Znaleziono 0 artykułów
14.03.2019

Diane Arbus: Portrecistka odmieńców

14.03.2019
Diane Arbus (Fot. Michael Ochs /ArchivesGetty Images)

Andy Warhol mówił o niej, że wyprzedzała swoje czasy. W purytańskiej Ameryce początku lat 60. nie bała się fotografować ludzi z marginesu.

Gdyby nie przedwczesna samobójcza śmierć, urodzona w Nowym Jorku 14 marca 1923 roku Diane Arbus vel Nemerov obchodziłaby dziś 96. urodziny. Ta sama wrażliwość, która pozwalała jej dostrzegać piękno w tym, czego większość społeczeństwa wolała nie widzieć, sprawiła, że fotografka przez całe dorosłe życie zmagała się z nawracającymi epizodami depresji. Wychowana w zamożnej rodzinie żydowskich emigrantów – producentów futer –Diane jako dziecko opływała w luksusy. Ale ani piękne stroje i zabawki, ani pełne przepychu wnętrza, w których się wychowywała, nie były w stanie zastąpić dziewczynce rodzinnego ciepła i wiecznie nieobecnych, zajętych ważniejszymi dla nich sprawami rodziców. Być może dlatego Diane wcześnie zrozumiała, że piękno często jest tylko fasadą i wcale nie daje szczęścia. Jako dorosła kobieta, choć wychowana na idealną żonę i matkę, nie potrafiła odnaleźć się w cukierkowym świecie nowojorskich wyższych sfer lat 50. Chęć zaglądania głębiej zawiodła ją w miejsca bardzo odległe od świata, w którym wzrastała. Ale to właśnie w brudzie, ułomności, na marginesie „idealnego” świata Arbus potrafiła odnaleźć prawdziwe piękno.

Female impersonator holding long gloves, Hempstead, Long Island, 1959. Dzięki uprzejmości Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku/ Copyright © The Estate of Diane Arbus, LLC

Pod kloszem

Dziadek Diane Arbus, Frank Russek, Żyd z Bolesławca, który zrobił karierę od pucybuta do milionera, był uosobieniem amerykańskiego snu. Zaczynał od ulicznej sprzedaży orzeszków ziemnych, a synowi przekazał w spadku pięciopiętrowy salon futrzarski przy nowojorskiej Piątej Alei. Diane od małego niczego nie brakowało i była wychowywana na damę z wyższych sfer. Nianie uczyły ją francuskiego, niemieckiego i dobrych manier. Nawet do zabawy z rodzeństwem dziewczynka nie mogła ściągać białych rękawiczek. Tymczasem mała panna Nemerov, choć wychowywana pod kloszem, już jako dziecko od pięknych lalek wolała to, co inni uważali za brzydkie. Jako mała dziewczynka, spacerując z nianią po Central Parku, zainteresowana chatami slumsów, poprosiła opiekunkę, żeby przeszły na drugą stronę stawu, by mogła obejrzeć je z bliska. Oburzona niania czym prędzej poprowadziła podopieczną w przeciwną stronę, ale widok pozostał w pamięci artystki na długo. Był to pierwszy raz, kiedy mała Diane zetknęła się ze światem odmiennym od tego, w którym sama żyła. 

Pomimo luksusów, w które opływali Diane i jej rodzeństwo, ich dzieciństwo nie należało do szczęśliwych. Rodzice nie poświęcali im zbyt dużo czasu, zajęci prowadzeniem futrzarskiego imperium „Russeks”. Zadbali za to o ich wykształcenie. Kiedy Diane podrosła, trafiła na lekcje rysunku do rodzinnego domu mody. Tam też poznała swojego przyszłego męża – Allana Arbusa. Choć fotograf i aspirujący aktor nie stanowił świetnej partii, jaką rodzice wymarzyli sobie dla córki, postanowili nie stawać na drodze zakochanym. W prezencie ślubnym dali im nawet otwarte konto na pięć lat i opłaconą na rok z góry pokojówkę. Wszystko to, co ich zdaniem było potrzebne do zbudowania małżeńskiego szczęścia. Szybko okazało się jednak, że Diane takie życie wcale szczęścia nie daje.

Lady on a bus, NYC 1957. Dzięki uprzejmości Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku/ Copyright © The Estate of Diane Arbus, LLC

Allan wykorzystał pieniądze teściów, by po powrocie z wojny założyć własne studio fotograficzne. Mężczyzna w przeciwieństwie do lwiej części amerykańskiego społeczeństwa przełomu lat 40. i 50. nie podzielał przekonania, jakoby rola kobiety miała się sprowadzać do prowadzenia domu i rodzenia dzieci. Dostrzegłszy u Diane talent, uczynił z niej swoją asystentkę, ale też rozbudzał w niej pasję do fotografii i zachęcał do robienia własnych zdjęć. 

Andy Warhol mówił o niej, że wyprzedzała swoje czasy. W purytańskiej Ameryce początku lat 60. nie bała się fotografować ludzi z marginesu. Wystawę „Diane Arbus: In the beginning” artystki, która obchodziłaby dziś 96. urodziny, można do 6 maja oglądać w Hayward Gallery w Londynie.

Atelier Arbus zajmowało się głównie fotografią reklamową, a także sesjami modowymi do magazynów takich jak „Vogue”, „Harper’s Bazaar” czy „Glamour”. Dni upływały więc Diane na asystowaniu mężowi, opiece nad dwoma córkami i prowadzeniu domu. Czuła, że się dusi. Małżeństwo, zamiast stać się wyzwoleniem z pełnego pięknych strojów i fałszu domu rodzinnego, było jego kontynuacją. Choć miała szansę realizować się artystycznie, czuła, że cukierkowe sesje zdjęciowe z idealnie wyfryzowanymi modelkami w sukienkach bez jednego choćby zagniecenia nie dają jej radości. Zaczęła miewać epizody depresji.

Brzydka prawda

Prawdziwym przełomem w życiu Diane Arbus był rok 1955. Odbywająca się wtedy w Museum of Modern Arts, zorganizowana przez legendarnego Edwarda Steichena wystawa „Rodzina człowiecza” stała się podstawą do ukształtowania fundamentów fotografii humanistycznej. Zaprezentowano na niej również wspólne zdjęcia małżeństwa Arbusów. To sprawiło, że niepewna wcześniej swojego talentu Diane nabrała wiatru w żagle. Zapisała się na zajęcia do słynnej fotografki Lisette Model, cenionej za oryginalne portrety zwykłych ludzi. Rozpoczęła pracę na własną rękę. Była już wtedy pewna, że fotografia mody nie leży w jej sferze zainteresowań. Fascynowało ją to, w jaki sposób jej nauczycielka pokazywała codzienność. Dlatego nie chciała fotografować tego, co sztuczne i uładzone, wolała pokazać prawdę. Nawet, a raczej przede wszystkim, tę niewygodną i brzydką.

Konserwatywne społeczeństwo Ameryki lat 50. i 60. spychało wszystko to, co odmienne i niewygodne, na margines. Dotyczyło to w dużej mierze ludzi, którzy w jakiś sposób odstawali od idealnego świata pomalowanych na pastelowe kolory, otoczonych równiutkimi, białymi płotkami domków na przedmieściach i idealnych, zawsze pięknie ubranych żon i matek. Osoby z niepełnosprawnościami, zmagające się z chorobami psychicznymi czy choćby nieheteronormatywne były zmuszane do życia w ukryciu. Ale Diane Arbus właśnie z odmieńców postanowiła uczynić głównych bohaterów swoich fotografii. Jednak wbrew temu, co niektórzy jej zarzucali, nie epatowała ich innością. Jej zdjęciom daleko do freak show, mającego za zadanie wyśmiać czyjeś niedoskonałości. Sekret fotografii Arbus polega na tym, że odmienność artystka pokazywała jako normalność. I vice versa, bo z kolei ludzie „normalni” na jej fotografiach sprawiają niepokojące wrażenie. Tak jak sfotografowany w Central Parku chłopiec – wykrzywiony w złości, trzymający w ręku zabawkowy granat, czy małe bliźniaczki z Roselle, które choć ze spokojem patrzą w obiektyw, mają w sobie coś demonicznego. Arbus swoimi pracami przypominała wszystkim „normalnym” członkom społeczeństwa o szaleństwie, które być może czeka na nas tuż za rogiem.

Większość zdjęć Diane Arbus wykonała w Nowym Jorku – mieście, w którym się urodziła i zmarła. Bohaterów szukała m.in. w Central Parku, na Times Square czy Coney Island. Odwiedzała też miejsca na co dzień zapomniane czy takie, od których większość ludzi odwracała wzrok – kostnice, noclegownie, krematoria, szpitale dla psychicznie chorych. Ale też nocne kluby, również dla homoseksualistów i z występami drag queens. Przełamując początkową nieśmiałość, wchodziła z portretowanymi w relacje, rozmawiała, próbowała ich poznać i zrozumieć. Cierpienie odmieńców, ich wewnętrzne konflikty były dla niej także sposobem na to, by zagłuszyć własny ból powodowany nawracającymi epizodami depresji. Chorobę potęgowała trudna relacja z rodzicami, którzy nigdy nie zaakceptowali drogi artystycznej córki. Państwo Nemerov nigdy nie zrozumieli, dlaczego Diane poświęca tyle uwagi indywiduom, z którymi oni nie chcieliby mieć nic wspólnego.

Jack Dracula at a bar, New London, Connecticut, 1961. Dzięki uprzejmości Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku/ Copyright © The Estate of Diane Arbus, LLC

Archiwum outsiderów

Lata 60. były najbardziej płodnym okresem w karierze Arbus. Pod koniec tej dekady, kiedy rysy na lukrowanej fasadzie idealnego amerykańskiego społeczeństwa były już niemożliwe do ukrycia, jej prace zdobywały coraz większą rzeszę fanów, zaczynały zyskiwać status kultowych. Coraz więcej osób chciało jej pozować, być częścią tworzonego przez Arbus swoistego archiwum outsiderów. Dzięki swojemu talentowi i jedynemu w swoim rodzaju stylowi Diane stała się ważną postacią w społeczności nowojorskich fotografów, ale pracowała też poza rodzinnym miastem. W 1963 roku, po kilkukrotnym spotkaniu się z odmową, udało jej się zdobyć stypendium Guggenheima. Pozwoliło jej ono na dokumentowanie amerykańskich obrzędów. Przez kilka miesięcy przemierzała Stany, odwiedzając konkursy, festiwale, zgromadzenia publiczne, demonstracje i imprezy zamknięte. Arbus była świadkiem narodzin hipisów, narastania nastrojów antywojennych, silnego sprzeciwu młodych wobec purytańskiej moralności Ameryki. Z tym że ci odmieńcy nie dali się tak łatwo wyrzucić poza nawias.

Będąc u szczytu popularności, 28 lipca 1971 roku Diane Arbus popełniła samobójstwo. Niesamowita wrażliwość, która pozwoliła jej tworzyć tak genialne, niesamowite zdjęcia, była jednocześnie przekleństwem artystki. Liczne zdjęcia, które po sobie pozostawiła, są cenione przez kolekcjonerów, ale też stale obecne w kulturze popularnej. Portret bliźniaczek, doskonały przykład niesamowitej codzienności, tak często powracający w twórczości Arbus, stanowi niezmienną inspirację dla artystów. Fotografie Diane Arbus doczekały się wielu wystaw. Do 6 maja można część z nich oglądać w Hayward Gallery w Londynie na zorganizowanej przez nowojorskie Metropolitan Museum of Arts wystawie „Diane Arbus: In the beginning”. Prezentowanych jest tam ponad 100 zdjęć, które powstały pomiędzy 1956 a 1962 rokiem. Większość stanowią odbitki wykonane przez samą artystkę. Część z nich nigdy wcześniej nie była pokazywana w Europie. 

Natalia Jeziorek
Proszę czekać..
Zamknij