Jak stworzyć spersonalizowane perfumy? Jakie składniki są przy tworzeniu zapachów używane najczęściej? Czy warto zainwestować we własne kompozycje?
Mając na koncie dwie nieudane próby stworzenia własnego zapachu, umawiam się na spotkania z dwojgiem twórców, którzy oferują taką przygodę w kameralnych grupach. Z Tomkiem Figlem, ekspertem zapachowym i współtwórcą warsztatów zapachowych w SGGW w Warszawie, za punkt wyjścia bierzemy hasło późne lato, które mnie kojarzy się z chwytaniem ostatnich promieni słońca, jasnością (jasne żywice), miękkością (wanilia), ale i suchością (listki figi). Pełne sprzeczności, okazuje się być dobrą inspiracją do stworzenia trzech szkiców kompozycji. Zamiast budować klasyczną piramidę, pracujemy na „krzywej” intensywności, moderując jej amplitudę przy pomocy określonych akordów i nut zapachowych, po które sięgam intuicyjnie.
Specjalista od spersonalizowanych perfum Tomasz Figiel pracuje na palecie substancji naturalnych oraz na autorskiej molekularnej bazie
Zbudowana z rozmaitych cząsteczek, w tym syntetycznych, jak np. ambroksan, kaszmeran, Iso E Super (wnosi metaliczno-drzewną przejrzystość), hedione (o afrodyzjakalnym działaniu) oraz habanolide, czyli, piżmo w wydaniu high-tech, jest uniwersalnym punktem wyjścia, a do tego pełni rolę nośnika dyfuzji i pewnego rodzaju spoiwa. Do kompozycji wnosi własny wonny ciężar, a w moich testach sprawdza się w mikrodawce. W jednej z kompozycji sięgnęłam po benzoes o waniliowo-karmelowej balsamiczności, który zaokrąglał i wiązał inne nuty, w kolejnej po labdanum – ciemny, ziołowo-balsamiczny filar klasycznego akordu ambrowego, a w ostatniej po paczulę i olibanum, czyli jasne kadzidło o cytrusowo-terpenowej wibracji, która pozwala zachować mieszance klarowność. Zależało mi też na kwiatach, więc sięgnęliśmy po buteleczkę z ylang-ylang w formie complete z Madagaskaru, który w mikrodozach działa jak jasny refleks, oraz po szlachetnego irysa i odrobinę osmantusa (mocno rozcieńczonego, bo lubi dominować). W dobrych proporcjach tworzy morelowo-zamszowy akord znakomicie przełamujący sąsiednie nuty. Drugi szkic ze szminkowo-zamszowym irysem zdecydowałam się obudować z jednej strony żywicami, wanilią i kumaryną, z drugiej zaś odrobiną labdanum i miodowo-ziołową kocanką. Kropką nad i była szczypta osmantusa, który pięknie podkreślał jego owocowo-pudrowy aspekt. Trzecią próbę pomyślałam tak, że nie mogło się to nie udać, bo połączenie paczuli z wanilią, labdanum i olibanum jest takim samym samograjem, jak – nie przymierzając – róża i oud. Mój pierwszy składnik wniósł do flakonu czekoladowe tony, drugi – nieco je ogrzał, kolejny – zbudował kręgosłup komfortowej ambrowej bazy, a olibanum dało w otwarciu przyjemną iskrę.
Agnieszka Zieniewicz ze Slou Lab bazuje wyłącznie na naturalnych składnikach
O ile Figiel sięga zarówno po molekuły syntetyczne, jak i najlepszej jakości składniki naturalne, organizatorka warsztatów perfumeryjnych Slou Lab Agnieszka Zieniewicz pracuje wyłącznie w obrębie tych drugich. Agnieszka dysponuje obszerną biblioteką ok. 200 materiałów – cytrusy w kilku frakcjach, różne profile nut drzewnych i oudów oraz naturalne izolaty – pozyskiwanych zarówno od sprawdzonych dostawców, jak i podczas podróży, a ja daję się namówić na wąchanie także tych, które odruchowo bym skreśliła. Proces mieszania składników opieram o „matematykę kropli” (z Tomkiem odmierzaliśmy odpowiednią ilość z pomocą pipety Pasteura, a z Agnieszką – kroplomierzem) oraz test równoległy: na bloterach i na skórze, co było kluczowe ze względu na pH i mikrobiom skóry, które modulują odbiór zapachu. W trakcie sesji powstają dwie kompletne formuły w oleju, zamknięte w formie 10-ml roll-onów. Zaczynam od 10 kropli każdego składnika (w pierwszej rundzie wybrałam kadzidłowiec, irys i kopaibę). Pierwsza korekta idzie w stronę irysa, ale okazuje się, że to zły trop: kadzidło wydawało mi się zbyt ostre, więc w wariancie docelowym wyrównałam stężenia do 30 kropli, uzyskując gładki profil kwiatowo-kadzidlanej mikstury z miękkim, pudrowym irysem i balsamiczną kopaibą w tle. Testy skórne potwierdziły, że taka symetria dobrze gra z zapachem mojej skóry i daje stabilniejsze rozwinięcie. Drugi flakon to miks kadzidłowiec + osmantus + bergamotka i dosłownie kropelka ylang-ylang. I znowu: na start aplikuję do naczynia po 10 kropli każdej substancji z wyjątkiem ostatniej, która pozostaje tylko akcentem „z tyłu”. Po wstępnej ocenie decyduję się zwielokrotnić proporcje tak, by uzyskać dwukrotność pierwotnej dawki. Efekt: szybsze, bardziej wznoszące otwarcie, z osmantusem podświetlonym bergamotką, pionem kadzidła w sercu i kontrolowaną, trzymaną na wodzy zmysłowością ylang-ylang.
Cały tekst znajdziecie w październikowym wydaniu „Vogue Polska” poświęconym siostrzeństwu. Możesz go zamówić z wygodną dostawą do domu.

Zaloguj się, aby zostawić komentarz.