Znaleziono 0 artykułów
16.07.2022

„Perswazje”: Stracone zachody miłości

16.07.2022
(Fot. materiały prasowe)

Twórcy netfliksowych „Perswazji” z Dakotą Johnson chcieli połączyć „Emmę”, „Fleabag” i „Bridgertonów”. Wyszła błaha komedia romantyczna na lato, która rozczaruje, a nawet oburzy fanów Jane Austen.

Nie wystarczy połączyć kilku smakowitych składników, by powstało danie kuchni gourmet. Twórcy netfliksowych „Perswazji” – brytyjska reżyserka teatralna Carrie Cracknell oraz scenarzyści Ron Bass (weteran z takimi dokonaniami, jak „Mój chłopak się żeni”, „Rain Man” czy „Młodzi gniewni” na koncie) i Alice Victoria Winslow – uznali, że odkryli gotowy przepis na przebój.

(Fot. materiały prasowe)
(Fot. materiały prasowe)

Kręcąc ekranizację powieści Jane Austen, zaczęli od dużej porcji „Emmy” w reżyserii Autumn de Wilde sprzed dwóch lat, uznanej za krytyków i widzów za jedną z najlepszych adaptacji XIX-wiecznych klasyków. W filmie z Anyą Taylor-Joy w tytułowej roli instagramową pastelozę udało się zgrabnie połączyć z wiernością oryginałowi. Scenarzyści uchwycili lekki humor pisarki. Na bohaterów spojrzeli z ironią, ale bez okrucieństwa. Wizualny przepych stonowali subtelnymi wzruszeniami. Cracknell, inspirując się sarkastycznym tonem „Emmy”, w „Perswazjach” niejednokrotnie otarła się o parodię.

Do „Emmy” dołożono szczyptę „Fleabag”, jednego z najmodniejszych seriali ostatnich lat, w którym Phoebe Waller-Bridge burzy czwartą ścianę, wygłaszając do widza skandalizujące monologi. Scenarzystce i aktorce udało się stworzyć przerażający w swojej prawdziwości portret współczesnej kobiety – wyzwolonej na tyle, by wszystko mieć gdzieś. W filmie posłużono się podobnym zabiegiem formalnym – Dakota Johnson jako Anne Elliot, stara panna, która osiem lat temu przez perswazje rodziny straciła szansę na miłość, przemawia do widzów, ale brakuje w jej monologach autoironii, przenikliwości i nowoczesnego rysu. Do cna wyzyskano zgrany gag – bohaterka przedstawia się jako spełniona, „pijąca dobre trunki” i pogodzona z przeszłością, podczas gdy na ekranie widzimy, jak upija się winem prosto z butelki, szlocha w wannie i śmiertelnie się nudzi. Trafna okazuje się bodaj jedna jej uwaga, i to z pierwszych minut filmu, o tym, jak próżnym człowiekiem jest jej ojciec. To zresztą naiwność sir Waltera Elliota (przerysowany Richard E. Grant) sprowadziła na rodzinę nieszczęście. Nie dość, że kazał Anne rzucić biednego ukochanego, Wentwortha (Cosmo Jarvis udający Hugh Granta i Colina Firtha z poprzednich ekranizacji powieści Jane Austen), który w międzyczasie zdobył majątek, to jeszcze zrujnował rodzinę rozrzutnością.

Na koniec przyprawiono całym mnóstwem inspiracji „Bridgertonami”. W serialu Shondy Rhimes, należącym do najchętniej oglądanych produkcji w historii Netfliksa, udało się udowodnić, że czasom regencji nie tak daleko do naszych. Życiem wyższych sfer wciąż rządzą dekadencja, miłość i skandale. Odrobiona lekcja z „Bridgertonów” to w „Perswazjach” zdywersyfikowany casting – role angielskich szlachciców przypadły w udziale ciemnoskóremu Benowi Baileyowi Smithowi czy też Henry’emu Goldingowi z „Bajecznie bogatych Azjatów”. Na niewiele zdały się te uwspółcześniające zabiegi. Tak jak w serialu Shondy Rhimes każdy skandalik śledzi się z wypiekami na twarzy, wczuwając się w lady Whistledown, tak w „Perswazjach” nie obchodzą nas losy niezbyt sympatycznych, a na pewno pozbawionych charakteru bohaterów.

(Fot. materiały prasowe)

„Perswazje”: Najgorsza ekranizacja powieści Jane Austen?

Choć Dakota Johnson stara się, jak może, jej Anne poza kilkoma sarkastycznymi uśmieszkami nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Nie dowiadujemy się ani dlaczego kiedyś pokochała Wentwortha, ani czemu on – po tym, jak złamała mu serce – miałby znów pokochać ją. Równie nieprzekonujące są motywacje pana Elliota (Golding), który mąci i mataczy, by zdobyć tytuł szlachecki. Zwyczajnie aroganckie i obcesowe są siostry Anne – uprzywilejowane, pozbawione empatii, puste snobki. Jeśli twórcom marzył się przenikliwy komentarz na temat błędów i wypaczeń klasy próżniaczej, to ostrze krytyki okazało się zdecydowanie zbyt tępe.

(Fot. materiały prasowe)

Johnson, promując film, opowiada w wywiadach, że i za czasów Austen, i dzisiaj kobiety mają przechlapane. Przywołując obalenie wyroku Roe v. Wade, prowadzące do zakazu aborcji w wielu stanach Ameryki, boleje, że tak mało się zmieniło. Szkoda tylko, że film, w którym zagrała, jest tak wsteczny. Jane Austen – prawdziwa pionierka – przewraca się w grobie. W jej czasach niezamężna kobieta naprawdę mogła uchodzić za emancypantkę. Dziś historia o dziewczynie, która kiedyś zostawiła chłopaka, a teraz chce go odzyskać, bo bez niego jest nieszczęśliwa, nadaje się co najwyżej na hallmarkowego produkcyjniaka.

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij