
Ale (Itasso Arana, prywatnie partnerka reżysera) i Alex (Vito Sanz) wydają się dla siebie stworzeni – doskonale się rozumieją, łączy ich pasja do kina, wciąż mają o czym rozmawiać. Po piętnastu latach postanawiają się jednak rozstać. Z tej okazji zapraszają rodzinę i przyjaciół na przyjęcie. Bo skoro celebrujemy początek miłości, dlaczego nie mielibyśmy cieszyć się z jej końca? – Ten film to mój hołd dla klasycznych hollywoodzkich historii miłosnych lat 30. i 40. – mówi hiszpański reżyser Jonás Trueba, który nakręcił przewrotną komedię romantyczną „Wrócicie do siebie”.
Bez łez, krzyku, trzaskania drzwiami. Z czułością, humorem, szacunkiem. Czy tak mogą wyglądać rozstania? Chyba nie dowierzają w to nawet niektórzy bohaterowie komedii romantycznej Jonása Trueby, którzy Ale i Alexowi, parze z piętnastoletnim stażem, powtarzają wciąż: „Wrócicie do siebie”. Rodzina i przyjaciele nie mogą się też nadziwić, że Ale i Alex pragną zorganizować przyjęcie celebrujące koniec miłości. Nie dość, że rozchodzą się w zgodzie, to jeszcze zapraszają na wesele à rebours? Coś musi się za tym kryć. Żart, prowokacja, eksperyment artystyczny? W końcu oboje pracują jako filmowcy. Ale nie – najlepsi przyjaciele, kochankowie, współpracownicy naprawdę nie chcą już być razem. Nie znamy przyczyny kryzysu. Zdrada, wypalenie się namiętności, nuda? Liczy się decyzja. A jej konsekwencje, jak się okazuje, wcale nie muszą krzywdzić wszystkich wokół. Sielanka? A może korzystne rozwiązanie dla współczesnych par, których związek po prostu się wyczerpał. Jonás Trueba próbuje przekonać widzów, że rozstanie nie obraca w niwecz miłości, nie unieważnia jej, nie przekreśla. Nawet najprawdziwsza miłość nie musi trwać wiecznie.

– W filmie skupiamy się na komunikacji między Ale i Alexem. Poznajemy parę w kryzysowym momencie. Nie wiemy do końca, z czego wynikł. Choć wciąż świetnie się rozumieją, podejmują decyzję o rozstaniu. Dodatkowo stawiają sobie wyzwanie – postanawiają zorganizować przyjęcie celebrujące koniec miłości. W tej kwestii też muszą się komunikować. Zaczynają grę ze sobą, przeciąganie liny, próbują wzajemnie przekonać się do swoich racji. Wciąż jednak rozmawiają ze sobą z szacunkiem – to warunek konieczny komunikacji. Te rozmowy czynią ich lepszymi ludźmi. A, my, widzowie filmów takich, jak ten, uczymy się lepszej komunikacji. W zachowaniu Ale i Alexa nie ma dramatyzmu, pretensji, do końca zachowują się w sposób cywilizowany – tłumaczy Trueba.
Przepis na udany związek? Praca nad nim
W czym reżyser upatruje przyczyny rozpadu relacji? – Ale i Alex nie mają dzieci, czy kredytu – łatwo im od siebie odejść. Wydaje mi się, że przyczyną rozpadu może być też łącząca ich praca, która ciąży na nich jak kredyt. Nie mogą od siebie odpocząć. Za mało dali sobie wcześniej przestrzeni – mówi twórca, który za „pracę” uważa też samą miłość. Film odczarowuje romantyczny mit mówiący nam, że skoro darzymy kogoś uczuciem, po happy endzie wszystko jakoś się ułoży. – Miłość to forma pracy. Trudno dziś utrzymać nie tylko miłość, lecz także przyjaźń. Trudno pozostać wiernym – do tego potrzebna jest jakaś pasja, jakaś gra, coś wciąż żywego – mówi Trueba.

„Wrócicie do siebie” pokazuje, że rozstanie nie przekreśla wspólnie spędzonych lat

Za rozstanie można też winić kryzys wieku średniego. Czy nic więcej mnie nie czeka? Czy nie tracę życia? Czy zrealizowałem swój potencjał? Te pytania towarzyszą nam w okolicach czterdziestki – niedawno tę magiczną granicę przekroczył reżyser, jego rówieśnikami są bohaterowie, pewnie większość widzów też należy do pokolenia milenialsów, którym trudno jasno sprecyzować cele w życiu. – Chciałem temat kryzysu wieku średniego potraktować z humorem, bo sam przez niego przechodzę – mówi reżyser. Choć do niedawna pokutowało przekonanie, że to głównie mężczyzna przechodzi kryzys, w jego filmie w przełomowym momencie znajduje się także ona. Wychowany w równościowym domu Trueba, chętnie oddaje głos kobietom. – Alex to wrażliwy mężczyzna, Ale – silna kobieta. Od początku rozmawiałem z aktorami, żeby tak te akcenty zostały rozłożone. On ma cechy „kobiece”, ona – męskie. Ten film miał pokazać przede wszystkim kobiecy punkt widzenia – dodaje reżyser. Tak też się stało – w jednej z kluczowych scen Ale przegląda stare nagrania Alexa. Jako ludzie kina dokumentowali niemal każdą wspólną chwilę. Wzrusza się, ale nie dlatego, że czegoś żałuje, tylko dlatego, że razem napisali kawał pięknej historii. A każda historia miłosna zasługuje na happy end – taki, jaki wymarzą sobie bohaterowie. Wesele czy impreza z okazji rozstania – czy naprawdę jest między nimi tak wielka różnica?
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.