Znaleziono 0 artykułów
16.11.2021

Dom Justyny Kosmali. To, co najlepsze w designie lat 80.

Magdalena Żakowska

Mieszka w jednym z najpiękniejszych zakątków Warszawy, na Wyględowie, w willowym sąsiedztwie Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA. Uliczka liczy dosłownie kilka domów, wszystkie schowane w zieleni, nieostentacyjne, wrośnięte w miejski krajobraz. Z przodu furtkę i fasadę jej domu porastają pnące rośliny, na tyłach rośnie gigantyczny 70-letni świerk.

Nigdy nie mów nigdy

– Oboje z moim mężem Tomkiem jesteśmy z Warszawy. Kiedy się poznaliśmy, byliśmy przekonani, że zawsze będziemy mieszkać w centrum, zawsze w starej kamienicy – mówi Justyna Kosmala, właścicielka sieci kawiarni Charlotte i warszawskiej Wozowni. – Ale życie nauczyło mnie, żeby nigdy nie mówić „zawsze” i „nigdy”. Nasze pierwsze wspólne mieszkanie znajdowało się w kamienicy przy Poznańskiej, w ścisłym centrum, gdzie mieszkaliśmy na ostatnim piętrze i sami zrobiliśmy nadbudowę. Mieszkanie było w stylu loftu – wysokie wnętrza, strome otwarte schody, więc kiedy urodziła się nasza pierwsza córka Stefa, przenieśliśmy się do kamienicy w Alejach Jerozolimskich. Cudowne wnętrza, 200 mkw. powierzchni, pięć metrów wysokości i kominki. Wydawało nam się, że to jest to, na zawsze. Ale Stefa rosła, a my powoli dochodziliśmy do wniosku, że ważna jest także okolica. Ta była trudna i mało przyjazna dzieciom – naprzeciwko Dworzec Śródmieście, obok klub Jerozolima, brakowało nam parku, choćby kawałka zieleni, gdzie moglibyśmy pójść z córką na spacer bez przebijania się przez przejścia podziemne. Nagle zaczęły nam przeszkadzać nocne krzyki na ulicy, zatęskniliśmy za czymś bardziej kameralnym. Wtedy właśnie po raz pierwszy zaczęłam myśleć o własnym domu i od razu przypomniało mi się, jak w czasie studiów byłam na imprezie na Wyględowie. Zapamiętałam to miejsce jako absolutnie magiczne. Przyjechałam tu, dokładnie w to samo miejsce, i pukałam do domów, zostawiałam kartki z informacją, że chcę tu kupić dom. Uwzięłam się na tę krótką, malutką ulicę. Trwało to dwa lata, ale udało się.

Fot. w_srodku

Mieszkają tu już sześć lat. Po drodze urodziło się im jeszcze dwoje dzieci. – Na górnym Mokotowie przedszkola i szkoły w zasadzie wszędzie są blisko, tu mieszkają też dziadkowie naszych dzieci, jest dużo zieleni i kilkanaście minut do centrum, co jest dla mnie istotne, bo tam pracuję – mówi. – A z drugiej strony, jest cicho, spokojnie i na uboczu

Wnętrza w stylu Memphis

Wnętrza domu Justyny w niczym nie przypominają standardowych wnętrz warszawskich willi. Już przedpokój zaskakuje – miękka kolorowa wykładzina, lustra, a pośrodku olbrzymi, sięgający sufitu totem. W kuchni i salonie kolorów i wzorów jest jeszcze więcej. Wykładzina w panterkę, kolorowe szafki, geometryczne wzory, błękitne ściany w kolorze „ice blue”. Przemalowała na ten kolor wszystko – od ścian po klamki, kaloryfery i futryny okienne.
– Design to moja pasja. Mam to po mamie, która w PRL-u potrafiła miesiącami wyczekiwać na konkretny drewniany mebel z Cepelii, zawsze stawiała na jakość. A ja już jako dziewczynka aranżowałam wnętrza naszego rodzinnego mieszkania – mówi Justyna. – Ikea, która powstała w 1992 r. w Alejach Jerozolimskich, to była moja świątynia. Wchodziłam tam i po prostu odpływałam. Podobne emocje wzbudzały we mnie projekty włoskiej marki Alessi. Stąd w mojej kuchni projekty architekta Michaela Gravesa, który na pewnym etapie kariery współpracował z tą marką.

Fot. w_srodku

Wnętrza domu Justyny zaaranżowane są w stylu Memphis, wywodzącym się od włoskiej Grupy Memphis. To fenomen kulturowy lat 80., który był odpowiedzią na „nudę” panującego od dekad modernizmu i minimalizmu. Nazwa wzięła się z utworu Boba Dylana „Stuck Inside of Mobile with the Memphis Blues Again”, którego designerzy i architekci słuchali podczas prac koncepcyjnych. Odważne printy na ścianach, podłogach i tapicerkach, estetyka pełna niezwykłych form i kolorów – styl Memphis nie osiągnął co prawda komercyjnego sukcesu, ale miał za to wielu fanów w świecie sztuki, m.in. Karla Lagerfelda i Davida Bowie. Bo bez wątpienia jest to jeden z najbardziej wyrazistych i niedocenionych nurtów w historii projektowania wnętrz. 

Od paryskiego vintage do ejtisowego Memphis

– Może powinnam zostać architektką wnętrz, a nie zajmować się gastronomią – uśmiecha się Justyna. – Ale chyba udało mi się jakoś połączyć te dwie dziedziny. W gastronomii zawsze zaczynam od wnętrz. To one narzucają mi całą resztę. Kolejność zawsze jest taka: najpierw eksperymentuję z wnętrzem własnego mieszkania czy domu, a potem przekładam to na wnętrza moich lokali. Może dlatego, że sama jem oczami i wnętrze, w którym jem, ma dla mnie co najmniej takie samo znaczenie, jak to, co jem?

Kiedy jest wkręcona w jakiś styl, to na całego. Na etapie mieszkania w kamienicach przeszła fazę fascynacji paryskim stylem vintage – stiuki, oryginalne podłogi, kominki. Wtedy powstawały wnętrza pierwszych Charlotte na placu Zbawiciela, w Krakowie czy we Wrocławiu. Kiedy sześć lat temu przeprowadziła się na Wyględów, fascynacja paryskim vintage właśnie mijała, jej ostatnim śladem są właśnie niebieskie ściany. – Kiedy w modzie wróciły lata 80. i 90., zaczęłam zgłębiać temat postmodernizmu we wnętrzach, odkryłam styl Memphis i pierwszym odzwierciedleniem tych moich zainteresowań były wnętrza Wozowni – mówi. – To, co mi się podoba w latach 80., oprócz nostalgii za tymi latami, którą mam z racji urodzenia, to eklektyzm i brak reguł. Tutaj połączenie kanapy w stylu Versace i wykładziny w panterkę to świetny pomysł. 

Fot. w_srodku

Pamiątki z lat osiemdziesiątych

Dom Justyny pochodzi z lat 60. Poprzedni właściciele mieszkali tu od początku jego istnienia i wielokrotnie go przebudowywali. Stąd pełno w nim nieoczekiwanych schodów, podestów, przejść i połączeń. Kiedy Justyna i Tomek wprowadzili się, postanowili zrobić mały, szybki remont, żeby zdążyć przed narodzinami córki Haliny, a większy, bardziej kompleksowy, odłożyli na poźniej. To później wciąż jeszcze trwa. W pierwszej fazie remontu bardzo pomógł im Maciek Dudkiewicz, przyjaciel architekt. To on kazał wybić jedną ze ścian i dzięki temu połączyć schody z parterem i salonem. – Mały myk, a zmienił tak wiele – mówi Justyna. 

Kiedy wybuchła pandemia, Justyna zdała sobie sprawę, że remont przesunął się o wiele lat, bo przyszłość jej branży stanęła pod znakiem zapytania. Postanowiła więc wykorzystać lockdown i przearanżować wnętrza tak, żeby choć trochę poprawić sobie humor i dodać nadziei. Pozwoliła sobie na więcej niż kiedykolwiek wcześniej – więcej koloru, odważne wzory, przymrużenie oka. Przeniosła kuchnię z frontu na tył domu z widokiem na ogród (co nie było bardzo pracochłonne, dzięki systemowi ruchomych wysp). W miejscu kuchni jest teraz salon, gdzie położyła wykładzinę w panterkę, ustawiła stół w stylu lat 80., pomalowała kominek w geometryczne wzory, a w przedpokoju zbudowała totem. 

W domu jest też masa rzeczy, które zostały po poprzednich właścicielach i idealnie pasują do jej fascynacji latami 80. Na przykład szafki kuchenne, do których dodała cokół, drewniane, czarne kule i fornir z oryginalnym wzorem Ettore Sottsassa, jednego z najwybitniejszych przedstawicieli stylu Memphis. Z nich stworzyła stary/nowy mebel kuchenny. 

Fot. w_srodku

W kuchni oprócz profesjonalnej kuchni z palnikami i grillem, którą kupili z mężem w Londynie, stoją stół i krzesła projektu Bruno Reya, które początkowo zamówiła do Wozowni. Tak jej się spodobały, że kupiła je też do siebie. Stół dostał nowy blat, który nawiązuje do stylu Memphis. – Część z tych pomysłów należy do mojej przyjaciółki, architektki wnętrz Ani Łoskiewicz, która prowadzi Łoskiewicz Studio i odpowiada za wnętrza Wozowni. To ona zaprojektowała nowy styl kuchni, dodając szafki, półki i czarno-białe elementy, które zmieniły całkowicie charakter kuchni. Pomogła mi też odczarować ciemny przedpokój. Razem zaprojektowałyśmy totem, który teraz ożywia to wnętrze – mówi Justyna.  
Pozostałością po poprzednich właścicielach jest też charakterystyczny dla lat 80. ogród zimowy, który sąsiaduje z kuchnią. – Uwielbiam to pomieszczenie ze względu na światło, ale jestem zmarzluchem i przez zimne pół roku nie potrafię tu spędzać czasu. Po remoncie będzie tu kuchnia – zapowiada.

Krzesło Marcela Breuera i inne klasyki 

Wspólnie z Anią Łoskiewicz zaprojektowały wzór na wykładzinę, a następnie zamówiły ten print. – Ania zaprojektowała do salonu stół z winylowego laminatu. Idealnie sprawdza się przy trójce małych dzieci. Nie przerażają mnie żadne kredki, farby, brokaty i korektory – mówi Justyna. – Jest funkcjonalny, ale też oryginalny, śmieszny, po prostu fajny. 

Krzesła w jadalni to z kolei projekt z lat 30. Marcela Breuera, niezwykle popularny w latach 80. Jest tu zresztą sporo wyszukanych klasyków. – Meble zamawiam przede wszystkim w sieci. Jeśli mi się spieszy, to korzystam z Yestersena, ale kocham też OLX, który jest dla mnie współczesną wersją pchlego targu. Jak uda ci się coś tam upolować, to radość jest podwójna. Mam też swoich dostawców. Dużo przywożę z podróży – opowiada.

W salonie stoi też ukochany fotel Justyny, ikona stylu lat 80., czyli The Ekstrem projektu Terje Ekstrøma. To jej pierwszy zakup, który był jednocześnie inwestycją w sztukę. Drugą jest włoska lampa z lat 80. projektu Mario Botty. Ale atmosferę salonu buduje zaskakujący, oryginalny system kotar (kolor w gradiencie od écru do niebieskiego), które oddzielają od reszty pomieszczenia niewielką przestrzeń ze stolikiem i dwoma półkolistymi skórzanymi kanapami w kolorze écru. Kanapy Justyna upolowała właśnie na OLX, ale oddzielnie – mają inne wykończenie, za to są swoim lustrzanym odbiciem. Stolik dzielący kanapy stoi na grubych rurach z kartonu, które znalazły się tu z powodu pomyłki stolarza. – Staram się wykorzystywać wszystko, co można. Obie z Anią Łoszewską uważamy, że dobry design nie musi być potwornie drogi. Czasem pracując razem, śmiejemy się, że robimy rzeczy „na patencie”. Na przykład mój kominek. Nie działał, ma prawdopodobnie jakąś wadę techniczną. Można było go zburzyć. Ale my pomalowałyśmy go w graficzne wzory. Wystarczy wstawić do środka ceramikę Malwiny Konopackiej i świece z Haya. I gotowe – rzeźba na patencie!

Piętro domu Justyny to przestrzeń prywatna – sypialnie, garderoba, łazienka. Wnętrza jej domu powstają etapami i na pewno nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Szczególnie, że wciąż jeszcze odkłada fundamentalny remont. Tymczasem jej fascynację stylem Memphis odnajdziemy już wkrótce we wnętrzach kolejnego lokalu, który zostanie otwarty w styczniu przy ulicy Chmielnej w Warszawie.

1/13Jak mieszka Justyna Kosmala, właścicielka Charlotte

Fot. w_srodku

Proszę czekać..
Zamknij