Znaleziono 0 artykułów
17.07.2022

Amerykanie w Paryżu: Tam, gdzie się oddycha

17.07.2022
Amerykański bar „Le Select”, przy Avenue des Champs-Elysees, na rogu Rue de Berri, Paryż, 1927 rok (Fot. Getty Images)

Jeśli było się w Paryżu, to z tłumu młodych barbarzyńców w podróży „onieśmielonych przybyciem do stolicy świata (…) / z Jass i Koloszwaru, Wilna i Bukaresztu, Sajgonu i Marakeszu” (Czesław Miłosz, „Rue Descartes” wyróżniało się, będąc Amerykaninem.

Bywały takie momenty w dziejach świata – w tym krótkim okresie między wyłonieniem się państw narodowych, a przed pierwszymi sygnałami globalizacji; w czasie, gdy wiedziało się już, że jest się Papuasem albo Belgiem, a nie rozpoczęła się jeszcze era masowej turystyki – że w danym mieście dobrze było mieszkać jako obcokrajowiec. Trwały te chwile niedługo, zaczynając po tym, jak jeden wybuch nacjonalizmu wypalił się, a drugi jeszcze nie rozgrzał – lecz trwały. Londyn finału XIX wieku właściwie było odwiedzać, legitymując się paszportem francuskim; Florencję, Rzym i Wenecję niedługo wcześniej – brytyjskim; Wiedeń początku następnego stulecia przyjaźnie spoglądał na poddanych cara rosyjskiego. Wkrótce potem zaś, przez sporą część wieku XX, było się nimi zaś tak: „o poranku, po pierwszej sesji malowania, uchylało się okno chambre de bonne przy rue Mouffetard w 5. Dzielnicy, między Ogrodem Luksemburskim, a Panteonem, by pozdrowić francuskie dzieci, wcześniej obłaskawione chewing gum. Następnie jadło się śniadanie z niegdysiejszym członkiem ruchu oporu, poznanym podczas wyzwolenia Francji – do której przybyło się podczas II wojny światowej, i miało się szczęście nie zginąć podczas lądowania w Normandii, akcji pod kryptonimem »Omaha Beach«. Potem: sprzedawało się obrazy na jednej z ulic prowadzących do Sacré-Cœur, by zdobyć pieniądze na lunch”

Ernest Hemingway i Gary Cooper
na ulicach Paryża (Fot. Getty Images)

To pierwsze scen z „Amerykanina w Paryżu”, z Gene’em Kellym w roli tytułowej instytucji. W roku, w którym film powstał – 1951 – do stolicy Francji przybył Saul Bellow, by kończyć „Przypadki Augie’go Marcha”. Zastał miasto „ponure, gderliwe, dżdżyste”. Paryż bez przerwy spowijała mgła, przez co dym nie mógł się unosić i ulice tonęły w brązowoszarych oparach. Sekwana wydzielała nienaturalny zapach” – pisał trzy dekady później w eseju „Mój Paryż”. Na bieżąco, w listach do swego redaktora utyskiwał zaś: „gdyby nie rozlegający się od czasu do czasu potok francuszczyzny, mógłbym sobie wyobrazić, że jestem w Minneapolis, z tym tylko, że domy w Minneapolis są znacznie lepiej ogrzewane”.

Josephine Baker w swoim własnym paryskim barze (Fot. Getty Images)

To był zawód. Gdy wyprawiał się do Paryża – pobyt sfinansowało mu stypendium Guggenheima – nosił w głowie zupełnie inne wyobrażenie tego miasta; sądził, że przybywa „wziąć udział w wielkim odrodzeniu, kiedy i jeśli ono się zacznie”. Dopiero na miejscu pojął: uwierzył w mit.

Cały tekst znajdziecie w wakacyjnym wydaniu magazynu „Vogue Polska” z dodatkiem „Vogue Polska Travel”Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania.

(Fot. Arianna Lago)

 

Wojciech Engelking
Proszę czekać..
Zamknij