Na Scenie MOS Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie trwa spektakl, który zamiast upiorów zza oceanu wywołuje rodzime widma. „Polish Horror Story” Jarosława Murawskiego w reżyserii Marcina Libera nie jest klasycznym dramatem historycznym ani ironiczną pocztówką z przeszłości. To pełnokrwista, teatralna hybryda – groteskowa podróż przez narodowe mity, w której cmentarz, piwnica i kosmos tworzą wspólną scenografię.
Urodzony w 1970 roku, związany z poznańskim środowiskiem teatralnym Liber od lat testuje granice widzów. Współzałożyciel teatru Usta Usta, zdobywca „Lauru Konrada” za punkowe „III Furie” przyglądał się już światu teleturniejów, reality show, mechanizmom popkultury, a także polskiej historii i mitologii. W jego spektaklach często pojawia się napięcie między dosłownością a metaforą, brutalnym obrazem a poetyckim gestem.
Kiedy Polska staje się sceną grozy
W „Polish Horror Story” Liber idzie krok dalej – pokazuje Polskę obsadzoną w roli bohatera horroru: kraju nieustannie rozkopującego własną przeszłość, mierzącego się z duchami, które sam powołał do życia. Spektakl jest zanurzony w niepokojącej, zielonej poświacie, przypominającej raczej kadry z filmów Davida Lyncha niż klasyczny teatr dramatyczny.
Ten świat działa jak soczewka – powiększa to, czego wolelibyśmy nie widzieć. „Polish Horror Story” nie jest tylko grą z konwencją gatunku, lecz także próbą zrozumienia narodowych lęków, które wciąż nawiedzają zbiorową wyobraźnię. To teatr nostalgiczno-wyzwoleńczy, w którym groteska staje się narzędziem demaskowania naszych mitów, a horror – przestrzenią, w której możemy przyjrzeć się własnym lękom.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.