Znaleziono 0 artykułów
16.11.2023

Young Emperors: Para perfomerów, która zasłynęła dopasowanymi stylizacjami

16.11.2023
Podpis

Isabelle Chaput i Nelsona Tiberghiena, czyli duet fotografów i performerów Young Emperors, na Instagramie śledzi ponad 360 tys. osób. Dlaczego zakochani ubierają się tak samo? 

 Kiedy zostaliśmy parą, postanowiliśmy stać się jednością w życiu, pracy, na każdym polu. Zrosnąć się – tłumaczy Isabelle Chaput z charakterystyczną dla siebie uroczą egzaltacją. Zanim zaczęli się z Nelsonem Tiberghienem poruszać jako jedna istota, wyglądali tak samo. Najpierw działo się to naturalnie, przypadkiem. Coraz częściej zaczęli zauważać u siebie podobne elementy garderoby. Później postanowili już świadomie „wdrożyć” bliźniaczy ubiór jako element autokreacji. Isabelle interesowała się wtedy kulturą koreańską. – Odkryłam, że wśród młodych koreańskich par to jeden ze sposobów okazywania sobie uczuć – wspomina. To zjawisko określa się si-mi-leo albo kou-peul – w zależności od stopnia zaawansowania zaangażowanych. Ta jedność wizualna ma oddawać zgodność charakterów i świadczyć o szczęśliwym pożyciu. Rezonowało to z relacją Nelsona i Isabelle. Nie byli już wtedy Isabelle i Nelsonem, a Cesar Love Alexander – fotograficznym duetem używającym pseudonimu sklejonego z imion wielkich cesarzy. Podobny ubiór stał się częścią ich artystycznego manifestu. Ten zyskał odpowiednie warunki, by wybrzmieć, bo jedna z agencji talentów namierzyła młodą parę fotografów-performerów i ściągnęła ich do Nowego Jorku. – Nie wahaliśmy się ani przez chwilę. W Paryżu zbudowanie poważnej kariery zajęłoby nam całe lata. Nie mieliśmy koneksji i odstawaliśmy. Chcieliśmy robić wszystko naraz – fotografować kręcić i reżyserować filmy, występować – wylicza Nelson. 

Miłość Young Emperors rozkwitła w Nowym Jorku

W Paryżu postrzegano ich jako kuriozum, zarówno pod względem wizualnym, jak i mentalnym. Bliżej było im do amerykańskiego snu, w którym każdy może być tym, kim chce, nawet jeśli to kilka różnych postaci naraz. Do Nowego Jorku mieli stosunek emocjonalny, bo tam rozkwitła ich miłość. Para poznała się na studiach w Paryżu. Najpierw za sobą nie przepadali, uważali się wzajemnie za arogantów, z czasem zaczęło ich do siebie ciągnąć. Zaprzyjaźnili się i jako jedyni na roku postanowili obowiązkowy staż odbyć za oceanem. On asystował duetowi fotografów mody Santiago & Mauricio, ona zdolnej młodej fotografce, której nazwiska już nie pamięta. – Może miała na imię Fran… – zgaduje. Wynajęli wspólnie mieszkanie na Hells Kitchen. Do Paryża wrócili jako para, ale nie długo tam zabawili. Są razem od ośmiu lat, od sześciu mieszkają w Nowym Jorku. Jeśli tęsknią za Francją, to tylko za niepasteryzowanym serem.

(Fot. Danny Lim)

Isabelle Chaput: Moda pozwala łamać zasady

Skoro w miłości stali się jednym, to naturalnie odrzucili kody kojarzone z płciami, uważając ten koncept za płytki i przestarzały. – To powód, dla którego wybraliśmy modę na medium. Daje możliwość łamania zasad. Mam nadzieję, że nieprzestrzeganie zasad przez nas otwiera innych na taką możliwość – tłumaczy Isabelle, gdy pytam o wpływ, jaki wywierają na odbiorców. Zasady łamią tak, że trudno sformułować definicję ich stylu. W szafach, które zjadły większość ich przestronnego – jak na nowojorskie warunki – mieszkania, mają wszystko, od Bimby Y Loli po Hermèsa, od bawełnianych tank topów Marine Serre po looki Bad Bing Thong Thong (które zanim się włoży, trzeba godzinami pompować jak materac). Choć wyglądają tak samo, do ubrań mają zupełnie różne podejście. Nelson najbardziej lubi nowe rzeczy, Isabelle odwrotnie – nazywa się chorobliwie sentymentalną i niezmiennie od lat najbardziej ceni gorset i torebkę Vivienne Westwood. Za najważniejsze ubrania uznaje te, które niosą ze sobą miłosne historie – suknię ślubną swojej mamy czy denimowy żakiet Jean Paul Gaultier, z którym wiąże się ckliwa anegdota. Najpierw ten sam model kupiła Nelsonowi w prezencie w sklepie vintage. Oboje czuli uporczywy brak drugiego do kompletu, w końcu identyczny w mniejszym rozmiarze znalazła dla niej w Paryżu jego siostra. Nie zostawiają wszystkiego w dwóch egzemplarzach, bo szafy pękłyby w szwach. Wiele rzeczy oddają albo sprzedają na garażówkach w zaprzyjaźnionym sklepie na rogu. – To zawsze trudne rozstania – wzdycha Isabelle, patrząc na wielki regał wypełniony ułożonymi kolorystycznie torebkami od wszystkich marek, jakie można sobie wymyślić. Młode brandy z całego świata tłumnie odzywają się do nich na Instagramie, chcąc przesłać kilka sztuk swoich projektów. O wyborze nie decyduje prestiż czy sympatia, tylko produkt, który ma z czymś się skojarzyć, poruszyć wyobraźnię i podsunąć kolejny scenariusz. – Odkąd nasza performatywna działalność stała się biznesem, potrzebujemy wielu nowych pomysłów – bez żalu kwituje Nelson. Można odnieść wrażenie, że one świetnie pączkują w przestrzeni ich związku. Ta intymność tworzy niepowtarzalny, egzotyczny świat, wyspę, na której wszystko jest inne, autentyczne, lepsze. Pełne osobistej ekspresji i endemicznego w modzie humoru.


Cały tekst przeczytasz w listopadowym wydaniu „Vogue Polska” poświęconym przyjemności. Wydanie można zamówić z wygodną dostawą do domu.

Podpis

 

Kamila Wagner
Proszę czekać..
Zamknij