Znaleziono 0 artykułów
24.05.2023

Top modelka Zuzanna Bijoch: Z wybiegu na Wall Street

24.05.2023
Zuzanna Bijoch (Fot. Dorota Szulc)

Na samym początku mojej drogi w modelingu zdałam sobie sprawę, jak bardzo to wszystko jest ulotne – mówi Zuzanna Bijoch. Jedna z najlepszych polskich top modelek oficjalnie kończy karierę. Opowiada nam o przejściu ze świata mody na Wall Street, studiach na jednym z najsłynniejszych uniwersytetów świata, zaczynaniu nowego etapu.

Spotykamy się jeszcze przed rozdaniem dyplomów. Wiadomo już, że Zuzanna Bijoch kończy studia na wydziale Finansów i Ekonomii nowojorskiego Columbia University ze wszystkimi możliwymi zaszczytami i osiągnięciami. 28-latka została przyjęta do stowarzyszenia The Phi Beta Kappa Society, najstarszego i najbardziej prestiżowego akademickiego stowarzyszenia honorowego w Ameryce, które od 1776 r. zrzesza 10 proc. najlepszych absolwentów wszystkich kierunków z wybranych uczelni. Wśród członków są m.in. Bill Clinton czy Jeff Bezos.

Bijoch kończy studia z najwyższą średnią na swoim wydziale, otrzymała też tytuł „Senior Marshal” za „osiągnięcia akademickie i wkład w społeczność”. W trakcie nauki została wybrana do zarządu czołowego i najstarszego funduszu studenckiego The Lion Fund. Jednak czymś, na co najbardziej skrycie liczyła, było otrzymanie tytułu Valedictorian. To najwyższe studenckie wyróżnienie dla najbardziej uzdolnionej osoby, które wiąże się z publicznym przemówieniem wygłaszanym na uroczystości przyznania dyplomów. Zadziałała zasada, którą kieruje się Zuza: „wszystko albo nic”. Zgarnęła wszystko, już po naszej rozmowie.

Karierę w modelingu zaczynała w wieku 13 lat. Chodziła w pokazach czołowych marek, z Pradą i Louis Vuitton na czele. Była twarzą najważniejszych z nich, pojawiała się na okładkach i w sesjach zdjęciowych magazynów z całego świata. W rankingu modelek „Top 50 Models” zajęła 13. miejsce. W 2017 r. napisała bestsellerową książkę „Modelka”. Teraz oficjalnie żegna się ze światem mody i już w lipcu 2023 r. rozpocznie pracę dla jednej z czołowych amerykańskich firm inwestycyjnych.

Co czujesz, zamykając ten etap swojego życia?

Na pewno sentyment. Czuję, że coś ważnego się kończy. W zasadzie zamykam jednocześnie dwa rozdziały – modeling i studia. Oczywiście moja sytuacja jest dosyć nietypowa, bo nie mam 20 lat jak większość studentów i dla mnie to trochę inny etap niż dla nich – pracę w modelingu zaczęłam w bardzo młodym wieku i przez długi czas była ona moim priorytetem.

Zuzanna Bijoch (Fot. Dorota Szulc)

Jak wyglądało studiowanie na Ivy League?

Na początku nie wiedziałam, czego się spodziewać. Mam jednak tak, że lubię sprawdzać, jak wysoko mogę ustawić poprzeczkę. Przesuwam ją do momentu, kiedy widzę, że dalej się nie da. Więc najpierw postanowiłam wysłać aplikację na uczelnię i zobaczyć, czy się dostanę. Kolejnym celem były dobre oceny. W Stanach mają one duże znaczenie m.in. przy późniejszych rozmowach kwalifikacyjnych na staże czy do pracy. Zaczęłam także aplikować do różnego rodzaju stowarzyszeń na Columbia. Tak, po kilku etapach rekrutacji, dostałam się do The Lion Fund, najstarszego i najbardziej renomowanego studenckiego funduszu inwestycyjnego na uczelni, gdzie niewielka grupa studentów regularnie spotyka się i wspólnie inwestuje. Jest to świetna okazja nie tylko do nauki, lecz także poznania nowych ludzi, którzy trafią później do czołowych firm inwestycyjnych na świecie.

Ciężko było godzić modeling z tak wymagającą szkołą?

Już w czasie liceum nauczyłam się łączyć modeling i szkołę. Wielozadaniowość, którą wtedy w sobie wykształciłam, okazała się być bardzo przydatna w czasie nauki. Studia na Columbia są wymagające i nieraz musiałam rezygnować z prac modelingowych. W czasie COVID-u z kolei wiele się zmieniło, branża mody była praktycznie zamrożona, a ja skupiłam się na nauce.

Poczułaś wtedy, że dobrze, że masz ten plan B?

Zawsze wiedziałam, że muszę go mieć. Nigdy nie byłam, powiedzmy, modelką z wyboru, z powołania. Raczej dziwiłam się, że to w ogóle się dzieje (śmiech). Od początku podchodziłam do tego z dystansem, bo wiedziałam, że dzisiaj może być tak, a jutro inaczej. Lata temu pisałam w książce, że ten biznes ciągle się zmienia, jest bardzo płynny i ciężko na nim polegać. Jest miło, ludzie cię lubią, a następnego dnia nie pamiętają, kim jesteś (śmiech). To też daje złudną nadzieję, że jutro coś się zmieni, dlatego wiele dziewczyn pracuje wciąż z takim poczuciem: „A co, jeśli jutro zadzwoni Prada i zaproponuje kampanię?”. Myślą, że pojawi się propozycja nie do odrzucenia. To się zdarza, ale nie da się żyć z poczuciem, że ciągle się na coś czeka. Z drugiej strony, trudno powiedzieć sobie, że OK, to jest ten czas na zmianę i całkowicie się odciąć.

Zawsze wiedziałaś, że ten plan B będzie związany z finansami?

W szkole byłam dobra ze ścisłych przedmiotów, ale długo myślałam, że matematyka i finanse to jedno i to samo (śmiech). Natomiast tak, wiedziałam, że będą to finanse i ekonomia. Bodajże rok przed maturą, kiedy jeszcze mieszkałam w Polsce, odbyłam staż u Toma Forda w dziale rachunkowości. Spędziłam tam całe wakacje i rozliczałam różnego rodzaju transakcje, a w tym samym czasie moje zdjęcia z kampanii Toma Forda wisiały na ścianach. Nikt nie wiedział, że to ja (śmiech).

Zuzanna Bijoch (Fot. Dorota Szulc)

Jak na ciebie patrzono? Oceniano cię przez pryzmat wyglądu i tego, czym zajmowałaś się wcześniej?

Trochę czasu zajęło mi zbudowanie wiarygodności w tym środowisku. Musiałam przyjrzeć się, z czym to się je, włożyć wysiłek w research i poznanie branży. Tego już szkoła cię nie uczy, to jest dodatkowa praca własna poza zajęciami – poznawanie ludzi, rozmowy, czytanie branżowych książek.

Zuzanna Bijoch (Fot. Dorota Szulc)

Wiedziałam jednak, że jeśli chcę pracować w finansach, to teraz jest ten czas, żeby się przebić. Ludziom podoba się, że mam ciekawy background, ale to jest tylko minuta rozmowy. Pozostałe 30 minut to konkrety, twarde fakty i pomysły na inwestycje. Albo potrafisz rozmawiać o finansach, albo nie. Więc w pewnym momencie wszyscy widzieli już, że na serio chcę się tym zająć i że jestem zdeterminowana.

Kończysz studia i co dalej?

Od lipca zaczynam pracę w firmie inwestycyjnej. Za tydzień kończę studia, więc mam teraz chwilę wytchnienia. Chyba że dostanę Valedictorian, wtedy będę musiała przygotować przemówienie. Dowiedziałam się niedawno, że jestem w gronie potencjalnych kandydatów, ale droga do otrzymania tego tytułu jest jeszcze długa. Pamiętam, kiedy jako dziecko oglądałam amerykańskie filmy, zawsze była tam ta jedna osoba, która miała wystąpienie na zakończenie studiów. Nigdy nie pomyślałabym, że będę mieć w ogóle taką szansę. Byłoby to dla mnie  ogromne wyróżnienie i zaszczyt… taka laurka na koniec.

Dużo kosztowały cię te studia?

Największą walkę toczyłam zawsze sama ze sobą. Studia nie były moim przeciwnikiem, wyzwaniem było to, czy jestem w stanie dosięgnąć swoich standardów. Zawsze chciałam więcej i lepiej. Chodziło bardziej o to, żeby jeszcze przycisnąć, sprawdzić swoje limity. Dojść do momentu, w którym więcej już nie dam rady.

Nie bywasz dla siebie bardzo ostra?

Na pewno, bo mam podejście „wszystko albo nic”, co przejawia się w wielu sferach mojego życia. Tak też było w przypadku modelingu. Podchodzę do życia zadaniowo. Taki już mam charakter. Nowy Jork to miasto ogromnych możliwości, ale także ogromnej konkurencji.

A jak czujesz się z tym, że z czegoś rezygnujesz, odpuszczasz?

Nie jest to proste, bo modeling stał się częścią mojej tożsamości. Dorastałam w tym świecie, zaczynałam w wieku 13 lat, więc to duża zmiana, ale z drugiej strony, tak jak wspomniałam, modeling nigdy nie był dla mnie celem samym w sobie. Oczywiście jednak dał mi wiele możliwości, za które jestem bardzo wdzięczna.

Zuzanna Bijoch (Fot. Dorota Szulc)

Umiesz sobie wyobrazić, że ten artykuł ukaże się niebawem z informacją, że Zuza Bijoch kończy karierę w modelingu?

Szczerze mówiąc, uważam, że to mój sukces. Że jestem w stanie to powiedzieć i odejść na własnych zasadach. Nie chcesz przecież stać w miejscu, chcesz się rozwijać, zmieniać, a już szczególnie gdy zaczynasz coś robić jako dziecko. Nadchodzący rozdział, pomimo tego że całkowicie inny, jest dla mnie bardzo ekscytujący!

Jak zmienił się modeling przez wszystkie lata twojej pracy?

Zmienił się i to bardzo. Mam poczucie, że dziś jest to biznes mniej atrakcyjny dla dziewczyny, która dopiero zaczyna – mam na myśli stawki, możliwości, długość kariery. Teraz kariera modelki jest dużo krótsza. Załapałam się jeszcze na czas, kiedy branża inwestowała w modelki. Kiedy zaczynałam, pewne nazwiska na wybiegach, podczas pokazów, świadczyły o prestiżu marki. Top modelki nie robiły małych pokazów, tylko te najlepsze i było to potwierdzenie zarówno ich statusu, jak i pozycji marek. Pamiętam, że na przykład w pokazie Prady były tylko dwa miejsca dla nowych twarzy, a kilka lat później, podczas ostatniego pokazu Stefano Pilatiego dla YSL nikogo już nie znałam w line-upie. Potem pojawił się Alessandro Michele, który w Gucci postawił wyłącznie na nowe modelki w branży. To był powiew świeżości, ale też koniec pewnej ery modelingu.

Jakie momenty z twojej kariery zostaną z tobą na zawsze?

Chyba sam początek, bo miałam szczęście w nieszczęściu, że moje pierwsze kroki były trudne. Wydaje mi się, że to one ukształtowały mnie na późniejsze lata. Wszystko zaczęło się, kiedy miałam potwierdzony pokaz Marca Jacobsa w Nowym Jorku. Był to mój pierwszy fashion week. Wyobraź sobie, że chodzisz na castingi, widzisz setki pięknych dziewczyn i myślisz, że to niemożliwe, żeby wybrali właśnie ciebie. Byłam po przymiarkach, w drodze na pokaz i nagle dostałam telefon od agentki, że projektant zrezygnował z mojego looku i tym samym w nim nie wystąpię. Miałam wtedy 16 lat. To była bolesna lekcja, aby niczego w życiu nie brać za pewnik.

Musiałam znowu zacząć od zera. Później zrzuciło mnie z pokazu Gucci, następnie Burberry. W końcu dostałam informację, że Prada jest mną zainteresowana i zatrudnili mnie do pokazu. W modelingu nigdy nie wiesz, co na ciebie czeka za rogiem. Jest to zarówno ekscytujące, jak i frustrujące.

Kilka miesięcy później miałam podobną historię. Byłam umówiona na sesję w Nowym Jorku z Paolo Roversim. Przyleciałam specjalnie, tylko na jeden dzień, aby dowiedzieć się na planie, że koncepcja sesji się zmieniła i nie biorę już w niej udziału. Myślałam, że to oznacza koniec mojej kariery – która wtedy się jeszcze na dobre nie zaczęła. Los chciał, że tego samego dnia moja nowojorska agencja odebrała telefon z biura Stevena Meisela. Zostałam zaproszona na casting. Od tego momentu wszystko się zaczęło. Miesiąc później byłam na planie kampanii Prady.

Wracając z tego centrum świata do swoich Katowic, miałaś wrażenie, że to, co robisz, jest jakieś nierealne?

To było takie podwójne życie – jednego dnia siedziałam w szkolnej ławce, innego szłam w pokazie Versace. Dwa życia w jednym. Nigdy nie było nudno. Jeśli coś szło źle w jednym świecie, miałam odskocznię w postaci drugiego. To dawało mi balans, więc gdy przez kilka lat pracowałam w modelingu na full time, brakowało mi czegoś jeszcze poza tym.

Jak zmieniła się twoja relacja z ciałem?

Kiedy zaczynałam modeling, byłam nastolatką, teraz jestem 28-letnią kobietą. Oczywiste jest to, że ciało na przestrzeni lat się zmienia. Myślę, że ważne jest, aby je akceptować na każdym etapie. Cieszę się, że modeling powoli ewoluuje i coraz częściej na wybiegach widzi się różne sylwetki.

Czy to możliwe, że wróciłabyś do modelingu?

Zaczynam nowy etap, przede mną nowe możliwości, bardzo atrakcyjne. Nigdy nie mów nigdy, ale mentalnie jestem już w innym miejscu. Jestem gotowa na nowe.

Ismena Dąbrowska
Proszę czekać..
Zamknij