Znaleziono 0 artykułów
14.02.2023

Poliamoryczny związek na co dzień i od święta

14.02.2023
Fot. East News

Nad związkiem pracuje się cały rok. Dlatego w przyszłym tygodniu będę piec sernik japoński bez okazji. Moim partnerkom nawet na miesięcznice staram się wręczyć jakiś drobiazg, choćby tabliczkę czekolady. Regularnie kupuję im kwiaty, zawsze czerwone róże – mówi 33-letnia Julianna, która opowiada o życiu w poliamorycznym związku.

Jestem romantyczką – zakochuję się albo grubo, albo wcale. Jako prawdziwa ezo-Grażyna zwalam to na mój znak zodiaku. Jestem lwem, a miłość jest dla mnie nadrzędną wartością. Przez większość życia wychodziłam z założenia, że musi być dramatyczna – werterowska, bardzo bolesna. Odkąd żyję w szczęśliwych związkach, wiem, że to nieprawda. Dziś wierzę w miłość bez fajerwerków, raczej z pokazami świetlnymi – nie robią hałasu, ale wciąż robią wrażenie. Wszystkie trzy – ja, moja narzeczona i moja partnerka – mamy spokojne usposobienie.

Ustalam jasne zasady 

Jakie one są? Niebo i ziemia. Moja narzeczona jest damą ze skłonnością do naprawdę chamskiego polskiego punk rocka. Łączy nas miłość do zwierząt, kina, burleski. W tygodniu dużo pracujemy, w weekendy odpoczywamy.

Moja druga partnerka, która jest ode mnie prawie 10 lat młodsza, podobnie jak ja, jest związana z gamingiem. Często gramy więc wspólnie ze znajomymi. Do tego ostatnio wciągnęła mnie w anime. Dzięki niej odkrywam niewyobrażalne pokłady młodzieżowej kultury queerowej. Jak chociażby to, że Blåhaj, pluszowy rekin z Ikei, jest międzynarodowym symbolem transpłciowości.

Jedną z zasad, które ustaliłyśmy z narzeczoną, jest to, że wszystkie się znamy. Nasze osoby partnerskie nie muszą się przyjaźnić, ale dbamy o to, żeby się lubiły. Może nie tak często, ale spędzamy trochę czasu razem: wychodzimy na wspólny obiad czy wydarzenia kulturalne. W przyszły weekend we czwórkę wybieramy się na burleskę do jednego z warszawskich teatrów. We czwórkę, bo moja narzeczona też jest w innej relacji, prawie rok. Tylko z nocowaniem jest problem. W mieszkaniu mam jedno duże łóżko i jedno pojedyncze, gościnne, więc spanie na nim we dwójkę za każdym razem kończy się tym, że ktoś spada.

Nie uprawiam przygodnego seksu

W związku poliamorycznym, tak jak w monogamicznym, najważniejsze jest, by okazywać sobie wsparcie, dzielić trudności i radości dnia codziennego. Tylko liczba osób, z którymi to robisz, jest większa. Pojęcie wierności jak najbardziej występuje – najważniejsza jest transparentność. Nie robimy rzeczy, na które się nie zgodziłyśmy – nie uprawiamy przygodnego seksu. Jeśli kogoś poznamy i chcemy pójść na randkę, mówimy, z kim wychodzimy, gdzie będziemy i kiedy wrócimy.

Mam jednak wrażenie, że te zasady, które musisz ustalić, trochę zabijają romantyzm. Gdy poznajesz jakąś osobę i obie jesteście wolne, wasza relacja może kwitnąć i rozwijać się w swoim tempie. Natomiast będąc w relacji poliamorycznej, w momencie, w którym pojawia się nowa osoba, stawiam warunki, na jakich możemy się spotykać. Mówię, że mieszkam z narzeczoną, będę brała z nią ślub, mam partnerkę… Lubię, gdy wszystko jest poukładane.

Dla większości ludzi to, że ktoś jest w takim związku, jest przeszkodą, więc jeszcze przed randką daję znać, że jestem osobą poli. Oczywiście zdarzało się, że to był dealbreaker. Podejmowanie takich decyzji wymaga pewnej dojrzałości. I to jest właśnie słowo klucz: dojrzałość.

Nie muszę wybierać 

Kiedy jako 13-latka pojechałam na obóz językowy w Stawiskach, gdzieś w głębokim lesie, poznałam dwie dziewczyny, które bardzo mi się spodobały. Zaczęłam się wtedy zastanawiać, dlaczego właściwie trzeba kogoś wybierać… Po 21. urodzinach doszłam do wniosku, że może da się po prostu dogadać z osobą, z którą już jesteś albo chcesz być. Ale to była długa droga. Tryb życia, jaki wtedy prowadziłam, to sex, drugs and rock’n’roll – chodziłam na imprezy, domówki, poznawałam ludzi, obracałam się w queerowej grupie. Po researchu w internecie i rozmowach ze znajomymi dowiedziałam się, że istnieje coś takiego, jak poliamoria. W praktyce okazało się, że bycie w takim związku nie jest proste. Zderzeniem z rzeczywistością była sytuacja, w której spotykałam się z osobą, która była w jeszcze innym związku. Pomyślałam, że jeśli ja mam dwie osoby partnerskie, to jest fajnie, a jeśli jest odwrotnie, to już mniej.

Przez większość życia byłam w płytkich relacjach. W pewnym momencie stwierdziłam, że może trzeba w końcu przestać się bawić i zacząć myśleć o układaniu sobie życia. Kredyt, samochód, trzy koty, remont w mieszkaniu… Proza życia. W pierwszą prawdziwą relację poli weszłam z dziewczyną starszą ode mnie ponad 10 lat. Byłyśmy ze sobą dwa lata. Nie udało nam się, ale dziś jest to moja najlepsza przyjaciółka. Nie wyobrażam sobie innej świadkini na ślubie!

Z moją narzeczoną związałam się cztery lata temu, choć tak naprawdę poznałyśmy się wcześniej. To była przelotna znajomość w ramach wspólnej grupy hobbystycznej. Po latach trafiłyśmy na siebie w mediach społecznościowych. W tamtym czasie bardzo się od siebie różniłyśmy. Obie swoje młode lata spędziłyśmy w ultrakonserwatywnym środowisku, w którym panował absurdalny maczyzm – przekonanie, że jak facet sypia co noc z inną laską, to jest super, ale jak laska śpi z innymi facetami, to jest „ścierą”. Wyrwanie się z tego środowiska bardzo otworzyło nas na różnorodność.

Nie bywam zazdrosna

Jestem trudną osobą, posiadam kilka różnych kodów ICD10 z rozdziału F [Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych – przyp. red.]. W ciągu tych czterech lat, które spędziłyśmy razem, spotykałyśmy się z różnymi osobami. Było sporo ognistych kłótni, ale dotarłyśmy się. Musiałyśmy wykazywać się cierpliwością i nauczyć się dzielić czas tak, żeby wszystkie strony zaangażowane były zadowolone, co na początku nie było łatwe. To może trochę dziwne porównanie, ale na lekcjach matematyki też najpierw wkurzasz się, że nie możesz obliczyć delty, a potem ją obliczasz, bo ten wzór działa. W związku poliamorycznym uczysz się pracy z własnymi uczuciami i uczuciami pozostałych osób.

Chyba nie jestem już zdolna do zazdrości. Dopóki moje potrzeby są spełnione, nie mam absolutnie żadnego problemu z tym, żeby druga osoba angażowała się również w relację z kimś innym. Pomogła mi w tym na pewno racjonalizacja. Musiałam wyjaśnić sobie, że to nie jest tak, że ktoś mnie nie kocha i nie chce spędzać ze mną czasu. Zresztą najczęściej, jeśli ja i moja narzeczona chcemy spotkać się ze swoimi osobami partnerskimi, staramy się to robić na zakładkę. Wyjścia planujemy dzień lub dwa wcześniej tak, by żadna z nas nie siedziała sama w domu.

Jako społeczeństwo wciąż się uczymy, zmieniamy sposób życia. Mam raczej chłodne relacje z rodzicami mojej narzeczonej, ale uwielbiam rodzinę drugiej partnerki. Jej rodzice są młodzi – mama ma wykształcenie psychologiczne i naukowo zajmowała się tematami queerowymi. Poza tym świadomość wzrasta. Dopóki Ania Grodzka [pierwsza otwarcie transpłciowa polityczka w Polsce – przyp. red.] nie pojawiła się w parlamencie, nie mówiło się o transpłciowości. Po Margot i Stop Bzdurom w mediach pojawiła się niebinarność. Jeśli wrócimy do tej rozmowy o poliamorii w 2033 r., to złapiemy się za głowy.

Klementyna Szczuka
Proszę czekać..
Zamknij