sprzątać w londyńskim butiku? Kiwa twierdząco głową.

Pixi to fenomen wśród marek kosmetycznych. Z biznesowego punktu widzenia w ogóle nie przypomina konceptu sprzed 20 lat (jest obecna w 54 krajach i co roku o ponad połowę zwiększa zyski), ale jednak dba o stare wartości. Misją Petry jest tworzenie produktów najlepszej jakości, na które stać będzie wszystkich. Zamiast trwonić środki na działania marketingowe, inwestuje je w badania nad składnikami i formułami kosmetyków. – Nie zwracamy uwagi ani na trendy, ani na inne marki – mówi Petra. – Zawsze podążamy własną drogą. Oczywiście, na początku wszyscy pukali się w głowę mówiąc: „Czy im naprawdę odbiło?!”. Jednak dziś, z pomocą mediów społecznościowych, zadowolonych klientów i dziennikarzy, coraz więcej osób rozumie, że jesteśmy nie tylko skuteczni, ale przede wszystkim autentyczni we wszystkim, co robimy. Nie jesteśmy firmą, która stara się sprzedać produkt za wszelką cenę. Wolimy edukować, tak by klient wracał do nas z własnej woli.

Olejek z retinolem (fot. materiały prasowe)

Doskonale wiem, o czym mówi Strand. Sama jestem jedną z tych klientek.

Pixi to dziś obszerne portfolio produktów do pielęgnacji ciała i twarzy oraz do makijażu – od produktów oczyszczających przez maseczki w płachcie, olejki na noc aż po palety cieni i matowe pomadki o aksamitnej konsystencji. Wszystkie naturalne, bez parabenów i dodatkowych zapachów, odpowiadają na różne potrzeby i humory skóry. Petra nie wierzy w podział na cerę normalną, mieszaną czy suchą – wyznaje zasadę, że jej rodzaj i potrzeby mogą zmieniać się kilkakrotnie na przestrzeni lat albo nawet w ciągu miesiąca.

Rozjaśniający balsam z witaminą C (fot. materiały prasowe)

W portfolio ma produkt kultowy – rozświetlająco-złuszczający Glow Tonic, który od kilku lat cieszy się mianem najlepszego toniku na świecie. – Jako makijażystka od lat marzyłam o stworzeniu produktu, który idealnie przygotowywałby skórę do nałożenia makijażu – odpowiada Petra, gdy pytam ją o kulisy powstania toniku. – Wraz z Sofią, która pomagała mi wybierać składniki, próbowałyśmy wielu kombinacji, aż odkryłyśmy idealnie zbalansowaną mieszankę stężonego w pięciu procentach kwasu glikolowego, aloesu, ekstraktów roślinnych i korzenia żeń-szenia. Wiele osób próbowało skopiować tę recepturę, ale jest to po prostu niemożliwe. Za Glow Tonic stoi naprawdę skomplikowany proces. Do tego stopnia, że dziś, gdy cieszy się tak dużym zainteresowaniem, nie nadążamy z jego produkcją.

Rozmowę przerywają nam młodsze dzieci Petry wyraźnie zaintrygowane zamieszaniem wokół mamy. Czy pewnego dnia i one zostaną zaangażowane w rodzinny biznes? Przestaję się nad tym zastanawiać, gdy przypominam sobie słowa Petry z początku naszej rozmowy: – Jesteśmy marką opartą na dziedzictwie i za 20 lat nadal będziemy obecni na rynku. Być może nawet więksi i silniejsi niż teraz.

 

Pełne portfolio produktów marki znajdziecie na stronie www.pixibeauty.co.uk.

Michalina Murawska
Proszę czekać..
Zamknij