Znaleziono 0 artykułów
16.08.2023

Miłość zawsze wygra z przyjaźnią? Straciłam przyjaciółkę przez jej partnera

16.08.2023
Kadr z filmu ""Mój chłopak się żeni (Fot. Getty Images)

Przyjaźń i miłość nie zawsze można pogodzić. Bohaterka naszego tekstu opowiada, jak straciła przyjaciółkę, bo ta zakochała się w zaborczym chłopaku.

Była śliczna. Jest, jest śliczna. Poznałyśmy się w gimnazjum, zwróciłam uwagę na jej drobną posturę i jasne, piękne włosy. Pamiętam, że miała w sobie taki rodzaj spokoju, który udzielał się wszystkim. W liceum zaczęłyśmy trzymać się razem. Stworzyłyśmy wokół siebie paczkę znajomych, wspólnie uprawiałyśmy sport. Ze spotkania na spotkanie pogłębiała się między nami więź.

Eliza – tak miała na imię moja najbliższa przyjaciółka. To znaczy ma tak na imię, przecież nadal żyje. No więc Eliza była początkowo dość wycofana. Miała sporo znajomych, była bardzo lubiana. Na imprezach potrafiła się „odpalić”, wystarczyła mała ilość alkoholu. Lubiłam każdą jej wersję.

Mieszkałyśmy w małym mieście. Każdy weekend spędzałyśmy razem – wychodziłyśmy do pubów, szlajałyśmy się po uliczkach albo jeździłyśmy na regionalne festiwale i na mecze koszykówki. Kibicowałyśmy jednej drużynie, słuchałyśmy tej samej muzyki. Ludzie z liceum kojarzyli nas jako papużki nierozłączki. Eliza spotykała się czasem z chłopakami, ale były to przelotne związki, rzadko dłuższe niż dwa miesiące. Rozmawiałyśmy o wszystkim, o tych nieudanych relacjach też.

Gdy przyszedł czas na wybór studiów, wspólnie zdecydowałyśmy, że wyjedziemy do Warszawy. Ja wybrałam studia ekonomiczne, ona – polonistykę. Wyruszyłyśmy do stolicy. Początkowo wynajmowałyśmy pokoje w różnych częściach miasta. Po krótkim czasie u Elizy zwolnił się pokój, zaproponowała mi wprowadzenie się i mieszkałyśmy razem trzy lata. To mieszkanie nas scaliło. Dzieliłyśmy się obowiązkami domowymi, wzajemnie się zaskakiwałyśmy – czasem ja zrobiłam dla nas dobry obiad, innym razem Eliza przygotowała przekąski. Oglądałyśmy filmy, wychodziłyśmy na miasto. Spotykałyśmy się z naszą paczką przyjaciół, a gdy czułyśmy zmęczenie sobą nawzajem, szczerze o tym rozmawiałyśmy. Zdarzały się sprzeczki o nieumyte naczynia, nieposprzątane wspólne przestrzenie, jednak to nie były poważne konflikty.

Nie miałyśmy wtedy chłopaków. Eliza czasem po imprezie przyprowadzała jakiegoś faceta, którego potem obgadywałyśmy w kuchni. Przelotne relacje. Tinder i wzajemne przeglądanie profili kolejnych chłopaków. Aż wreszcie pojawił się Konrad. Konrad z Tindera. Pomagałam jej w pisaniu wiadomości na czacie, obserwowałam, jak rodzi się ich zauroczenie. Zaczęli się spotykać, a gdy odprowadził ją z randki do domu, poznałam go na żywo. Pierwsze wrażenie? Dobre. „Spoko koleś, widać, że się dogadują” – tak wtedy pomyślałam.

Kadr z filmu ""Mój chłopak się żeni (Fot. Getty Images)

Eliza wpadła po uszy. Była zakochana, szybko zaangażowała się na sto procent. Najpierw widywali się dwa, trzy dni w tygodniu. Potem pięć. Aż w końcu Konrad praktycznie z nami zamieszkał. Przesiadywał w naszej kuchni, spał w jej pokoju, korzystał z naszej łazienki. I okazało się, że w ogóle się z nim nie dogaduję. Widziałam, że odsuwa Elizę od wszystkich i wszystkiego, co do tej pory tworzyło jej świat.

Był szowinistą i seksistą – notorycznie żartował o tym, że miejsce kobiety jest w kuchni, pozwalał sobie na obleśne komentowanie wyglądu dziewczyn. Gdy Eliza zrobiła u siebie posiadówkę, rozwalił się jak panicz na jej łóżku, podczas gdy koleżanki siedziały na podłodze. Starałam się dać Elizie w jego obecności znak, że jego odzywki są nie na miejscu. Niestety nie reagowała. Wcześniej radosna, ekspresyjna i stawiająca mocno na swoim, przy nim gasła i robiła wszystko, by on się poczuł dobrze. Zerwała kontakt ze znajomymi, bo on twierdził, że – przez jego brak wykształcenia; był po technikum, pracował w gastronomii – nie darzą go szacunkiem. Zmieniła sposób ubierania, bo wolał bardziej kobiece ciuchy. Zaczęła słuchać innej muzyki, jego muzyki. Gotowała mu obiady.

Wychodziłam, gdy do nas przychodził. Szłam na spacer, spotykałam się z innymi znajomymi. Nie potrafiłam poradzić sobie z traceniem przyjaciółki i z tym, w jaki sposób on, typowy samiec alfa, odnosi się nie tylko do Elizy, ale do kobiet w ogóle. Pewnego razu coś we mnie pękło. Na domówce wypiłam o lampkę wina za dużo i przy wszystkich zaczęłam mówić o tym, jak fatalny, moim zdaniem, ma na Elizę wpływ jej partner i jak smutno mi w związku z jej oddaleniem. Oczywiście i Eliza, i Konrad byli na tej imprezie, więc awantura eskalowała.

Moja przyjaciółka nie stanęła po mojej stronie. Wyszła razem z Konradem. Następnego dnia zjadłyśmy razem śniadanie. Powiedziałam, że bardzo za nią tęsknię. Eliza odparła, że zdecydowali z Konradem, że zamieszkają razem. Znaleźli mieszkanie do wynajęcia, a dla mnie – nową lokatorkę.

Czułam pustkę. Jakby ktoś zabrał mi coś, co było dla mnie jednym z ważniejszych filarów życiowych. Zasypiałam, płacząc. Żałoba po stracie przyjaciółki boli jak każda inna. Nie spodziewałam się, że będę czuć tę utratę tak wcześnie, i to przez faceta. Eliza więcej się nie odezwała.

Po kilku latach od wspólnej znajomej dowiedziałam się, że Eliza rozstała się z Konradem. Ponoć oszukiwał ją, ciągle kontaktował się ze swoją eks. Napisałam do niej z propozycją wsparcia i spotkania. Spotkałyśmy się, ale bariera okazała się nie do pokonania. Nie chciałyśmy wracać do starych ran ani budować przyjaźni na nowo. Czasem mijamy się u wspólnych przyjaciół. Mówimy sobie „cześć”, wpadamy w krótki small talk i tyle.

Od tego czasu nie zbliżyłam się do nikogo tak mocno. Boję się, że znów przeżywałabym taki ból. Przecież przyjaźń miała trwać do końca życia. Przecież śpiewałyśmy „bitches come and go but you know I stay”. Miałyśmy się razem zestarzeć i być matkami chrzestnymi swoich dzieci.

Jaką więc wartość mogłaby mieć kolejna relacja? Kto jeszcze ze mnie zrezygnuje?

Aleksandra Pakieła
Proszę czekać..
Zamknij