Znaleziono 0 artykułów
03.07.2019

Tatuaż z tęczą

03.07.2019
Emma Szpura ( Fot. Luka Łukasiak)

Emmę Szpurę ze starszą siostrą Aretą łączy gen aktywizmu – wspiera społeczność LGBTQ, ratuje chore ptaki, chroni środowisko naturalne. 13 lipca w Warszawie weźmie udział w akcji Tatuaże Przeciw Homofobii organizowanej przez KPH.

Kiedy zaczęłaś tatuować?

Jakieś cztery, pięć lata temu, miałam wtedy 16 lat. A jak to się zaczęło? Chciałam mieć tatuaż, od kiedy byłam małą dziewczynką. Poszłam więc bez wiedzy rodziców do studia tatuażu. Gdyby ktoś pytał, miałam udawać studentkę. Ale udało się bez kłamstwa. Moje ciało ozdobiła głowa jednorożca. Przy okazji drugiej dziary zaczęłam kumplować się z tatuatorką. Przyglądając się jej pracy, zostałam jej asystentką.

Ile tatuaży masz teraz?

Prawie 80.

W jakim stylu tatuujesz innych?

Tatuując, łączę czarny z innymi barwami, ale czasami chciałabym pracować tylko kolorami, bo chcę dać ludziom odrobinę tęczy. Moje tatuaże mają zazwyczaj radosny wydźwięk. To taka przypominajka, żeby zawsze się uśmiechać. A jeśli ktoś robi je w trudniejszych momentach życia, staram się go przez te chwile przeprowadzić.

Tatuaże stały się modne?

Przede wszystkim dostępne. Każdy może kupić maszynkę na AliExpress, żeby dziarać w domu. I ludzie do nich przychodzą, bo tatuaże są cool, dobrze wyglądają na Instagramie, a ludzie z tatuażami uważają, że będą odbierani jako fajniejsi. Ja sama muszę się z tatuażami ograniczać. Zdarzało mi się kilka razy popełnić błąd. Kilka usuwam, bo dotarło do mnie, że moment ich zrobienia nie był właściwy.

Emma Szpura (Fot. Luka Łukasiak)

Czym dla ciebie jest tatuaż?

Najpierw uważałam go za ozdobę, a z czasem zaczęłam rozumieć, że to sposób na wyrażenie siebie. Ludzie, patrząc na nasze tatuaże, mogą zrozumieć, co mamy w głowie, jaką osobą jesteśmy, co nas interesuje.

Ale jednak chowasz je pod ubraniem…

Nie tyle chowam, ile czasem wolę je ukrywać Nie lubię, gdy ludzie na mnie patrzą, chociaż wiem, że będą patrzeć, bo tatuaże to wciąż coś nowego. Ale nie wstydzę się tego, jak wyglądam, lubię siebie taką.

Emma Szpura( Fot. Luka Łukasiak)

Jaki jest twój ulubiony tatuaż?

Mam dwa albo trzy. Pierwszy to kaczka na pomoście na tle tęczy. I celowo jest w bardzo widocznym miejscu – na wierzchu lewej dłoni, żebym mogła patrzeć na niego cały czas. To taki mój symbol szczęścia – kaczka pekińska. Gdy byłam mała, kaczka była moim zwierzęciem domowym, więc ta kaczka na dłoni przypomina mi o dzieciństwie i o tym, że warto do niego powracać. Drugi to uśmieszek na samym środku klatki piersiowej. To znowu wiadomość do mnie samej, żeby się uśmiechać.

Czym jest dla ciebie tatuowanie: zawodem, pasją, rzemiosłem, sztuką?

Nie chcę tego nazywać pracą, bo mam wrażenie, że jeżeli nazywa się coś pracą, to z czasem przestaje się to lubić, a zaczyna traktować jako sposób na zarabianie pieniędzy. Nie ukrywam jednak, że dzięki temu mam pieniądze na życie, ratowanie ptaków, edukację i wszystko, czego potrzebuję. Ale staram się o tym nie myśleć, gdy idę zrobić dziarę. Staram się też nie nazywać tego sztuką. Wydaje mi się, że nie dorosłam jeszcze na tyle, żeby nazywać się artystką. To po prostu moja zajawka, sposób na spędzanie wolnego czasu, możliwość poznania nowych ludzi. Określiłabym to jako przygodę życia.

Jak rodzina zapatruje się na twoją przygodę życia?

Rodzice wspierają mnie w mojej pracy, doceniając to, że jako młoda osoba odkryłam swoją pasję. Dziaranie nie jest do końca w ich systemie wartości, ale biorą poprawkę na to, w jakich czasach żyjemy. Inną kwestią są moje tatuaże. Na początku byli im przeciwni. Próbowali mi tłumaczyć, że to coś na całe życie. Nigdy nie zrozumieją tego w 100 procentach, ale tak jak w kochającej rodzinie wybaczamy sobie, kochamy się mimo wszystko i szanujemy swoje decyzje.

Emma Szpura (Fot. Luka Łukasiak)

A pamiętasz najdziwniejszą historię związaną z tatuażem?

Przyszła do mnie kiedyś dziewczyna bez ani jednego tatuażu, która nagle zapragnęła mieć dziarę na twarzy. Długo z nią o tym rozmawiałam, żeby się przekonać, że to nie jest zwykła zachcianka.

Zrobiłaś jej ten tatuaż?

Tak, oczywiście. Pół roku później zrobiłam jej kolejny. A potem jeszcze całą klatkę, więc to był początek pięknej historii. Dzięki tatuażom dziewczyna pokochała samą siebie. To najlepszy efekt mojej pracy, jaki mogę sobie wyobrazić. Gdy serduszko, które komuś robię, staje się dla kogoś manifestem, a proces tatuowania – katharsis. Dla tych chwil warto pracować.

Bierzesz udział w akcji Tatuaże Przeciw Homofobii, tak jak w ubiegłym roku. Co cię do tego skłania?

W ubiegłym roku pojechałam na wrocławski event prosto ze szpitala. To było niesamowite doświadczenie, cudowna energia. Dziarałam cały czas. Siedziałam w maseczce mimo 35 stopni, ledwo oddychałam, ale było warto. Po evencie z tatuatorami poszliśmy wszyscy na piwo. Poznałam wiele osób, które wcześniej znałam tylko i wyłącznie z internetu, a teraz spotkałam się z nimi jako koleżanka po fachu. To było świetne doświadczenie — wspaniali ludzie w słusznej sprawie.

Emma Szpura (Fot. Luka Łukasiak)

A nazwałabyś siebie aktywistką?

Nie, źle mi się to kojarzy. Z opisem na Instagramie: „Cześć, jestem aktywistką”. Wolę powiedzieć, że lubię szerzyć dobre rzeczy.

Emma Szpura ( Fot. Luka Łukasiak)

A jakie rzeczy są warte szerzenia?

Częściowo pod wpływem siostry, Arety, częściowo ze względu na moją bliskość z naturą poruszają mnie kwestie ekologii. Staram się też działać na rzecz zwierząt. W liceum prowadziłam Instagrama w duchu body positive. Wrzucałam zdjęcia z moim trądzikiem, który był naprawdę ogromny, albo z rozstępami czy płaskimi pośladkami. Starałam się pokazywać to, co było dla mnie trudne. To miało wartość terapeutyczną dla mnie i dla innych.

Aktywizm staje się powszechny, żeby nie powiedzieć modny…

Ale to dobra moda. Liczy się jej efekt.

W ostatnim czasie obserwujemy łączenie się pewnych wątków: na Paradzie Równości ramię w ramię idą osoby opowiadające się za prawami osób LGBTQ+, ekologią, prawami kobiet czy osób niepełnosprawnych. Na naszych oczach dokonuje się pewne przesunięcie, zaczynamy łączyć różne obszary, myśleć holistycznie.

To jest ekstra. Powstaje zbiorowisko ludzi świadomych, w którym każdy ma inne podejście i troszkę inne też wartości, ale wszyscy działają razem w słusznej sprawie. Więc kiedy zaczynają sobie pomagać i jakkolwiek się wspierać, stworzą jeszcze większą społeczność osób świadomych, dobrych i walczących, które potrafią walczyć o swoje prawa.

A jak zapatrujesz się na przyszłość? Czy uważasz, że to łączenie sił to jakiś punkt zwrotny? Masz nadzieję, że uda się nam coś zmienić? Czy jesteś raczej pesymistką?

I tak wszyscy umrzemy w 2030 r. jak dinozaury [śmiech]. To jest mój pomysł na życie. Niedawno po raz pierwszy usiadłam i pomyślałam, czy to ma sens. Wcześniej robiłam to pod wpływem impulsu. Ale nigdy się nie zastanawiałam, czy to ma głębsze znaczenie. Wiem, że żyjemy w Kraju Kwitnącej Cebuli, ale wydaje mi się, że chęć działania rośnie w siłę.

Emma Szpura( Fot. Luka Łukasiak)

Jesteś bardzo młoda i bardzo świadoma naszej sytuacji. Czy czujesz ciężar tej swojej świadomości?

Momentami tak. Czasem wolałabym być zwykłą dziewczyną, która bierze słomkę do drinka i kupuje wodę w plastikowej butelce. Ale tak nie jest. I w momencie gdy wchodzę do Biedronki, biorę tylko szklany sok marchewkowy. Wychodzę, a potem beczę, bo wszystko jest opakowane w plastik. A jednak wolę być taka, jaka jestem. To trudniejsze, ale warte codziennych wyrzeczeń i starań.

Co robisz w momencie zwątpienia?

Przypominam sobie moje życiowe motto, czyli „Doceniaj wszystko”. Dzięki niemu pamiętam za każdym razem, co sprawia, że wstaję rano z łóżka. Mam dwie zdrowe ręce, dwie zdrowe nogi, nie muszę prosić kogoś, żeby pomógł mi umyć zęby, uczesać włosy. Sama mam na tyle siły, żeby pomóc drugiej osobie. Doceniam to, że w kranie leci czysta woda, że mam co jeść, że mogę robić to, co lubię. Niezależnie od tego, czy uda nam się wygrać walkę z plastikiem albo wywalczyć więcej praw dla osób LGBT w tym kraju, zawsze trzeba próbować. Wstanie kolejny dzień. A jeżeli nie udało się teraz, trzeba wziąć głęboki oddech i zrobić to jeszcze raz. I możemy robić coś sto razy, a dopiero za sto pierwszym się uda.

Tatuaże Przeciw Homofobii to zainicjowana przez KPH w 2017 roku cykliczna impreza, na której tatuatorzy i tatuatorki z całej Polski tatuują specjalnie na tę okazję zaprojektowane wzory, przekazując zysk z tatuaży na Kampanię Przeciw Homofobii, organizację społeczną działającą na rzecz osób LGBT, ich rodzin i bliskich. W tym roku impreza odbędzie się w trzech miastach: 13 lipca w Warszawie, 20 lipca we Wrocławiu i 27 lipca w Szczecinie, a cały dochód z tatuaży zostanie przekazany na działania skierowane do osób transpłciowych. Więcej informacji na www.kph.org.pl/tatuaze2019.

Julia Właszczuk
Proszę czekać..
Zamknij