
Bezskutecznie szukasz jeansów, które naprawdę idealnie do ciebie pasują, a przy okazji powstały zgodnie z zasadami zrównoważonego rozwoju? Anna Foster prowadzi E.L.V. Denim z denimem wytworzonym w stu procentach z upcyklingu. Założycielka marki wystąpi na Business Fashion Environment Summit w Warszawie już 14 października.
W Londynie nie pada, ale zrobiło się trochę chłodniej. To idealna pogoda na „jeansy i kurtkę”, ulubiony zestaw Anny Foster. Założycielka E.L.V. Denim ma dziś na sobie szarą koszulkę z nadrukiem i jeansy Odette, które sama zaprojektowała. Ich wysoki stan podkreśla sylwetkę. Najważniejsze są jednak nogawki, nieznacznie rozszerzane u dołu. Ten fason nawiązuje do dzwonów z lat 70., ale wygląda niezwykle nowocześnie. Dziś Anna wybrała ten model spodni, ale chętnie nosi także Audrey o prostym fasonie, z nogawką odrobinę krótszą z przodu niż z tyłu, i Freyę o kroju super baggy.

Gdy kilka lat temu Anna wpadła na pomysł założenia własnej marki z jeansami uszytymi w stu procentach z denimu z upcyklingu, pracowała jeszcze jako stylistka. Z branżą mody związała się jako młoda dziewczyna ponad 25 lat temu. Przygotowywała sesje dla „i-D” i „Exit”, potem została szefową działu mody „Luli” i editor-at-large „RUSSH”. – Odkochałam się w stylizowaniu, bo musiałam robić zdjęcia z pełnymi lookami jednego domu mody. Brakowało mi kreatywności. Myślałam, że powinniśmy raczej wrócić do czasów, gdy każdy chciał wyglądać inaczej, a nie tak samo jak wszyscy – tłumaczy Anna. Jej zdaniem magazyny kiedyś sprzedawały marzenia, a nie produkt. Kreowały styl życia, a nie tylko ubierania. Dziś coraz rzadziej inspirują.
Doświadczenie zdobyte w pracy stylistki przekłada się u Anny na codzienną pracę dyrektorki kreatywnej własnej marki. – Rozumiem, co ubrania mogą ludziom dawać, jak dodają im pewności siebie. Pracowałam nie tylko na sesjach do magazynów, lecz także z gwiazdami. Widok osoby, która czuje się silniejsza dzięki ubraniom, zawsze mnie wzruszał – tłumaczy. Przyjaciółki zwierzały się Annie, profesjonalistce od mody, z problemów z wyborem jeansów. – Większość kobiet zakłada, że kupowanie jeansów musi wiązać się ze stresem i z kompromisem. Gdy znajdujemy idealną parę jeansów, nosimy ją, dopóki się nie zniszczy albo nie zdefasonuje. Często rezygnujemy też z jakości. Zapomnieliśmy o tym, że ubrania zostały wymyślone po to, żeby przetrwać wiele lat. To podejście zupełnie się zmieniło. A ja chcę do niego wrócić. Wierzę, że jeśli kupujesz coś, w czym się dobrze czujesz, powinno to żyć razem z tobą – dodaje Anna.


Umiejętności stylistki, zamiłowanie do jakości i niezgoda na zasady rządzące fast fashion zaowocowały powstaniem E.L.V. Denim. – Mój tata był księgowym, a ja zawsze lubiłam tabelki. Zaczęłam z budżetem w wysokości 1500 funtów. Gdy pojawiły się pieniądze, zaczęłam inwestować w rozwój – wspomina. Najpierw Anna nosiła jeansy swojego projektu na pokazy mody. Wciąż pytano ją, gdzie je kupiła. Do jej pierwszych klientek należała dobra znajoma, Kay Barrone, dyrektorka mody w Net-a-porter.com. – Nie planowałam założyć wielkiej marki, co ostatecznie się wydarzyło. Chciałam po prostu znaleźć jeansy, które pasują kobietom i które kobiety pokochają – mówi.
Jeansy E.L.V. Denim kupują przede wszystkim rówieśniczki Anny, które w dojrzałym wieku zbudowały własny styl, poznały swoje potrzeby, doceniły jakość. Modelka w lookbooku marki ma 54 lata, sama Anna przekroczyła pięćdziesiątkę. – Branża mody się zmieniła, bo pracują w niej osoby, które zaczęły 20–30 lat temu, a dziś mają po 50. A takie osoby nie są już zainteresowane fast fashion, bo chcą, żeby ich ubrania były trwałe – tłumaczy Anna.
Anna pragnie spełnić potrzeby każdej kobiety z osobna, dlatego jeansy szyje jeansy na konkretny wymiar. – Nie da się zaprojektować jeansów, które będą pasowały milionom ludzi – tłumaczy. Na potwierdzenie tej tezy pokazuje jeansy, które przerabia dla klientki. Gdy tamta była świeżo po porodzie, kupiła większe spodnie, teraz Anna zmniejsza jeansy o trzy rozmiary. Nikt inny takiej usługi nie oferuje. Gdy pytam, czy wciąż w ten sposób dogląda każdego etapu powstawania ubrań, bierze laptopa do ręki i pokazuje mi w kamerze całą pracownię. Na górze działa biuro, piętro niżej szwalnia. Anna schodzi po schodach, przedstawia mnie współpracowniczkom, pokazuje jeansy czekające na ewaluację. – Mamy swoich dostawców. Jeansy, które pozytywnie przejdą naszą ewaluację, czyli uznamy, że można z nich uszyć nowe ubrania, trafiają do lokalnej pralni, uporczywe plamy spieramy u siebie – o, tutaj – pokazuje mi w kamerze. Jeśli ze starych spodni nie można zrobić nowych jeansów, krawcowe odszywają z nich sukienki, spódnice, koszule czy topy, które trafiają do poszerzającej się wciąż oferty marki. Wkrótce pojawią się nowe, farbowane, kolorowe modele. – Wszystko w mojej marce jest zgodne z moją estetyką. A moja estetyka jest dosyć klasyczna. Do bazy dodaję bardziej nowoczesne ubrania – mówi Anna.

Kilka mil od pracowni działają salony, w których można zobaczyć kolekcję. Sama Anna pierwszą parę jeansów kupiła na Camden Market. – Oczywiście vintage. Musiałam mieć z 15 lat. Długo nie nosiłam jeansów. Lubiłam sportowy styl z pogranicza tenisa i baletu, bomberkę do rozkloszowanej spódniczki. Eksperymentowałam z ubraniami, nie lubiłam posiadać tego co wszyscy – wspomina Anna. Pierwszą designerską parę kupiła w Earl Jean pod koniec lat 90., gdy na rynku zaczęły pojawiać się denimowe marki premium. – To model z surowego jeansu. Wciąż je mam. Potem niestety uległam modzie na jeansy ze streczem, a te niszczą się o wiele szybciej – tłumaczy Anna.
Choć inspiruje się modą minionych dekad, w swoich projektach Anna stawia przede wszystkim na indywidualizm. – Nie powinniśmy musieć się dostosowywać do naszych jeansów, to one powinny dostosować się do nas. Zdekonstruowałam więc koncept, na jakim oparto projekt jeansów w latach 50. XX wieku. To były fasony przeznaczone dla mężczyzn. Nie wiem, dlaczego sądziliśmy, że da się je łatwo przełożyć na kobiecą szafę. Mamy przecież zupełnie inne kształty, a nasze ciała nieustannie się zmieniają – tłumaczy Anna.
Dopasowane do indywidualnych potrzeb projekty musiały powstawać zgodnie z zasadami zrównoważonego rozwoju, których przestrzeganie Anna uważa za „przejaw zdrowego rozsądku”. – Każdy wie, że śmiecenie jest złe. Każdy ma taki kompas moralny, ale nie każdy decyduje się według jego wytycznych postępować. W branży mody chodzi dziś przede wszystkim o zyski – mówi Anna.
Gdy tłumaczę, że w Polsce dopiero od 20 lat mamy ogromny wybór ubrań, więc łatwo nam zachłysnąć się możliwościami, jakie daje fast fashion, Anna się temu nie dziwi. Zgadza się ze mną, że u podstaw leżeć musi edukacja. – W brytyjskiej szkole przestano uczyć szycia, gdy miałam 13 lat, od tego czasu minęło niemal 40 lat. Nie uczymy dzieci robić niczego własnymi rękami. Gdyby przekonały się, jak trudno uszyć zwyczajny T-shirt, znając jego prawdziwy koszt, może zastanowiłyby się dwa razy, zanim kupiłyby koszulkę za cztery funty w najtańszym sklepie. Bez tego nie zrozumieją zagrożeń związanych z fast fashion – dodaje.
Anna uważa, że za bardzo przyzwyczailiśmy się do myśli, że ubrania się po prostu wyrzuca. – Zobaczyłam tę górę odpadów tekstylnych, która ciągle rośnie. Przypomniałam sobie mamę, która była szykowna, kreatywna i zaradna. Nigdy niczego nie marnowała, tylko przerabiała. Od niej wiem też, że to, co ekologiczne, powinno być też piękne. Wydaje mi się, że udało mi się spełnić te wymogi – dodaje Anna.
Anna planuje rozwój krok po kroku. Pragnie budować stabilny biznes skoncentrowany na ludziach. Współpracuje z innymi markami o podobnych wartościach. Sięga po crowdfunding. Chce dawać innym przykład, że można robić coś trochę poza systemem. – Jeśli system nie działa, stwórz własny – zachęca. Anna firmę założyła po czterdziestce jako świadoma siebie, dojrzała, doświadczona kobieta. – Kobiety wciąż muszą się do czegoś adaptować, hormony, emocje – ta elastyczność robi z nas innowatorki. To robimy całe życie. Ale ja najpierw skaczę i czekam, aż ktoś mi da spadochron. Teraz dbam o to, żeby mój zespół miał spadochrony.

Zaloguj się, aby zostawić komentarz.