Znaleziono 0 artykułów
17.11.2019

Bali. Pięknie i pysznie

17.11.2019
Bali (Fot. Getty Images)

Najsłynniejsza indonezyjska wyspa jest niezwykle zróżnicowana, osadzona w miejscowej kulturze, ale też pełna zachodnich i południowych wpływów. Podpowiadamy, czego warto doświadczyć na Bali.

Rzuć wszystko i leć na Bali. To miejsce dobre, kiedy chcesz odpocząć od pracy, naładować baterie, zapomnieć o szarości, zrelaksować się, poćwiczyć jogę, posurfować, ponurkować, a także zrobić tysiące zdjęć. Największą przeszkodą jest odległość, bo podróż na wyspę zajmuje nawet 20 godzin. Ale potem jest już tylko lepiej.

Masaże balijskie

Sposób na dojście do siebie po 20 godzinach podróży? Balijski tradycyjny masaż ciała. Można go doświadczyć na plaży, gdzie miejscowe masażystki rozkładają leżanki i masują ciało olejkami, albo w spa. Pierwsza możliwość jest ekonomiczna, ale niepraktyczna. Nad oceanem wieje, więc do ciała przykleja się piasek. Polecam spa – kilka przetestowałam.

W Canggu warto wybrać się do Espace Spa. W przepięknym minimalistycznym, ale ciepłym wystroju tradycyjny masaż kosztuje 300 tys. rupii (ok. 90 zł). Masażystka dopasowuje intensywność zabiegu do potrzeb i wymagań klienta. Proponuje też kilka rodzajów olejków, żeby zapach na pewno sprawiał przyjemność. Polecam olejek z frangipani. To kwiaty, które rosną tu wszędzie i pięknie pachną. Pełny relaks.

Zachód słońca na Bali (fot. Getty Images)

Tutaj również można wybrać się na pedikiur z widokiem na pola ryżowe. W małym studiu Maria Curau Bali zabieg zaczyna się i kończy masażem karku i głowy. Stopy odpoczywają w miedzianych misach z pachnącą kąpielą, a masaż niweluje napięcia skumulowane w karku i szyi. Następnie kosmetyczka niezwykle dokładnie pielęgnuje stopy i na koniec maluje paznokcie lakierem. Ponowny masaż sprawia, że pedikiur zamienia się w rytuał relaksujący. Aż nie chce się stamtąd wychodzić!

Warto jednak wyjść, by w Spring Spa doświadczyć masażu stóp i łydek. Masażyści, bo tu pracują głównie mężczyźni, potrafią zdjąć ciężar z nóg obolałych trekkingiem po górach i dżungli i zmienić je w lekkie jak piórko. Totalna ulga.

Shopping w Ubud

Zrelaksowani możemy ruszać w podróż. Jeśli chce się poznać prawdziwe Bali, trzeba wybrać się do położonego w dżungli miasta Ubud. Rozsławiła je Elizabeth Gilbert w książce „Jedz, módl się, kochaj”. Gdy w ekranizacji bestsellera w pisarkę wcieliła się Julia Roberts, turystyczne zainteresowanie wyspą wzrosło dziesięciokrotnie. A Ubud stał się mekką kobiet poszukujących miłości i zmian w życiu.

Targ w Ubud (Fot. Getty Images)

Podróżując z Canggu do Ubud, momentalnie zauważa się zmianę klimatu i otoczenia. Nadmorskie palmy i sól w powietrzu znikają na rzecz unoszącej się – jak w łaźni – pary. Jedziemy przez dżunglę, w którą wbudowano tkankę miejską. W budynkach jest dużo czerni, charakterystycznej dla tej wulkanicznej wyspy, ale także kolorowych kobierców ze świeżych kwiatów, które codziennie układane są ku czci bogów. Pachnie kadzidłami. To wszystko wplecione jest w bujną zieleń i magiczne, ale jeśli szukamy samotności, to nie tam – oprócz nas wąskimi uliczkami przeciskają się setki turystów, przejeżdżają głośne skutery.

Jeśli jednak szukamy ubrań, to Ubud jest świetnym adresem. Mają tutaj butiki projektanci z Australii czy Nowej Zelandii, nieznani w naszej części świata. Jedwabne sukienki, koszule, dłuższe kimona z ręcznie malowanych tkanin zaskakują znakomitą jakością. Genialne chusty, pareo, paszminy sprawdzą się jako część garderoby, ale też do dekoracji wnętrz.

Gili Meno (Fot. Getty Images)

W Ubud można zresztą kupić wszystko – od kadzideł i ręcznie wyplatanych koszy przez miejscowe instrumenty po wysadzaną kamieniami złotą biżuterię i dizajnerskie meble.

Bania w dżungli

Natomiast prawdziwa przygoda jest osadzona w jeszcze głębszej dżungli, zdecydowanie z dala od cywilizacji. Bali Dacha to jedno z moich najmocniejszych balijskich doświadczeń. To wieczorne spa w sercu dżungli, które otwiera się chwilę przed zmierzchem. Są w nim dwie rosyjskie banie – sauny o bardzo wysokiej temperaturze, w których odbywają się rytualne seanse oczyszczające. Dla niektórych mroczne, wręcz szamańskie, dla innych – są jak katharsis. W wąskiej saunie stoi się w tłumie i przy akompaniamencie didżeridoo wspólnie śpiewa i polewa wodą z ziołami. Fenomenalny zapach olejków eterycznych i ciepło sprawiają, że ciało i umysł odpoczywają.

Wschód słońca, Ubud (Fot. Getty Images)

Pobyt w bani warto zakończyć pływaniem lub przynajmniej zanurzeniem się w kamiennych basenach z płatkami róż (czerwonych lub różowych, w zależności od basenu) i dość chłodną wodą. Gościom serwowane są świeże owoce i herbata imbirowa. Można też posiedzieć przy ognisku.

Nie można pić alkoholu, ale to, co dzieje się później, wygląda jak dobra impreza. W górnej części kompleksu saun o 21 pojawia się didżej i gra przez dwie godziny. Dźwięki muzyki trans i psychodelic mieszają się ze śpiewem ptaków (i odgłosami nietoperzy) i szelestem dżungli. Wszyscy tańczą.

Kto ma chęć i większy budżet, może w Bali Dacha przenocować. Pokój dla dwóch-trzech osób kosztuje 2 mln rupii (ok. 600 zł), czyli równowartość trzech dni spędzonych w superwarunkach na rajskiej wyspie. Nieopodal można znaleźć spanie z pysznym śniadaniem i kawą za 60 zł.

Joga i taniec

Na Bali są liczne szkoły jogi. Odbywają się tu warsztaty medytacji czy wyciszeniowe wyjazdy z jogą w roli głównej. Słynna szkoła The Practice w Canggu to stajnia awatarów – joginek i joginów tak smukłych, jakby chodzili po wybiegach. Kult ciała i spokój ducha są ich znakiem rozpoznawczym. Szkoła jest zbudowana z bambusowego drewna. Można zajrzeć tu na herbatę z pandanu przypominającego w smaku miętę i tatarak albo relaksować się w ogrodzie.

Warto choć raz skorzystać z sesji tzw. ecstatic dance. W szkole Udara położonej w Canggu nad samym oceanem co niedzielę o 10 rano odbywają się huczne i głośne darmowe imprezy. W rytmie elektronicznej muzyki można przywitać niedzielę ekstatycznym tańcem. Potem wszyscy uczestnicy kładą się na drewnianej podłodze i relaksują po niemal dwóch godzinach tańca. Są masaż gongami tybetańskimi i głęboka medytacja. Po wszystkim można napić się świeżej wody z kokosa, choć lepiej nic nie jeść w miejscowej restauracji.

Zachód słońca na Bali (Fot. Getty Images)

Podobny klimat jogi i medytacji z pięknym hotelem w tle znajduje się w Cosmos Oasis w tej samej miejscowości.

W Ubud najlepiej znana jest kolosalna szkoła Yoga Barn – tutaj w filmie ćwiczyła Julia Roberts. Jest jednak na Bali wiele innych szkół, gdzie są dobrzy instruktorzy. Na przykład Ubud Intuitive Flow. Sala do jogi mieści się tutaj ponad innymi budynkami, jest przeszklona i można z niej w spokoju podziwiać bujną roślinność.

Jedzenie na Bali (Fot. Getty Images)

Dania od Australijczyka

Szykując się w podróż na Bali, nie spodziewałam się, że trafię do smakowego raju na ziemi. Znakomite okazały się miejscowe świeże owoce, warzywa (nieznane i niespotykane u nas), ryby i owoce morza. Co ciekawe, restauracyjną kolonię stworzyli tu Australijczycy. Canggu poza joginami przyciąga surferów, w większości z Australii i Nowej Zelandii. To oni wraz z surfingiem przywieźli know-how, jak zbudować przepiękne lokale: rośliny z wnętrzami stanowią jedność. Wszystko jest tu pyszne.

W Moana, która jest restauracją inspirowaną wyspami Oceanii, serwują wybitne dania z tuńczyka, a także kilku innych ryb. Wewnątrz restauracji rosną drzewa i płynie z głośników wyspiarska muzyka.

Jedzenie na Bali (Getty Images)

Shady Shack jest przykładem, jak robić kuchnię bez mięsa i bez ryb o tak zjawiskowym spektrum smaków, że wraca się, gdy tylko można. Wspaniałe burgery z chlebowca, tortille ze świeżymi warzywami i zdrowe koktajle są przebojem.

Natomiast w La Vida Cafe można wypić zestaw najzdrowszych shotów. Przeważnie to ekstrakty z superżywności na każdy problem czy niedyspozycję – od bólu głowy i jetlag poprzez zmęczenie do odwodnienia.

W hiszpańskiej Pescado tatar z tuńczyka jest tak świeży, jakby rybę złowiono pięć minut wcześniej.

Zest Ubud ma najlepszy widok na miasto i najlepsze zielone tortille z pieczarkami. Wystrój to raj dla miłośników eklektycznego dizajnu: szary beton połączony z tradycyjnymi balijskimi ozdobami i szlachetnym drewnem.

Natomiast bambusowa Yellow Flower w Ubud zaskakuje skromnością menu, które reprezentuje tradycyjną balijską kuchnię, nieco mniej doprawioną i wyostrzoną niż dania szykowanie dla australijskich podniebień. Pyszne są mango lassi i ryż smażony z warzywami. Przy okazji można tu popatrzeć na tropikalne drzewa i kupić miejscową biżuterię.

Imprezy na plaży

Bali można podzielić na miejscowości, w których mieszkają: lokalesi, surferzy, jogini, typowi turyści niewychodzący poza obszar hotelu, rodziny z dziećmi (choć tych widywałam najmniej) oraz imprezowicze. Canggu to miejscowość surfersko-jogińska, więc nie słynie z hucznych imprez. Ale można pójść na (drogiego) drinka do beach baru i popływać w podświetlonym basenie z widokiem na ocean.

Canggu (Fot. Getty Images)

Takimi miejscówkami są La Brisa w samym centrum Canggu i Finns – kawałek dalej w stronę Kuty. W Finns jest wielki basen z widokiem na ocean, w którym można popływać lub zrobić sobie selfie na Instagram. Warunkiem wejścia do basenu jest natomiast wykupienie drinków za równowartość miliona rupii, czyli ok. 300 zł. Czy warto? Rzecz gustu i potrzeb. Kto chce poimprezować, niech wybierze Kutę.

Wulkan Mont Batur (Fot. Getty Images)

Wschód słońca na wulkanie

Naprawdę godne polecenia jest powitanie wschodu słońca na wulkanie Mont Batur. Wycieczka zaczyna się o 1 lub 2 w nocy, w cenę biletu (400-800 tys. rupii) wliczone są przewodnik, kawa i dwa śniadania. Na miejscu czeka nas dwugodzinny trekking. Momentami nie jest lekko, bo teren jest piaszczysto-skalisty, a dookoła panuje totalny mrok. Ból łydek jest nie do opisania.

Pole ryżowe (Fot. Getty Images)

Jednak po wejściu na szczyt okazuje się, że męka była warta widoku i doświadczenia. Tam czeka śniadanie w postaci dwóch suchych kromek chleba tostowego i dwóch gotowanych jaj oraz wschód słońca w chmurach. Słońce rozpromienia całą okolicę, z wulkanu Batur wydobywają się niewielkie kłęby dymu. Dokoła biegają małpy, które do perfekcji opracowały symbiozę z turystami. Widoki i zdjęcia – najlepsze.

Sposób na obolałe mięśnie i niewyspanie? Gorące źródła u podnóża wulkanu. Widok na góry i wielkie jezioro koi zmysły, a ciepła woda – ciało. Kiczowata, fioletowa oprawa ajurwedyjskiego spa początkowo irytuje, ale można przymknąć na nią oko.

Tradycja i komercja

Oprócz pięknych klifowych plaż Uluwatu, rajskich z białym piaskiem i lazurową wodą na pobliskich wysepkach Gili Meno, Gili Air czy Gili Trawangan, czarnych i lśniących w Canggu genialne są balijskie wodospady. Część z nich mieści się w niedużej odległości od parkingów (na wycieczki na Bali warto wynająć kierowcę busa, a na miejscu podróżować skuterem), do innych trzeba wykonać konkretny trekking przez gęstą dżunglę. Do każdego balijskiego wodospadu można wejść, wykąpać się – kolejne oczyszczające doświadczenie – i, oczywiście, zrobić sobie zdjęcia. Na miejscu są lokalesi, którzy wyspecjalizowali się w fotografowaniu turystów. Trafiłam na fotografa, który pokazywał mi nawet, jak wyginać się, by wyglądać bardziej #hot.

Wodospad Kanto Lampo (Fot. Getty Images)

Wizyty na plantacjach kawy i herbaty oraz polach ryżowych to doświadczenia przede wszystkim turystyczne. Można co prawda zobaczyć proces powstawania balijskiej kawy i ziołowych herbat, ale degustacja napojów przypomina prezentację garnków Zeptera. Na polach ryżowych płaci się za wszystko, nawet za chwilkę na huśtawce.

Zdecydowanie lepszym pomysłem na poznawanie tradycji jest zwiedzanie starych świątyń i oglądanie ceremonii rytualnej kąpieli w wodzie lub uczestniczenie w nich. To coś, co pozwala się na chwilę zatrzymać i poczuć, że naprawdę jest się w otoczeniu innej kultury. Nie wszystko musi być #instafriendly, żeby miało sens. Choć akurat Bali jest bardzo #instafriendly, czy tego chcemy, czy nie.

Maria Kowalczyk / nostressbeauty
Proszę czekać..
Zamknij