Znaleziono 0 artykułów
20.11.2023

„Bezdzietne z wyboru”: Kobiety przestały się definiować poprzez macierzyństwo

20.11.2023
Justyna Dżbik-Kluge w książce „Bezdzietne z wyboru” przedstawia historie kobiet, które nie marzą o macierzyństwie (Fot. Getty Images)

Odpowiedź na pytanie „Dlaczego kobieta nie ma dzieci?” najczęściej brzmi: „To skomplikowane” – mówi autorka „Bezdzietnych z wyboru” Justyna Dżbik-Kluge. W książce przedstawia historie kobiet, które nie marzą o macierzyństwie.

Zaczynasz książkę od tego, że jako matka dwójki dzieci jesteś niejako z zewnątrz. Sprawdzasz, co jest po tej „drugiej” stronie, ale z otwartością, bez antagonizowania, którego wciąż między kobietami sporo. 

Przestańmy się dzielić na dwie strony. Wiem, że siostrzeństwo nie zawsze działa, a kobiety potrafią ranić inne kobiety. Ale nie jest tak, że wszystkie matki są przeciwko nie-matkom i odwrotnie. Opowiada o tym jedna z moich bohaterek, dziennikarka Angelika Kucińska. Choć jest szczęśliwa bez dzieci, nie ma zamiaru mówić koleżankom, że przegrały życie, bo zdecydowały się założyć rodzinę. 

To jak rozwiązać ten – przynamniej pozorny – antagonizm?

Posłuchać drugiego człowieka. Przestać posługiwać się schematami. Stereotyp, że kobiety, które nie mają dzieci, są egoistkami, musi odejść do lamusa. Tak jak obarczanie kobiet winą za to, że „bez dzieci naród wymrze”.

A ty dogadujesz się i z matkami, i z nie-matkami?

To, że łatwiej mi czasem rozmawiać z kobietami, które mają dzieci, nie znaczy, że nie ma w moim życiu miejsca dla dziewczyn, które matkami nie są. Taka relacja wymaga więcej otwartości, ale dobrze wyjść poza schemat. To, że łatwiej nam zrozumieć ludzi, którzy żyją podobnie do nas, nie jest powodem, by zamykać się w swoim świecie. Jako dziennikarkę fascynują mnie właśnie te osoby, które mają inaczej, a nie tak samo jak ja. Empatia jest w ten zawód wpisana. 

A ktoś cię „uczył” macierzyństwa?

Uważam się za przyzwoitą mamę, ale nie, nikt mnie tego nie nauczył. Na sucho można nauczyć się przewijania lalek, ale nie obcowania z drugim człowiekiem. 

A jaką matką jesteś? 

Nietypową, w tym sensie, że nigdy nie miałam wizji siebie jako matki. Choć może to właśnie jest „typowe”, może wiele kobiet też nie wizualizowało sobie nigdy siebie w roli matki? Mnie mama wychowywała  bardziej do kariery niż do macierzyństwa. Widziała we mnie raczej bon vivantkę niż stateczną żonę. Gdy zaszłam w ciążę, mój tata żartobliwie powiedział do mamy: „Cześć, babciu”. „Nie jestem żadną babcią”, ofuknęła go. Teraz są ukochanymi dziadkami moich synów. Odnaleźli się w tych rolach wspaniale, nawet jeśli ich nie planowali. Bez wątpienia ani moja mama, ani ja nie upatrywałyśmy sensu życia w rolach matki czy babci. 

Ale czy nie jest tak, że bycie matką jest wciąż bardziej oczywistym wyborem niż nią nie bycie? Jeśli to w ogóle wolny wybór, a nie wynik presji społecznej.

Dobrze sobie w życiu zadawać różne pytania. Warto pamiętać, że odpowiedź na pytanie „Dlaczego kobieta nie ma dzieci” najczęściej brzmi: „To skomplikowane”. To, czy mamy dzieci, czy ich nie mamy, wynika z wielu czynników, splotu okoliczności. Jedna z moich rozmówczyń, demografka prof. Monika Mynarska, która sama jest osobą bezdzietną, tłumaczyła mi, że niewiele kobiet decyduje jednoznacznie, że zostanie albo nie zostanie matkami – wpływają na to wiek, sytuacja finansowa, relacje z partnerem, okoliczności ekonomiczne, mnóstwo zmiennych. Jedna z moich bohaterek, Zuza Karcz, mówi, że nie jest w stanie teraz powiedzieć ze stuprocentową pewnością, że za pięć lat nie zapragnie dziecka. Może się zakocha i wtedy zamarzy o rodzicielstwie? Podoba mi się, że dwudziestolatki dają sobie prawo wyboru i do zmiany zdania. Przedstawicielkom starszych pokoleń jest trudniej – czują przymus. Rodziny oczekują, że kobieta w pewnym wieku urodzi dziecko. A przecież to sprawa indywidualna, intymna właściwie. I gdy wujek na weselu pyta, „kiedy dziecko?”, należałoby odpowiedzieć: – A czy jeśli urodzę dziecko z niepełnosprawnością, to wujek pomoże mi się nim zająć? Gdy to wygodne, rodzicielstwo jest tematem społecznym. Gdy przestaje być wygodne, odpowiedzialność spada na matkę i ojca. A w najtrudniejszych sytuacjach tylko na matkę. 

A może dla przedstawicieli starszego pokolenia – tych wujków na weselu – to tylko element small talku? Dzieci się po prostu ma – to nie podlega dyskusji ani decyzji. 

Jasne, tyle że dla nas takie zachowanie może być przemocowe. Nie można w taki sposób wywoływać kobiet do odpowiedzi. Zwłaszcza że przestałyśmy się definiować jedynie poprzez macierzyństwo. A czasy, w których ktoś nam role nadawał, szczęśliwie się skończyły. Każda kobieta może sobie sama zdefiniować rolę. I opowiedzieć swoją historię – a tych historii jest wiele i każda różna. Agnieszka Jarosławska, której opowieść otwiera książkę, marzyła o dzieciach. Wydała wszystkie pieniądze na in vitro.  Nadwyrężyła swoje  zdrowie psychiczne i fizyczne, starając się zajść w ciążę. Jej przykład pokazuje, że pod zdaniem: „Nie chcę mieć dzieci” kryją się różne emocje i motywacje. Dlatego przestańmy bezrefleksyjnie zadawać pytanie wujka z wesela. Zwracajmy uwagę na intencje, podchodźmy do tematu z wrażliwością. Reakcja na to pytanie też jest kwestią indywidualną – niektóre z moich bohaterek zupełnie nie mają z nim problemu. 

Masz poczucie, że dla twoich bohaterek bezdzietność jest ważną częścią tożsamości?

Nie chcą być definiowane wyłącznie przez pryzmat bezdzietności. Wśród moich bohaterek są naukowczynie, pisarki, osoby twórcze. Nie mówią o sobie: „Cześć, jestem Kaja i nie mam dzieci”. Ale na pewno mają potrzebę opowiedzenia o swoim doświadczeniu, bycia wysłuchanymi. Gdy razem z redaktorką wpadłam na pomysł książki, poprosiłam na Facebooku, żeby zgłaszały się do mnie kobiety, które chcą o sobie opowiedzieć. Dostałam mnóstwo odpowiedzi. 

Jak o macierzyństwie myślą młode dziewczyny? 

Zaryzykowałabym stwierdzenie, że bezdzietność staje się ważnym tematem dla dwudziestolatek, które nie myślą o macierzyństwie ze względu na katastrofę klimatyczną czy też restrykcyjne prawo aborcyjne. Za wcześnie zresztą, żeby zbadać wpływ wyroku TK na decyzje kobiet o macierzyństwie. Badania socjologiczne wymagają czasu. 

W tej grupie wiekowej bezdzietność nie jest już ewenementem?

Nie, staje się coraz częstsza, co widać w badaniach nie tylko w Polsce, lecz także w całej Europie czy nawet szerzej w tak zwanych społeczeństwach zachodnich, włączając zatem Stany Zjednoczone. Uspokoję jednak wszystkich pro- liferów: zawsze będą kobiety, które będą chciały mieć dzieci. Przez bezdzietność świat się nie skończy. Mamy co najmniej parę innych problemów, które mogą nas do tego końca doprowadzić .

Za kilka lat to matki będzie się wywoływało do tablicy, a nie kobiety bezdzietne?

Już mi się to raz zdarzyło! Na spotkaniu, organizowanym przez magazyn „Pismo”, delikatnie wytknięto mi, że mam dwoje dzieci, a katastrofa klimatyczna za rogiem…

Ale bezdzietne to wciąż grupa niewystarczająco wysłuchana?

Tak, marginalizowana, spychana do niszy, niezrozumiana. Ja myślę o sobie dwojako – pamiętam, kim byłam, zanim zostałam matką, i jak matki mnie potrafiły wkurzać, lecz wiem też, kim jestem teraz. Gdy pracowałam w Polskim Radiu jeszcze jako singielka, raziło mnie, że niektóre koleżanki przyprowadzały dzieci do pracy. Jako matce zdarzyło mi się to dosłownie kilka razy i zawsze uprzedzałam o takiej ewentualności, pytałam o zgodę. Chociaż dziś rozumiem już lepiej tamte matki, wciąż uważam, że praca nie jest miejscem dla dzieci.  Dziś utożsamiam się z doświadczeniem i kobiet bezdzietnych, i matek. Każdej z nas to zresztą zalecam. Spojrzenie na sprawę oczami kobiety będącej w innej sytuacji niż nasza uczy pokory i zrozumienia. 

Z badań wynika, że nie kryzys klimatyczny ani prawa reprodukcyjne, tylko brak partnerów sprawia, że kobiety nie rodzą dzieci

Tak, wiele kobiet nie znalazło partnera, który dałby im poczucie stabilizacji. Kobiety często oceniają  mężczyznę pod kątem tego, jakim będzie ojcem. Pamiętam wizyty u mojej rodziny na wsi przed laty, kiedy zabierało się ojcu małe dziecko z rąk na zasadzie: „zostaw, nie umiesz, jeszcze krzywdę zrobisz”. Zdarza się – i to całkiem często, że kobiety same nie dopuszczają ojców do dzieci. 

Niektóre kobiety chciały zostać matkami, ale okazało się to niemożliwe.

Tak. Jest też grupa, która żałuje swojej decyzji o tym, że nie zostały matkami.

Myślisz, że wkrótce powstanie podobna książka o mężczyznach, którzy nie zostali ojcami? 

Myślę, że wielu mężczyznom nadal trudno jest mówić o emocjach związanych z rodzicielstwem. Nawet partnerzy moich bohaterek nie chcieli tego tematu poruszać. Mój mąż czasami mówi: „po co mówić, skoro można nie”. Niby żart, ale chyba coś w tym jest, w tym męskim milczeniu. Widzę, że młodsze pokolenie mężczyzn – dwudziesto- i trzydziestoletnich – uczy się rozmawiania o uczuciach. Może to efekt coraz większego dostępu i społecznej akceptacji dla terapii? 

Z moich rozmów do książki wynika, że spora część mężczyzn chce zostać ojcami, a ich partnerki nie. Bo jeszcze kariera, bo jeszcze chcą sobie pożyć. I potem jest za późno. Partner jednej z moich bohaterek chciał mieć dziecko, a ona nie. Czy ten związek przetrwa? Tak jak wobec kobiet panuje oczekiwanie, że zostaną matkami, o „prawdziwym” mężczyźnie stereotypowo mówi się, że musi „postawić dom, zasadzić drzewo i spłodzić syna”… Im bardziej będziemy mężczyzn i kobiety upychali w takie schematy, tym trudniej będzie spokojnie o rodzicielstwie rozmawiać. 

A co ci dało macierzyństwo?

Dużo mi dało. I daje coraz więcej. Jako matka jestem jak wino – czas mi służy. Dzięki moim dzieciom i związanym z nimi doświadczeniom wychowawczym, nabrałam większej pewności siebie. Rodzina mnie umocniła. Akceptuje mnie taką, jaką jestem. A moi synowie – dziewięcio- i sześciolatek – są po prostu fajni. Lubię ich. Dużo się od nich uczę. Gdy mnie o coś pytają, muszę się nieźle napocić, żeby im sensownie odpowiedzieć. I to mnie rozwija. Gdy ostatnio powiedziałam, że kogoś nie lubię, Heniek, lat dziewięć, odparł: „Mamo, nie musisz mówić, że go nie lubisz. To nie tak! Może on jest po prostu inny od ciebie, więc ci nie odpowiada”. Zamurowało mnie – cóż za zachwycająca odpowiedź! Wierzę, że nasze dzieci są lepszym pokoleniem od nas.  

Ale przede wszystkim dzieciaki dały mi miłość, spokój. Oboje z mężem pracujemy w mediach – nasz świat jest niestabilny. Wcześniej wchodziłam w ważne, ale niekoniecznie udane relacje. Tym bardziej doceniam bazę, którą zbudowaliśmy. Mam też szczęście, bo mąż jest dobrym partnerem i bardzo dobrym ojcem. On nie „pomaga przy dzieciach”, tylko po prostu z nimi jest jest. Jesteśmy duetem.  Czasami irytują mnie kobiety, które mówią: „masz szczęście, że masz takiego męża”. Szczęście nie ma tu wiele do rzeczy. To efekt naszej codziennej pracy nad relacją, wielogodzinnych rozmów i też mojej pracy, również terapeutycznej, nad sobą. 

(Fot. materiały prasowe)

 

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij