Znaleziono 0 artykułów
28.02.2023

Marta Markiewicz: Wstyd zapijałam alkoholem

28.02.2023
(Fot. Getty Images)

Trzydziestoletnia Marta Markiewicz jeszcze pięć lat temu kompulsywnie jadła, piła alkohol i brała narkotyki. Dziś szkoli się na asystentkę zdrowia. Jako ambasadorkę trzeźwego życia na TikToku śledzi ją ponad 50 tysięcy osób.

Przez lata zmagałaś się z kompulsywnym jedzeniem. Czytałem, że już w gimnazjum prowadziłaś dziennik, w którym zapisywałaś wszystko to, co zjadłaś. 

Nie były to stricte pamiętniki kalorii, ale klasyczne opisywanie, „co się u mnie dzieje”. Chciałam być na bieżąco z moimi emocjami, z różnymi sytuacjami, które mnie spotykały, jak imprezy, gdzie królował alkohol. I skoro jedzenie było ważną częścią mnie, pisałam też o nim. Myślałam, że kiedy to wszystko zapiszę i będę miała przeżyte emocje czarno na białym, łatwiej sobie z nimi poradzę. 

Pomagało?

Absolutnie nie! Tylko nakręcało kolejne spirale rozmyślań, dlaczego jestem głupsza od innych, brzydsza, niewystarczająca, co kończyło się otwieraniem lodówki. Nie mogłam wytrzymać napięcia i nałogowo regulowałam emocje jedzeniem. Tak skutecznie walczyłam z lękiem, że w pewnym momencie wyłączył mi się ośrodek sytości. Dziś identyfikuję się z toksycznym wstydem.

Czym się on charakteryzuje?

Mówiąc o nim, używam słowa „nieadekwatny”. Nie tyle bałam się ludzi, co po prostu wstydziłam się każdego aspektu mojego życia. Nie miałam powodów. Mimo to, odkąd pamiętam, byłam wycofana, obserwowałam innych i porównywałam się z nimi, co zawsze wypadało na moją niekorzyść. Pod koniec podstawówki moje ciało nagle zaczęło się zmieniać – pojawił się trądzik i chociaż uprawiałam sport, zaczęłam tyć. Przede mną malowały się trzy lata nowej szkoły, wśród nieznanych ludzi i nowych wyzwań, to musiało mieć znaczenie. 

Gimnazjum to też perspektywa raptem trzech lat, które, zanim nastolatek_ka się obejrzy, już mijają i trzeba startować do kolejnej szkoły…

Dokładnie, na gimnazjum przypadła kulminacja wszystkich moich strachów. Jednocześnie nie byłam typową introwertyczką, przebywałam wśród rówieśników, ale ciągle się ich bałam. Jakbym była zamknięta w klatce. Pamiętam taką sytuację: wybieram się na imprezę do obcych ludzi, stoję przed drzwiami wagonu metra i czuję, jak głowa zachodzi mi mgłą. Od tego momentu zaczęły się moje wzmożone stany lękowe, odrealnienia. Następowały nie wtedy, kiedy byłam sama w mieszkaniu, tylko wtedy, gdy byłam narażona na ocenę innych, a więc w szkole czy na imprezach. Zaczęłam regulować napięcie alkoholem, a jak nie piłam, to żarłam. 

Pamiętasz pierwszy raz, kiedy spróbowałaś alkoholu?

Przepraszam za to określenie, ale – najebałam się jak świnia. Było to na urodzinach koleżanki pod koniec pierwszej klasy gimnazjum. Wypiłam pierwsze w życiu piwo, po którym zaczęłam się rozbierać. Następnie przechyliłam pół szklanki wódki. Koledzy zarzyganą zaprowadzili mnie do domu. Z jednej strony spotęgowało to wstyd, bo nie tylko ściągnęłam bluzkę, zawiodłam mamę, naraziłam się na jej złość i sprawiłam jej zawód. Z drugiej zapaliła mi się lampka – oho, po alkoholu jestem odważniejsza.

Wiek nastoletni to czas testowania używek. Zastanawiałaś się, dlaczego to ty wpadłaś w uzależnienie?

W gimnazjum i liceum moje picie nie różniło się od picia moich rówieśników. Umawialiśmy się na urodzinową wódkę, na weekendowe imprezy, nocowania u siebie, gdzie pod pretekstem oglądania filmu zakradaliśmy się do barku rodziców. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, wiele dzieciaków tak robi. Jednak kiedy moje koleżanki piły dla towarzystwa, ja piłam, by znaleźć się w strefie komfortu, aby mieć spokój. Towarzystwo zawsze było przy okazji alkoholu. 

(Fot. Archiwum prywatne)

Kiedy trzeźwiałaś, nie miałaś wrażenia, że przeholowałaś?

Obok kaca po wódce zawsze pojawiał się kac moralny, który… zagłuszałam kolejną porcją alkoholu, czekoladą, a później, po dwudziestce, narkotykami. Może miałam 18 lat, kiedy obudziłam się z wielką dziurą na tyłku w spodniach. Nie pamiętałam, co robiłam, gdzie byłam i z kim, ale traktowałam to jako dobrą zabawę. Od początku szereg pozytywnych uczuć, jakie czułam do alkoholu, można byłoby nazwać przeholowaniem, ale tak wyglądało dla mnie imprezowanie. Nie sądziłam, że da się inaczej.

Czy twoje zachowanie nie dziwiło osób znajomych i mamy?

Później, gdy byłam już pełnoletnia, świadomie otaczałam się osobami, które były tak samo imprezowe jak ja. Co prawda miałam przyjaciółkę od podstawówki, która tych nowych znajomych bardzo nie lubiła, ale nie przejmowałam się tym. Teraz wiem, że w tych relacjach nie było głębi, nie było zwykłej normalności. Z kolei moja mama myślała, że muszę się wyszumieć. Nie miała wzorca osoby uzależnionej, więc jak mogła się domyśleć, że jej córka może być alkoholiczką? Oczywiście opieprzała mnie, że traktuję dom jak hotel, ale nic nie mogła na to poradzić. Poza tym mniej więcej wtedy miała małe dzieci, nowego męża, więc siłą rzeczy trochę pozostawałam z boku. 

Kiedy zorientowałaś się, że jesteś osobą uzależnioną?

Najpierw szukałam terapii, na którą chciałam udać się z zaburzeniami odżywiania. Był to czas, kiedy zostawiła mnie dziewczyna, a ja popadłam w izolację. Rzadziej wychodziłam na imprezy, bo coraz gorzej wyglądałam. Lęki intensyfikowały się, a ja pochłaniałam tony jedzenia, by je zminimalizować. Udałam się na konsultację do terapeutyki, a zaraz po niej na imprezę, bo akurat się nadarzyła. W piątek piłam, w sobotę ćpałam, a w niedzielny poranek, leżąc już w łóżku, zapijałam narkotyki, by móc zasnąć. W poniedziałek nie miałam siły się ruszyć. To był moment, kiedy nic mi więcej nie pozostało, więc zadzwoniłam do terapeutki z pytaniem: „Czy jestem narkomanką i alkoholiczką?”. Odpowiedziała, że trudno jej odpowiedzieć przez telefon, ale zaprasza na oddział dziennej terapii uzależnień.

Z czym kojarzył ci się alkoholizm?

Z brudem, starością, bezdomnością. Mimo wszystko uzależnienie od narkotyków jest romantyzowane w popkulturze – Kurt Cobain był narkomanem, mamy też pozostałych członków Klubu 27. Tymczasem ja, na miesiąc przed 26. urodzinami, musiałam przyznać się przed samą sobą, że mam bardzo duży problem z używkami. Terapeuci zadali mi pierwszą pracę, w której miałam opisać swoje ostatnie picie i ćpanie. Ze szczegółami przedstawiłam mój trzydniowy ciąg i stało się jasne, że jestem narkusem i alkusem. Przez lata opisywałam podobne wydarzenia w dzienniku, ale dopiero po tylu latach miałam gotowość, by stanąć w prawdzie. 

Jak wyglądał pobyt w ośrodku uzależnień?

Terapia uzależnień trwała ponad dwa lata. Przebywałam w ośrodku dziennym przez dwa miesiące od 8 do 15, a potem przeszłam na terapię ambulatoryjną 2–3 razy w tygodniu. Najtrudniejsze były początki, bo włączały mi się mechanizmy obronne, które powodowały, że mój umysł szukał różnic, a nie podobieństw. Dlatego na przykład nie identyfikowałam się z innymi osobami z grupy, bo przecież byłam dziewczyną z dobrego domu, która imprezowała, a nie kimś z przeszłością kryminalną albo kilkudziesięcioma latami na karku. Pewnego dnia, z wkurwu i poczucia niesprawiedliwości, byłam pewna, że nie dam rady tam wysiedzieć. Na szczęście zadzwoniłam do mamy, która doradziła mi, żebym wytrzymała jeszcze tydzień, jak po tym czasie nadal będzie źle, to zrezygnuję. Uratowała mi życie. 

W jednym z wywiadów powiedziałaś, że nie miałaś dość używek, tylko otaczającego cię świata. Po terapii polubiłaś codzienność?

Kiedyś jechałam tramwajem przez Warszawę. Na nosie miałam okulary z różowo-fioletowymi szkłami. Zrozpaczona powiedziałam sobie, że teraz, zamiast narkotyków, będę musiała nosić te pieprzone okulary, żeby obrzydliwy świat nabrał chociaż trochę koloru. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, jak bardzo się myliłam! Zaczęłam eksplorować moją codzienność, doceniać prozaiczne wydarzenia, jak kawa ze znajomymi. Zbudowałam siebie od nowa. Oczywiście nie udałoby mi się tego dokonać bez innych ludzi, którzy pomogli mi wyjść ze strefy komfortu i dopingowali mnie, pokazali, że ten ogrom pracy terapeutycznej ma sens.

Zaczęłaś też dzielić się swoją historią w social mediach…

Pierwszy instagramowy post, w którym zajęłam się tematyką uzależnienia, to zdjęcie z 2018 roku zatytułowane: „Pierwszy Woodstock bez lęków”. Drugi był po pierwszej trzeźwej imprezie na plaży nad Wisłą. Okazało się, że ludzie bardzo dobrze takie posty przyjmują. Dlatego też rok temu zaczęłam mówić o uzależnieniach na TikToku. Trafiam nie tylko do osób z problemem alkoholowym czy narkotykowym, ale pomagam również osobom DDA zrozumieć, co przeżywają ich rodzice, i osobom współuzależnionym, co czują ich partnerzy. Dostaję wiele pytań z prośbą o radę. 

Czujesz odpowiedzialność?

I tak, i nie. Nie jestem terapeutą, moim zadaniem jest wskazanie kierunku, w którym te osoby mogą podążać. Wyjaśniam, jakie są rodzaje terapii, że są prywatne praktyki i te finansowane przez NFZ, a także takie, na które może przyjechać matka z dzieckiem. Mamy dostęp do stowarzyszeń, grup samopomocowych… Jest tego sporo. Nie zrezygnowałam też z tańca, tylko zajęłam się organizowaniem SobeRave, czyli imprez dla osób, które uwielbiają techno, ale nie piją i nie ćpają. 

Co dziś napisałbyś w dzienniku?

Nie muszę już używać substancji, by zagłuszyć wstyd i lęk. Dzięki czemu mogę być wreszcie sobą. Zmieniłam się nie tylko mentalnie, ale też wizualnie, bo problemy z odżywianiem się unormowały. Życie jest spoko, nawet jeśli występują w nim trudności.

Jakub Wojtaszczyk
Proszę czekać..
Zamknij