Znaleziono 0 artykułów
04.10.2022

Agnieszka Żulewska: Od cichej ziemi do wielkiej wody

04.10.2022
Fot. Weronika Ławniczak

Na co dzień „antygwiazda” w birkenstockach, woli T-shirt i dżinsy od eleganckiej sukienki, rower od wygodnego auta. Nie dzieli się ze światem swoją prywatnością. Jednak gdy staje na scenie lub przed kamerą – lśni. Oddaje publiczności całą siebie, obdarowując ją swoją wrażliwością, bólem, poczuciem humoru i determinacją. Dziś możemy podziwiać ją w nowej produkcji Netfliksa, która bije rekordy popularności na platformie.

Ostatni czas, choć trudny dla wszystkich, dla niej był wyjątkowo owocny i bogaty w emocje. Do kin weszły dwa filmy, w których zagrała główne role: debiutancka Cicha ziemia Agnieszki Woszczyńskiej – o zadufanej Europie patrzącej na płonące Południe (premiera na festiwalu w Toronto), oraz eksperymentujący z artystyczną materią obraz Anki i Wilhelma Sasnalów Nie zgubiliśmy drogi (Berlinale 2022). A lada dzień premiera serialu Netfliksa Wielka woda o powodzi stulecia we Wrocławiu w 1997 roku w reżyserii Jana Holoubka i Bartosza Ignaciuka, ze scenariuszem Kaspra Bajona. Do tego w czasie kręcenia kolejnych odcinków Agnieszka dowiedziała się, że zostanie mamą. Dziś Gucio ma już trzy miesiące.

Przez lata jej kariera rozwijała się równym tempem. Ciekawe role teatralne (np. w Puppenhaus Jędrzeja Piaskowskiego, Cząstkach kobiety Kornéla Mundruczó) przeplatała wyrazistymi epizodami w filmach i serialach (jak rola niewinnej, a uwikłanej Anastazji w Ślepnąc od świateł), czasem błysnęła większą kreacją (Chemia Bartosza Prokopowicza). Nawiązując żartem do najnowszych jej filmów, można by powiedzieć, że czas „cichej ziemi” już za nią, teraz wypłynęła na „wielką wodę” (śmieje się, że czeka na scenariusz z ogniem w tytule).

Fot. Weronika Ławniczak

– Aktorstwo to zawód najwspanialszy i jednocześnie parszywy – mówi. – Przydaje się pokora, żeby się nie załamać, ale też nie zatracić, uważać na sukcesy i nie bać się porażek. Udany spektakl jest jak energetyczny haj, z którego trudno wyjść do domu. Z czasem nauczyłam się wyciszać i dbać o siebie, zamieniać emocje ze sceny w cichy pokój pełen snu zamiast imprezy. Nie lubię brylowania na przyjęciach, stresują mnie gale i premiery. 

 ***

Pochodzi z małej wioski pod Opolem, Turawy, uczyła się w opolskim liceum plastycznym, o którym mówi, że było „wspaniałym miejscem twórczego fermentu”.

– Mój tato zajmuje się teatrem dziecięcym, to on wprowadził mnie w zabawę teatrem, jestem też wychowanką Opolskich Konfrontacji Teatralnych, które od lat dokonują przeglądu nowej myśli teatralnej, nowego odczytywania klasyki. To zbudowało we mnie przeświadczenie, że teatr jest wspaniałym miejscem, gdzie wszystko może się spotkać: różne dziedziny w jednym miejscu, jest nośnikiem nieskończonej wolności.

Dorastała na filmach outsiderów celebrujących cud zwyczajności – Andrzeja Kondratiuka i Jima Jarmuscha. Przerzucamy się nazwiskami ukochanych aktorów, którzy nie umieli się zatrzymać w autodestrukcyjnym biegu: niezastąpiony Philip Seymour Hoffman czy Heath Ledger, którego rola heroinisty w filmie Candy zachwyciła kiedyś Agnieszkę. Polskim Hoffmanem nazywa Tomasza Schuchardta, z którym grała w ChemiiDemonie Marcina Wrony, a teraz w Wielkiej wodzie. Dojrzał, przestał być obsadzany jako „ładny chłopiec” i może w pełni pokazać swój aktorski kunszt w rolach charakterystycznych.

– Tomek po prostu ma jakiś geniusz w sobie, takie coś, co trudno umiejscowić, ale jest i wibruje – uważa Agnieszka. – Zanim zagraliśmy razem, widziałam go w filmie o Paktofonice „Jesteś bogiem”. Na końcu jest scena, kiedy Fokus, grany przez Tomka, siedzi na przystanku w mroźny dzień. Na ekranie pojawia się jego twarz i oczy – piękne, niesamowicie błękitne. Przeszywający moment! Tam było wszystko: to, kim Tomek jest, droga, jaką przebył. Jeśli masz w sobie szczerość i potrafisz ją innym podarować, wtedy przekazujesz to widzom, w pewnym sensie obdarowujesz ich swoim wewnętrznym uniwersum, w którym każdy może się przejrzeć.

Fot. Weronika Ławniczak

Wielkiej wodzie grają ludzi, którzy – kiedyś sobie bliscy – spotykają się po latach. On, Jakub Marczak, jest politykiem uwikłanym w lokalne rozgrywki. Ona, Jaśmina Tremer, hydrolożka, niepokorna dziewczyna, niedawno wróciła z Amsterdamu, po epizodzie z narkotykowym uzależnieniem, by badać sieć wodną w Polsce. Lada dzień nastąpi ciąg zaniechań i złych decyzji, które doprowadzą do powodzi – dramatu we Wrocławiu i nadodrzańskich miejscowościach. Skojarzenia ze znakomitym brytyjsko-amerykańskim serialem o katastrofie w Czarnobylu są prawidłowe, tyle że w polskiej produkcji główną bohaterką jest kobieta. Pełna pasji badaczka, co prawda nieuwikłana w miejscowe układy, ale dręczona przez własne demony.

– Jaśmina to postać wymyślona, natomiast tło polityczne wydarzeń jest prawdziwe – mówi Żulewska. – Zaangażowanie ludzi broniących swojego być albo nie być, chaos, rozpierdol, nieporozumienia, to się wydarzyło.

Miała 10 lat, kiedy Dolny Śląsk zalała woda. 

– Pamiętam, jak z dziadkiem stałam w Turawie na wałach Jeziora Dużego, które jest zbiornikiem retencyjnym, kiedy pojawiły się plotki, że będą je wysadzać także u nas – opowiada. – Niektórzy stracili dorobek życia. Jednocześnie to wydarzenie pokazało, że potrafimy być solidarni.

Agnieszka pojawiła się już w serialu Holoubka i Bajona – Rojst. Zagrała drugoplanową rolę Nadii, prostytutki, potem fryzjerki, w małym mieście. Mimo to, żeby wziąć udział w Wielkiej wodzie, musiała przebrnąć przez casting. Po świetnej roli Magdaleny Różczki w drugiej serii Rojsta, wiedziała, że praca w tym zespole może być szansą dla aktorki, by nie być „ozdobą” męskich bohaterów, ale wreszcie „pograć”. Do tego czekało ją dużo wysiłku fizycznego: pływanie w zimnej wodzie, nurkowanie, upadki z wałów przeciwpowodziowych. – Szybko okazało się, że jestem w ciąży, więc praca była walką, żeby nie nadszarpnąć się w tym stanie. To niezwykły projekt także dlatego, że grałam w nim w pewnym sensie razem z moim dzieckiem.

Fot. Weronika Ławniczak

***

Zanim znalazła się na zalanych ulicach Wrocławia, z międzynarodową ekipą (m.in. Jean-Markiem Barrem znanym ze słynnego Wielkiego błękituLuca Bessona), nakręciła film Cicha ziemia na suchej od słońca Sardynii. Z reżyserką Agnieszką Woszczyńską Żulewska i partnerujący jej na planie Dobromir Dymecki spotkali się wcześniej przy produkcji krótkometrażowych Fragmentów.

– Mamy tych samych bohaterów, co w nagradzanych „Fragmentach”, tylko włożonych w inne otoczenie – opowiada Żulewska.

Piękna blond para chce spędzić idealne wakacje, ale nic nie idzie zgodnie z planem. Dochodzi do wypadku z udziałem imigranckiego robotnika i gładka powierzchnia rzeczywistości chropowacieje. Niewypowiedziane napięcie potęgują natura i morze, które fenomenalnie uchwycił operator Bartosz Świniarski.

– Starannie tworzyliśmy życiorysy bohaterów, to nam pozwalało budować ich postacie, odpowiedzieć na pytanie, czemu są razem – opowiada aktorka. – Wcale tak łatwo nie dają się lubić. Ich życie jest grą pozorów, ważne, by ładnie wyglądało na Instagramie. Ludzie często tak żyją, by nic istotnego nigdy sobie nie powiedzieć. Dla mnie to metafora Europejczyka. Białasa, który ma roszczenia wobec rzeczywistości, a jednocześnie cechuje się bezrefleksyjnością i nieczułością wobec sąsiedniego świata, w którym rozgrywa się dramat. Niemal na naszych oczach codziennie umierają ludzie. Aga pisała scenariusz w momencie, kiedy trwał kryzys migracyjny na południu, teraz to samo dzieje się na granicy polsko-białoruskiej.

Dziś w CV Agnieszka ma już sporo pierwszoplanowych ról.

– Ktoś mnie zaprasza, dostaję zadanie i przepuszczam pewne treści przez swoją wrażliwość. Muzyk musi ciągle grać na instrumencie, żeby utrzymać biegłość, podobnie aktor musi jak najwięcej grać, żeby się doskonalić.

Aktorstwo potrafi być bezlitosne. Reżyser pracuje na delikatnych strunach, łatwo za mocno je szarpnąć i zrobić krzywdę. 

– Gdy wybieramy studia, jesteśmy jeszcze dziećmi – zauważa. – Mamy naiwne wyobrażenie wspaniałej przyszłości usłanej pieniędzmi i sławą. W praktyce nigdy tak to nie wygląda.

O tym, że nie jest różowo, dowodzi niedawny kryzys w jej macierzystym teatrze TR Warszawa, gdzie zespół poprosił o zrezygnowanie ze stanowiska wieloletniego dyrektora, Grzegorza Jarzynę, oskarżanego m.in. o wykorzystywanie środków teatralnych do celów prywatnych.

– Skoro zdecydowaliście się na tak radykalny krok, znaczy, że musieliście już dojść do ściany – zauważam.

– Konflikt narastał od dawna – przyznaje Agnieszka. – Można go przerwać tylko, jeśli w zespole jest solidarność. U nas pracują świetni ludzie, nie tylko aktorzy, i gdy zaczęli odchodzić, postanowiliśmy zawalczyć. Może to da siłę innym zespołom, które mierzą się z podobnymi kryzysami. Mam wrażenie, że dziś odzyskujemy podmiotowość jako aktorzy. Pracując w teatrze i filmie, widzę, że każdy współtworzy spektakl, jest partnerem, a nie przedmiotem w rękach reżysera-demiurga.

Nadal wierzy w teatr.

– Jest miejscem spotkania najpiękniejszych muz, a bywa też wyjątkowym doświadczeniem dającym ludziom siłę oczyszczenia. Ty dzielisz się najgłębszymi emocjami, a widzowie mogą coś zrozumieć, porównać swoje życie do tego, na które patrzą. Piękne rzeczy dzieją się na tych przecięciach.


Materiał pierwotnie ukazał sie we wrześniowym wydaniu „Vogue Polska”. Numer dostępny z wygodną dostawą do domu na Vogue.pl.

Fot. Hördur Ingason

 

Anna Sańczuk
Proszę czekać..
Zamknij