Znaleziono 0 artykułów
01.09.2019

Chen Arieli: Tel Awiw to najfajniejsze miasto na świecie

01.09.2019
Chen Arieli (Fot. Materiały prasowe)

– Jestem kobietą, lesbijką, Żydówką, Izraelką i feministką – mówi pierwsza otwarcie homoseksualna wiceburmistrzyni Tel Awiwu, wcześniej szefowa Agudy, najstarszej i największej organizacji LGBT w Izraelu. Chen Arieli swoją pozycję wykorzystuje do walki o równouprawienie.

Jak to się stało, że Tel Awiw stał się tym, czym jest?

To nasza tajemna umiejętność łączenia europejskiej atmosfery z bliskowschodnią kuchnią i wszelkimi możliwymi kulturami. Do tego dochodzą naturalne słońce i piękne plaże. Wszystko to spowodowało, że Tel Awiw, pierwsze nowożytne hebrajskie miasto, był przez lata i jest zresztą do dzisiaj izraelską „bańką”. Niejako oddzielnym światem. Ale bardzo bym chciała, żeby to się zmieniło. Żebyśmy z bańki zmienili się w szklarnię, w której wyrastają cudowności możliwe potem do przesadzenia w inne miejsca w Izraelu. 

Żeby taki jak Tel Awiw stał się cały Izrael? 

To jest marzenie, choć zdaję sobie sprawę z naszej wyjątkowości. I uważam oczywiście, że Tel Awiw jest najfajniejszym miastem na świecie. Myślę też, że Izrael rozumie nasze znaczenie w promowaniu dobrego imienia kraju jako miejsca liberalnego, postępowego i demokratycznego. A my w Tel Awiwie nie chcemy, żeby jedynym głosem Izraela był ten należący do skrajnej prawicy.

Wielu ludzi, choć zabrzmi to paradoksalnie, mówi, że nie lata do Izraela, tylko do Tel Awiwu, traktując go jako oddzielny byt. Dostrzegasz tę dwoistość?

Jasne, tym bardziej że urodziłam się w Hajfie, więc naprawdę wiem, co znaczy mieszkać poza Tel Awiwem. Nawiasem mówiąc, kiedy zostałam wiceburmistrzynią Tel Awiwu, wielu mnie pytało, dlaczego nie Hajfy.

Tel Aviv Pride 2019 (Fot. Amir Levy/Getty Images)

Dlaczego?

Bo Tel Awiw okazał się moim schronieniem. W Hajfie byłam przestraszoną, siedzącą w szafie lesbijką z dwiema próbami samobójczymi na koncie. Dopiero w Tel Awiwie zdałam sobie sprawę, że mogę być tym, kim chcę. I jestem. Ale żeby to się stało, musiałam w wieku 19 lat spakować walizki. I wyjechać z Hajfy, a właściwie uciec. Tel Awiw przyjął mnie z otwartymi ramionami.  

Ale Hajfa to przecież też duże miasto.

To prawda, ale to były inne czasy. Dzisiaj Hajfa też jest przyjaznym miejscem dla osób LBGT, ale musieliśmy na to ciężko pracować. W Tel Awiwie było łatwiej. To, że jestem pierwszą otwartą lesbijką w wiceburmistrzowskim fotelu, jest tego znakiem. I to jest ważne nie tylko dla naszego miasta, ale też dla innych, bo pokazuje, że można. Pełnienie przeze mnie funkcji wiceburmistrzyni jest więc przełomem i zaszczytem. 

Z polskiej perspektywy, szczególnie w kontekście dzisiejszej państwowo-kościelnej kampanii nienawiści wobec osób LGBT, Tel Awiw jawi się jako raj. Co macie jeszcze do zrobienia?

Gloria Steinem, ikona feminizmu, mówi: „You can’t be what you can’t see” [Nie możesz być czymś, czego nie widzisz]. Co znaczy, krótko mówiąc, że dopóki nie będziemy widzieli kobiet na wszystkich możliwych stanowiskach, dziewczynki nie będą mogły o tych stanowiskach marzyć. Dlatego teraz naszym zadaniem jest sprawienie, by osoby LGBT kandydowały w wyborach i pełniły rozmaite funkcje publiczne, także w naszym ratuszu. 

Tel Awiw był pierwszym izraelskim miastem, które postanowiło 20 lat temu zacząć uwzględniać w swojej polityce osoby LGBT. I to zanim zaczął to robić nasz rząd, a dokładnie ministerstwo opieki społecznej. Jesteśmy więc przykładem i pionierami dobrej zmiany. Pokazujemy, że miasto może w bardzo konkretny sposób prowadzić aktywną i pozytywną politykę wobec społeczności LGBT, nawet jeśli rząd nie robi nic albo jest zgoła homofobiczny.

Ale nawet w waszym prawicowym rządzie minister sprawiedliwości Amir Ohana jest wyoutowanym gejem.

Po pierwsze, on jest tam tylko na chwilę, do wrześniowych wyborów. A po drugie, został ministrem tylko dlatego, że premier Binjamin Netanjahu chciał tą nominacją cynicznie sprowokować religijną prawicę w parlamencie. 

Czyli z tego geja w rządzie się nie cieszymy?

Cieszymy się, ale tylko w sensie reprezentacji. Za reprezentacją powinny jednak iść konkretne działania. Najważniejsze są czyny, a Ohana nie zrobił niczego, co poprawiłoby sytuację osób LGBT w Izraelu, chociaż kieruje akurat kluczowym w tej sprawie resortem. Można więc z jednej strony powiedzieć, że jego obecność w rządzie jest ważna dlatego, że nieheteronormatywne dziecko w prawicowej, konserwatywnej, religijnej rodzinie widzi, że można wyznawać takie wartości, być szczęśliwym i robić karierę. Ale z drugiej strony – Ohana jest częścią prawicowego systemu w Izraelu, który prowadzi politykę strachu i prania mózgów w sprawach bezpieczeństwa, zaniedbując jednocześnie tak ważne kwestie jak edukacja czy opieka zdrowotna. I to mnie bardzo martwi.

I co z tym zrobisz?

Wiesz, gdzie jest ratusz w Tel Awiwie, więc jak będziesz następnym razem, to zapraszam. Pokażę ci, jak zmniejszam różnice między najniższymi i najwyższymi piętrami, bo bycie głosem w sprawach niesprawiedliwości społecznej jest moim ważnym celem. Tym bardziej że decyzje podejmowane w ratuszu mają zwykle szybki i konkretny wpływ na życie wielu ludzi. Podlegają mi polityka społeczna i zdrowotna. Dzięki temu mogę na przykład wyciągać ludzi z prostytucji, polepszyć życie seniorów albo pomóc stanąć na nogi młodzieży LGBT, która została wyrzucona czy uciekła z domu.

Ale podejmowanie decyzji to jedno. Inna sprawa to głośne wyrażanie opinii, które z racji sprawowanej przeze mnie funkcji docierają do większej liczby ludzi. Robię dokładnie to samo, co zrobił Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy, podpisując deklarację LGBT+. Przecież nie musiał tego robić, ale zrobił, choć wszyscy mu mówili, że wielu to się nie spodoba. Moim zdaniem taka postawa jest szczególnie ważna w czasach podnoszenia przez skrajną prawicę głowy, w czasach kampanii homofobicznych czy rasistowskich. Trzeba z tym walczyć i się nie bać. Jak widzisz, mój tatuaż „courage” [odwaga] mam na przedramieniu nie bez powodu. 

Kiedy byłam przez pięć lat szefową Agudy, najstarszej i największej organizacji LGBT w Izraelu, przez pierwsze dwa bałam się politycznie zaangażować, bo myślałam, że muszę reprezentować całą społeczność LGBT. I w jakimś sensie to robię, ale nie mogę, mówiąc o tym, co się robi z gejami w Czeczenii, pomijać jednocześnie tego, co się dzieje na terytoriach okupowanych. 

Chen Arieli (Fot. Materiały prasowe)

Mam podobne zdanie.

Oczywiście, sporo gejów i lesbijek ma prawicowe poglądy w tej sprawie, więc jedynym wyjściem jest szukanie tego, czym osoby LGBT z lewicy i prawicy mogą się zająć wspólnie. I muszę ci powiedzieć, że w ogóle mam poczucie, iż trzeba porzucić to binarne patrzenie na świat: prawica – lewica, kobiety – mężczyźni, biali – czarni. Musimy raczej zacząć rozmawiać o wartościach, które wszyscy dzielimy. Równość pozostanie pustym słowem, jeśli będzie dotyczyła tylko osób LGBT. Nie ma czegoś takiego jak równość dla LGBT. Jest równość dla wszystkich. O to powinniśmy walczyć. 

Mam sporo znajomych, którzy mi zarzucają, że jeżdżąc często do Tel Awiwu, wspieram de facto okupację, a bawiąc się na paradzie w Tel Awiwie, wpieram pinkwashing, czyli przykrywanie przez władze Izraela tęczową flagą losu Palestyńczyków. Co byś im odpowiedziała?

Parada jest wytworem ruchu praw człowieka, a nie rządowym narzędziem. I nie widzę sprzeczności pomiędzy świętowaniem tego, kim jesteśmy, i jednoczesnym pamiętaniem o tym, że są także inne sprawy do załatwienia. W naszej paradzie biorą przecież udział organizacje, które walczą o sprawę palestyńską. Można do nich dołączyć. Poza tym wszyscy walczący o zakończenie okupacji mogą wspomóc tę sprawę na dziesiątki innych sposobów. Bojkot Izraela jest zwyczajnie niemądry. Miałby skutek odwrotny do zamierzonego. I może kogoś to zdziwi, ale my nie kochamy izraelskiego rządu, zwykle z nim walczymy.

A pinkwashing?

Zgadzam się, że istnieje, ale nie zgadzam się z tym, że jako współorganizatorka parady jestem za niego odpowiedzialna. To, że kocham Izrael, nie znaczy, że kocham wszystko, co robi władza. To chyba oczywiste. Zwróć uwagę, że premier Netanjahu za granicą prezentuje się jako sojusznik społeczności LGBT, a w Izraelu wypowiada się już zdecydowanie mniej tolerancyjnie. Warto o tym pamiętać.

A wracając do sprawy palestyńskiej, jako miasto próbujemy tu pomagać, jak możemy, choć często to są działania na krawędzi prawa. Ale i tak będę to robiła, dopóki starczy mi sił, bo uważam, że tak trzeba. Pomogę każdej osobie, która będzie uciekała przed prześladowaniami ze względu na swoją tożsamość. A pamiętaj, że jesteśmy nosicielami nie jednej, lecz kilku tożsamości. Ja jestem kobietą, lesbijką, Żydówką, Izraelką, feministką. Ty też, zdaje się, masz kilka tożsamości. Jeśli natomiast chodzi o bycie LGBT, to nie ma na ziemi takiej społeczności, w której nie byłoby osób nieheteronormatywnych. 

W Białymstoku uważają inaczej. 

Przeżyłam podobny do białostockiej parady marsz w Kijowie i zdałam tam sobie sprawę, że społeczności LGBT mieszkające tam, gdzie ich życie jest zagrożone, mają zupełnie inne spojrzenie na wiele spraw. Mało tego, ta perspektywa, tak inna od perspektywy białych zamożnych gejów z wielkich miast, powinna nam cały czas przypominać, ile jeszcze jest do zrobienia.

My w Izraelu jesteśmy bardzo rozpieszczeni przeze media, które nas lubią. Dzięki temu wszyscy w naszym kraju wiedzą, kim są osoby LGBT. I to jest super. Tylko musimy teraz użyć tej siły, by głośno mówić o problemach, także innych mniejszości.

Dlaczego zdecydowałaś się przejść do świata polityki? 

Bo mocno wierzę w samorząd. Gdy pracowałam w Knesecie, izraelskim parlamencie, byłam nieustannie sfrustrowana tym, że nie możemy jako opozycja przepchnąć żadnej ustawy, a przekonywanie innych było niekończącą się męką.

Za wolno?

A my nie mamy czasu! Izraelski ruch LGBT liczy prawie pół wieku, a nie dorobił się żadnej ustawy, która mówi o naszych prawach. Wszystko, co wywalczyliśmy, udało się dzięki protestom, samorządowi i sądom. Pomyślałam więc podczas pracy w Knesecie, że może zamiast od góry, trzeba od dołu. Zrozumiałam też, że musimy być bardziej polityczni, że musimy przestać prosić, a zacząć wybierać. Tak powstały pilotowane przeze mnie programy zachęcające osoby LGBT ze wszystkich stron sceny politycznej do włączenia się w życie partyjne i kandydowania w wyborach samorządowych. 

Udało się?

W ostatnich wyborach kandydowały 54 wyoutowane osoby LGBT, 15 wygrało. Uważam, że to nieźle jak na początek. A skoro zachęcałam innych do startowania w wyborach, nie miałam wyjścia i sama musiałam także wystartować. I zostałam wiceburmistrzynią.

Tel Aviv Pride 2019 (Fot. East News)

Ktoś cię musiał do tego przekonać?

Nie, taka się urodziłam. Zawsze byłam zaangażowana. W szkole, na studiach, potem w ruchu LGBT, teraz w mieście. Do Agudy dołączyłam dlatego, że denerwowało mnie to, że organizacja jest zdominowana przez białych uprzywilejowanych gejów. Poza tym dzisiaj czasy są takie, że nie ma co siedzieć na płocie, zastanawiać się i wybrzydzać. Trzeba działać i bronić liberalnej demokracji, bronić różnorodności i walczyć o równość. 

Uważam, że współczesność daje nam dzisiaj dwie możliwości: pomagasz komuś, kto kandyduje, albo kandydujesz samemu. Trzeciej drogi nie ma. I nawet jak się nie dostaniesz, to w czasie kampanii wyborczej jesteś słyszalnym głosem, masz dostęp do mediów. Trzeba to wszystko wykorzystywać. Jeśli natomiast siedzisz przed komputerem i tylko krytykujesz na Facebooku czy Twitterze, pomagasz przeciwnikom. 

Ja po zorganizowaniu stutysięcznej demonstracji na placu Rabina w Tel Awiwie doszłam do wniosku, że mam dość błagania o coś ministra i że sama chcę nim zostać.

To dlaczego nie kandydujesz w nadchodzących wyborach parlamentarnych?

Dostałam bardzo kuszącą propozycję, ale skoro wystartowałam w wyborach samorządowych i zostałam wiceburmistrzynią miasta z bardzo konkretnymi postulatami, to kandydowanie po roku do parlamentu byłoby niepoważne i niezrozumiałe dla moich wyborców. Na razie będę więc robiła, co mogę, jako wiceburmistrzyni, a potem zobaczymy.

Byłabyś w Knesecie pierwszą wyoutowaną lesbijką.

To prawda, bo na razie mamy tylko pięciu gejów, tych oczywiście, którzy wyszli z szafy. Co i tak jest sporym osiągnieciem. W 120-osobowym parlamencie daje to pięć procent. 

Większość aktywistów wchodzących do polityki, przynajmniej w Polsce, szybko wchodzi też w polityczny system kłamstwa, gierek i konformizmu. Nie bałaś się tego?

Kiedy zaproponowano mi kandydowanie, bałam się oczywiście, że to będzie decyzja bez odwrotu i stracę wszystko, co budowałam przez lata aktywizmu. Ale udało mi się ten strach pokonać i zaryzykowałam. Nie żałuję. Jeśli się okaże, że nie mogę realizować mojego programu, szybko się z gabinetem wiceburmistrzyni rozstanę.

Łatwo powiedzieć.

Być może, ale na razie udaje mi się robić metodą małych kroków to, co chcę, a roboty mam od groma. Nie mam też potrzeby łechtania swego ego. Uważam, że najważniejsze jest żmudne budowanie odpowiedniego ekosystemu opartego na kompetentnych ludziach i wartościach. Choć oczywiście nieraz, kiedy czuję opór, mam dość. Wracam wtedy ledwo żywa do domu. I pytam moją żonę, po co mi to było. Dlaczego nie siedzę w naszym przydomowym ogrodzie i nie hoduję ziemniaków.

Dlaczego?

Bo nie mam wyboru, nikt za nas naszych spraw nie załatwi. Ale żebym nie zapomniała o tym, że zawsze mogę wrócić, dostałam od żony ziemniaczany krzak w doniczce. Stoi w moim biurze i trzyma mnie blisko ziemi.

Mike Urbaniak
Proszę czekać..
Zamknij