Znaleziono 0 artykułów
28.02.2024

Serial Netflixa „Rojst Millenium” pokazuje Polskę przełomu wieków

28.02.2024
Filip Pławiak w jednej z głównych ról w „Rojst Millenium” (Fot. R. Palka) 

„Rojst Millenium” opowiadający o Polsce przełomu wieków, trzeci i ostatni sezon serialu kryminalnego w reżyserii Jana Holoubka na podstawie scenariusza napisanego z Kasprem Bajonem, trafi na platformę Netflix 28 lutego 2024 roku.

W mieście są: dworzec, komisariat, hotel i niewiele więcej. Miejsce jest położone na bagnach, mokradłach, czyli tytułowym rojście. Precyzja geograficzna nie jest konieczna – twórcy chcą, by wciągnęło nas polskie błoto. Tak jak pochłania bohaterów serialu. Kto ucieknie z Miasta, i tak w końcu do niego wraca. A kto raz przyjedzie, już się nie uwolni. 

(Fot. R. Palka)

We wszystkich trzech odsłonach „Rojsta” przeplatają się plany czasowe 

W pierwszym sezonie, osadzonym w połowie lat 80., doświadczony dziennikarz Witold Wandycz (Andrzej Seweryn) wraz z nieopierzonym redaktorem Piotrem Zarzyckim (Dawid Ogrodnik) prowadzą śledztwo dziennikarskie po morderstwie dygnitarza partyjnego i pracownicy seksualnej. Równolegle z dachu skacze nastoletnia córka opozycjonisty. W drugim – „Rojst ’97” (2021 rok) – miejscem zbrodni staje się las na Grontach, nowym osiedlu, gdzie mieszka Zarzycki. Tym razem winnego szuka policjantka z Warszawy Anna Jass (Magdalena Różczka). Równolegle Wandycz wspomina powojenne wydarzenia, gdy podczas przesiedlania Niemców dochodziło w mieście do gwałtów i morderstw. Gdy w „Rojst Millenium” ginie bohater znany z poprzednich sezonów, odpowiedzi też należy szukać w przeszłości, a konkretnie w Polsce stalinowskiej. Surowy absurd, z jakim przedstawiono tamtą epokę, nawiązuje do opowiadań Marka Hłaski. W tym planie czasowym pojawia się także zamordowany w pierwszym sezonie komisarz partyjny, wtedy jeszcze sutener, cinkciarz i trener pływacki. Okazuje się, że zabity w 1999 roku łajdak – jego dawny wspólnik – od początku pociągał za sznurki. Wszyscy się przecież znają, wszyscy mają na siebie haki, wszyscy grzęzną w gównie. 

Kasper Bajon: „Rojst Millenium” pozwala przyjrzeć się miastu z innej perspektywy 

Nowy sezon zamyka wszystkie historie, które miały początek w pierwszej serii. Zatacza pętlę, poniekąd uzupełniając dotychczasowe luki w opowieści o bohaterach z naszego miasta – tłumaczy Jan Holoubek. – „Rojst Millenium” to jednak autonomiczna opowieść, która pozwala przyjrzeć się naszemu miastu z innej perspektywy – dodaje Kasper Bajon. W Mieście – trochę jak na palimpseście – epoki się przeplatają, grzechy z przeszłości nie pozwalają o sobie zapomnieć, a nowe zło sączy się z niezabliźnionych ran. Przestępstwa, jak błędy, wciąż popełnia się te same – krzywdzi kobiety, handluje ludźmi, zabiera bezbronnym, by dać potężnym. A trupy, nieumiejętnie zatopione w bagnie, wypływają na powierzchnię. 

(Fot. R. Palka)

„Rojst Millenium” łączy konwencję kina moralnego niepokoju z British crime drama 

Równolegle z małą historią toczy się ta wielka – powoli zacierane są ślady przedwojennej wieloetniczności z żyjącymi pod jednym dachem Żydami, Romami i Niemcami. Pozornie homogenicznym krajem targają dziś jednak obce siły. Mika (grający z dystansem do siebie Łukasz Simlat buduje samoświadomą, najciekawszą bodaj postać), policjant-jąkała, tłumaczy ambitnej Jass, że granica jurysdykcji lokalnej policji kończy się wraz z granicami miasta. Nie mają wpływu na „grube ryby” poza klaustrofobicznym światkiem własnego Miasta. 

To duszące poczucie fatalizmu przywodzi na myśl kino moralnego niepokoju przełomu lat 70. i 80., stylistyką „Rojst” nawiązuje nieraz do „Psów” czy „Gliny” Władysława Pasikowskiego, któremu udało się uchwycić frenetycznego ducha lat 90., a bezlitosna diagnoza robaczywej polskiej duszy zbliża serial do „Domu złego” czy „Drogówki” Wojciecha Smarzowskiego. Wprawieni w kinie gatunkowym Holoubek i Bajon wzbogacili tropy z rodzimego kanonu o estetykę, tempo i zacięcie społeczne znane z British crime drama albo o ton mroczniejszych skandynawskich seriali detektywistycznych.  

(Fot. R. Palka)

Jan Holoubek: Przełom wieku był czasem nadziei i lęku

(Fot. R. Palka)

Kino coraz chętniej opowiada o przeszłości, nakładając na nią współczesny filtr. Rojst Millenium to serial o latach 90. posługujący się językiem kina z tamtych czasów. Zanurzenie w epokę osiągnięto właśnie dlatego, że postaci są niemal przezroczyste – nie znamy ich motywacji, traumy mają nieprzepracowane, nie zdążyli pójść na terapię. Brak tu psychologizacji, którą ostatnimi czasy twórcy wykorzystują nawet po to, by opowiedzieć o postaciach historycznych. Nie trzeba więc wpisywać hasła „Polska w 1999 roku” w generator obrazów oparty na sztucznej inteligencji, wystarczy włączyć „Rojst Millenium”, żeby zobaczyć policyjne polonezy, odrapane ściany szpitalnych sal, elektroniczne zegarki odliczające godziny do nowego wieku. Czy ta duchologiczna wizja polskiej zgnilizny, wciąż jeszcze pogrążonej w epoce potransformacyjnej, powstała, by budzić nostalgię w pokoleniu milenialsów, którzy w niej dorastali? Czy może chodzi o dreszcz niepokoju ich rodziców, żyjących w strachu, że nigdy się z takiej rzeczywistości nie wyrwą? Czy może niedowierzanie zmieszane z fascynacją u zetek, rówieśników nowego milenium? – Przede wszystkim to serial dla tych, którzy pamiętają tamtą Polskę – mówi Bajon. – W tym sezonie dzieje się najwięcej, więc myślę, że młodsza część widowni znajdzie tam dla siebie dużo dobrego – dodaje Holoubek. Uchwycona na kilka lat przed podpisaniem traktatu akcesyjnego, a więc początkiem nowoczesności, Polska przypomina raczej siermiężny Jarmark Europa niż Unię Europejską. – Był to czas niepokoju związanego z nadchodzącym nowym tysiącleciem – czas nadziei i lęku – mówi Jan Holoubek.

Jedno jest pewne – chciałoby się zobaczyć kolejne odsłony serialu – „Rojst 2004”, a potem „Rojst 2024”. Skoro wehikuł czasu działa tak sprawnie, dlaczego miałby się zatrzymać? – „Rojst” to dla nas opowieść o XX-wiecznej Polsce – puentuje jednak Kasper Bajon, grzebiąc nadzieje widzów na kontynuację przebojowego serialu.

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij