Znaleziono 0 artykułów
09.05.2025

„Urodziny” Weroniki Murek to powieść o duchach straconych szans

09.05.2025
(Fot. Catherine McGann/Getty Images)

W powieści Weroniki Murek, „Urodziny”, czytelnik zostaje zaproszony na scenę, gdzie granice między rzeczywistością a fikcją zacierają się, a życie i teatr splatają w nierozerwalny węzeł. Główna bohaterka, Jaga Babażyna, to aktorka w średnim wieku, której codzienność przenika się z przeszłością, marzeniami i zjawiskami zostawiającymi nas z pytaniem: co jest prawdziwe, a co jest wytworem wyobraźni? I czy koniecznie musimy rozwiązać tę zagadkę?

Jagę poznajemy w momencie, gdy jest w separacji z mężem Adamem i samotnie mieszka w bliźniaku na Żoliborzu. W pewnym momencie jej ogród, a potem dom zaczynają jednak nawiedzać postacie – mężczyzna z dwójką dzieci noszących żółte plecaczki. Początkowo przerażona Jaga informuje o incydentach sąsiadów (traktujących ją jak, no cóż, szaloną) i policję, która rozkłada ręce, nie natrafiając na żadne ślady potwierdzające obecność osób trzecich. Kobieta jednak widzi ich codziennie – nie tylko w swoim domu, lecz także w teatrze. Znikają w jej codzienności, napędzając coraz większą paranoję. Raz, dwa, trzy, Jaga patrzy. Widzi więcej niż my, ale czy to na pewno obłęd?

Portret aktorki na tle przemijania

Jaga Babażyna, choć wciąż obecna na scenie, odczuwa ciężar upływającego czasu. Jej role stają się coraz mniej znaczące, a świat teatru, który kiedyś był jej domem, zaczyna ją wypierać. Wspomnienia dawnych sukcesów mieszają się z teraźniejszością, w której dominuje poczucie osamotnienia i niepewności. Powrót ze szpitala, do którego trafia za sprawą choroby krtani, staje się pretekstem do refleksji nad własnym życiem, wyborami i utraconymi szansami. Murek pięknie żongluje retrospekcjami – narratorkę cechuje wszak ogromna wrażliwość, zmysłowe odczuwanie świata. Taki styl skojarzyć się może ze sposobem pisania Małgorzaty Rejmer, która w swoim tomie opowiadań „Ciężar skóry opisuje rzeczywistość za pomocą zmysłów takich jak zapach i smak. Tu także czytamy: „pachnie rozgrzanym kurzem, nasłonecznioną podłogą”, a wspomnienia młodości cechuje niesamowita dbałość o szczegóły.

Kobieta w świecie pełnym oczekiwań

Czytając, staramy się rozwiązać zagadkę i odpowiedzieć na pytanie, kim są tajemniczy milczący przybysze o czarnych oczach, ale to, co w książce przyciąga najbardziej, dzieje się trochę obok tej historii. Dla mnie „Urodziny” to przede wszystkim opowieść o próbie odnalezienia się kobiety w świecie, który nieustannie stawia przed nią wymagania. Z roku na rok – coraz większe. Po lekturze eseju „Mała empiria” Katarzyny Sobczuk wiem, że w pewnym momencie życia przychodzi czas na zaniechanie. „Dwie postawy – pisze Sobczuk – Pierwsza: montowanie ulepszeń – uchwytów lub krzesełek pod prysznic, poręczy przy schodach. Druga: nie warto już nic robić. Niektórzy ludzie dość wcześnie wybierają drugą”.

Jaga Babażyna nie chce wybrać zaniechania. Kurczowo trzyma się małych ról, które dostaje, słuchowisk, do których ma użyczyć swojego głosu. Nie chce iść na zwolnienie mimo rekomendacji psychiatrki. Wie, że środowisko teatralne jest bezwzględne, gra więc zdrową, poukładaną i stara się z tej roli nie wypaść.

W powieści nie tylko kobiety zbliżające się do wieku seniorskiego, do jesieni życia, mają pod górkę. Poznajemy też Annę Marię, aktorkę grającą w spektaklu razem z Jagą. Ona z kolei zmaga się z trudnościami w godzeniu roli matki z wymagającą pracą aktorki. Poruszająca jest scena, w której płacze, próbując odciągnąć laktatorem w garderobie mleko z nabrzmiałych piersi, które nie mieszczą się w przygotowany dla niej kostium. To budzi w Jadze wspomnienia o własnej straconej szansie na macierzyństwo. W czasie, gdy była na nie gotowa, wyliczyła, że „Jeśli da radę zrobić to, to, to i to, i tamto – jeśli nie będzie miała wakacji, żadnego dnia wolnego poza Bożym Narodzeniem, jeśli żadne ze zleceń nie zostanie odwołane i jeśli za każde faktycznie dostanie tyle, ile jej obiecywano, wtedy będzie mogła sobie pozwolić na pół ciąży i dwa tygodnie. Dokładnie tyle jej przypadło”.

Murek ukazuje, jak trudno jest kobietom znaleźć równowagę między życiem zawodowym a prywatnym, zwłaszcza w środowisku artystycznym, w którym sukces, nawet względny, trzeba wyszarpać pazurami. Anna Maria „jest zmęczona, ale nie powie o tym. Musi pracować, aby móc pracować więcej (…) Jeśli będzie miała szczęście i jeśli utrzyma je przy sobie dłużej, za kilka lat zwolni tempo i będzie mogła pierwszy raz komuś odmówić”.

W teatrze (teatrze świata?) kobieta musi być gotowa do działania, dyspozycyjna, pracowita. Kobiecość ma jeden określony wzór – jeśli do niego nie pasujesz, nie jest to miejsce dla ciebie. Szybko możesz zostać zastąpiona.

Teatr, który zwalnia z konieczności życia

Jaga, choć jest aktorką, nie zawsze potrafi odróżnić grę od rzeczywistości – balansuje między tymi dwoma światami. Murek mistrzowsko ukazuje teatr jako metaforę ludzkiego życia. Zadaje pytania o to, na ile nasze życie jest autentyczne, a na ile jest tylko odgrywaniem ról narzuconych przez społeczeństwo, rodzinę czy własne oczekiwania. Czym właściwie jest ta rzeczywistość? Jaga rozmyśla o niej tak: „Człowiek wykonuje obowiązki, kładzie się, a kiedy wstaje, jest bliżej celu, to znaczy końca. To wszystko”.

Nie bez znaczenia jest fakt, że Jaga jest aktorką w spektaklu na podstawie „Baśni o pięknej Parysadzie i o ptaku Bulbulezarze” Czechowa. Kiedyś odgrywała w nim rolę księżniczki Parysady, teraz – derwisza. To derwisz w baśni mówi: „Nie wolno mi zasnąć, nie wolno mi umrzeć, nie wolno mi spocząć! Jestem zmęczony, jestem znużony, jestem strudzony!”. Jaga, jak derwisz, jest zmęczona, powoli zaczyna zdawać sobie też sprawę z tego, że swoją rzeczywistość od najmłodszych lat zawęziła do świata, „który mieści się w oświetlonym pudełku sceny, tam znajduje swój początek i koniec”. To historia, „która zwalnia na chwilę z konieczności życia”.

Refleksja nad przemijaniem i samotnością

Powieść Weroniki Murek to także głęboka refleksja nad przemijaniem, samotnością i próbą odnalezienia sensu w codzienności. Jaga, mimo otaczających ją ludzi, czuje się samotna i niezrozumiana. Jej notatki, w których w pewnym momencie zaczyna zapisywać codzienne wydarzenia, fazy Księżyca czy ruchy planet, są próbą uporządkowania świata i nadania mu sensu. Jednak mimo tych starań bohaterka coraz bardziej osuwa się w stan melancholii i zagubienia.

Murek wplata w tekst meta fragment o pisaniu powieści grozy. Czytamy: „Każda opowieść grozy powinna mieć podobne rozwinięcie i kulminację. Ciąg efektownych scen z udziałem istot nadnaturalnych, załamanie pogody, dziecko, które jako jedyne poznaje prawdę, i rodzic, który zaczyna mu wierzyć – cięcie; główny bohater siedzi w gabinecie psychiatry. Długie wałkowanie tego, czego doświadcza (…) Identyfikacja problemu – konfrontacja z problemem – rozwiązanie problemu; złota triada narracji”. W „Urodzinach” nie dostajemy tak prostych rozwiązań. I dobrze. Bo przecież rzeczywistość i to, co tworzy nasz świat (także ten wyobrażony), nie są oczywiste.

Mogę pokusić się o prostą refleksję – powieść grozy Murek jest historią o lękach, z którymi na co dzień musimy się konfrontować. O nawiedzających nas duchach straconych szans. O przestrodze, by nie podążać drogą tych, dla których „miarą sukcesu było móc się zajechać na śmierć”. Ale to duże uproszczenie. Jaga mówi o zawodach, które wymagają „przenoszenia duszy z jednego miejsca we drugie bez możliwości wytchnienia”. O tym, że ten dysonans czyni człowieka rozwibrowanym. Dla mnie „Urodziny” są właśnie tym rozwibrowaniem. I z tym uczuciem rozwibrowania mnie pozostawiają.

„Urodziny”, Weronika Murek, Wydawnictwo Czarne (Fot. Materiały prasowe)

 

Aleksandra Pakieła
  1. Kultura
  2. Książki
  3. „Urodziny” Weroniki Murek to powieść o duchach straconych szans
Proszę czekać..
Zamknij