
Twórczość Colette Lumiere wymyka się prostym kategoriom: performerka, malarka, piosenkarka, projektantka mody, ale przede wszystkim – mistrzyni autokreacji. O tym, kim tak naprawdę jest Colette, wciąż wiadomo niewiele. W warszawskiej galerii Monopol trwa wystawa artystki „Stories from My Life”.
Dorastała w południowej Francji, a pod koniec lat 60. przeprowadziła się do Nowego Jorku, gdzie, zanim jeszcze narodził się ruch graffiti, na murach i ulicach miasta malowała „własne hieroglify”. Wkrótce stała się jedną z ważniejszych postaci nowojorskiej sceny lat 70. i 80., inspirując zarówno takich artystów jak Cindy Sherman, Jeff Koons czy Keith Haring, jak i gwiazdy popkultury: od Madonny po Lady Gagę.
U Colette perspektywa jest zawsze kobieca

Od początku używała swojego ciała jako medium, a historię sztuki reinterpretowała, nadając jej kobiecy punkt widzenia. W latach 70. tworzyła living environments: teatralne wnętrza, wypełnione różowymi tkaninami ze zużytych spadochronów, w których centralnym elementem była zawsze ona sama niczym rzeźba, wyglądająca jak śpiąca królewna, porcelanowa lalka czy femme fatale. W 1972 roku stworzyła inscenizację „Wolności wiodącej lud na barykady” Eugène’a Delacroix – owinęła się w materiał, a w ręku trzymała francuską flagę. W pracy „The Wake of Madame Récamier” (1974–1975), inspirowanej portretem salonowej damy autorstwa Jacquesa-Louisa Davida, odtworzyła słynny obraz, umieszczając siebie samą śpiącą wśród falban. Sen stał się jej artystyczną strategią: pozornie bierna, w rzeczywistości kontrolowała sytuację, odwracając role widza i obiektu. Najgłośniejszym z jej „sennych” performansów był „Real Dream” (1975–1976) w nowojorskiej Clocktower Gallery, gdzie przez wiele dni spała nago.

Kobiecość była dla Colette źródłem siły. Choć jej twórczość łatwo wpisać w nurt feministyczny, ona sama, mówiąc o własnej praktyce, używała określenia „féminin” [z francuskiego „kobieca” – przyp. red.]. – Odwracała męskie spojrzenie i zastępowała je kobiecym punktem widzenia. Wcielała się w postacie z malarstwa dawnych mistrzów i reinterpretowała je z kobiecej perspektywy. Nawet tam, gdzie pierwotnie pojawiały się postaci męskie, jak w „Śmierci Marata” Jacquesa-Louisa Davida, przedstawiła siebie jako kobiecą bohaterkę – tłumaczy Monika Branicka, kuratorka wystawy „Stories from My Life” prezentowanej w warszawskiej galerii Monopol.
Umarła Colette, niech żyje Justine

W 1978 roku Colette ogłosiła własną śmierć. Performance „The Last Stitch” w Whitney Museum w Nowym Jorku symbolicznie oznaczał koniec jednej postaci i narodziny kolejnej – Justine, pierwszej z jej wielu person. – Granica pomiędzy Colette-artystką a Colette-postacią właściwie nie istnieje. Tworzy kolejne wcielenia, z którymi utożsamia się w stu procentach. Colette jest więc jednocześnie twórcą i dziełem – tłumaczy kuratorka i dodaje, że Justine założyła przedsiębiorstwo, które miało zajmować się zarządzaniem spuścizną po swojej uśmierconej poprzedniczce. – Wpisywało się to w rozważania o włączeniu wizerunku artysty i sztuki w obieg rynkowy. Praktyka urynkowienia i brandingu nie tylko dzieł sztuki, ale przede wszystkim wizerunku samego artysty, stała się sławna za sprawą podobnych działań Fabryki Andy’ego Warhola.

Justine była też liderką zespołu Justine & The Victorian Punks i nagrała album „Beautiful Dreamer”. Przyjaźniła się z Jeffem Koonsem i Richardem Prince’em, którzy jeszcze jako początkujący artyści wystąpili w jej filmie „Justine and the Boys” – eksperymencie łączącym film, performance i instalację. Jej styl – „Victorian Punk” – łączył luksusowe falbany z punkową estetyką. Do popkultury wszedł on dzięki Madonnie i jej płycie „Like a Virgin”. Justine współpracowała też z marką Fiorucci, tworząc linię Deadly Feminine, prezentowaną w witrynach butiku jako artystyczne instalacje. – Była pierwszą artystką, która działała na granicy sztuk wizualnych i fashion business. Jej wystawy w butikach czy domach towarowych nie były tradycyjną dekoracją, tylko sztuką. W witrynach często robiła performanse, co w tym czasie było absolutną sensacją – podkreśla kuratorka.
Wpływ Colette na popkulturę trwa do dziś

Po Justine pojawiły się kolejne wcielenia: Mata Hari, Countess Reichenbach, Olympia, Maison Lumière, Colette de la Victoire, aż po najnowszą – People of Victory. Każda z tych person pojawiała się w momencie, gdy poprzednia zaczynała być kopiowana przez kulturę masową. – To była jej metoda: zanim ktoś zdążył ją zaszufladkować, ona już przeobrażała się w inną postać. Ostatnio jej osobowości nie mają wyraźnych granic, przeplatają się ze sobą i współistnieją równolegle. Dlatego określa je jako People of Victory – wyjaśnia Monika Branicka.

O tym, że Colette była prekursorką i inspiracją na wielu polach, świadczy fakt, że jej pomysłami inspirowały się najważniejsze nazwiska świata sztuki i popkultury, które potem twórczo je rozwijały. W 2011 roku Lady Gaga zaprojektowała witryny nowojorskiego domu handlowego Barneys, które do złudzenia przypominały living environments artystki z lat 70., a rok później w Muzeum Guggenheim stworzyła performans polegający na spaniu w instalacji promującej jej własne perfumy. To także Colette zainspirowała młodą Cindy Sherman do rozwinięcia słynnej praktyki opartej na inscenizowanych fotografiach, w których przyjmowała różne role, by uwidocznić stereotypowe obrazy kobiecości.


W latach 80. Colette przeniosła się do Berlina, gdzie wcieliła się w postać Maty Hari, a następnie do Monachium jako Countess Reichenbach. W jednym z berlińskich klubów wypełniła Volkswagena „złotymi ziemniakami” – symbolicznie pokazując przemianę codzienności w sztukę. W tym czasie powstał też cykl „The Silk to Marble Series” – monumentalne fotografie, na których artystka, zasłonięta materiałem, przypomina antyczną rzeźbę.

Choć Colette jest kojarzona przede wszystkim z performansem i instalacją, malarstwo od zawsze pozostawało fundamentem jej twórczości. Jedną z ważnych serii były portrety metafizyczne – utrzymane w odcieniach różu, bieli i złota, nasycone elementami autobiograficznymi. Dziś artystka najczęściej przedstawia się jako „Colette the artist”, a jej praktyka jest najlepszym dowodem na to, że artysta może być jednocześnie dziełem sztuki.
Wystawa „Stories from My Life” w galerii Monopol – pierwsza indywidualna prezentacja twórczości Colette w Warszawie – skupia się na konceptualnym wymiarze jej twórczości i autokreacyjnych strategiach. Obok serii „Records from the Story of My Life” – fotografii w formacie okładek płyt winylowych, dokumentujących kolejne persony artystki – można zobaczyć na niej prace z różnych etapów jej kariery, w tym wielkoformatową fotografię „The Wake of Madame Récamier” czy dokumentację performansu „Real Dream”.
Wystawa „Stories from My Life” w Galerii Monopol potrwa do 22 listopada 2025 roku.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.