Znaleziono 0 artykułów
29.08.2022

Jennette McCurdy o sukcesie swojej książki „I’m Glad My Mom Died”

29.08.2022
Fot. Getty Images

Mocna książka Jennette McCurdy, opowiadająca o jej dorastaniu, życiu dziecięcej gwiazdy telewizyjnej, stała się bestsellerem „New York Times’a”. Te wspomnienia są czymś dużo więcej niż tylko prowokacyjnym tytułem.

Jako dziecko Jennette McCurdy marzyła, by zostać pisarką. Już wtedy, jako mała dziewczynka mieszkająca w kalifornijskim Garden Grove, tworzyła szkic swojego pierwszego scenariusza. Jednak jej apodyktyczna matka, Debra, zmusiła Jennette, by w wieku sześciu lat zaczęła występować w telewizji. McCurdy, która wystąpiła później w wyprodukowanym przez Nickelodeon „iCarly” z Mirandą Cosgrove oraz jego krótkim spinoffie „Sam i Cat” z Arianą Grande, pamięta, jak jej mama mówiła jej: „Pisarki ubierają się bez gustu i tyją, wiesz? Nie chciałabym, żeby twoja mała aktorska pupa jak brzoskwinka zamieniła się w wielki jak arbuz tyłek pisarki”. Więc przez całe dzieciństwo McCurdy nie napisała już niczego więcej. Nawet treść swojego pamiętnika dzieliła z Debrą.

Teraz, w wieku 30 lat, McCurdy jest autorką wspomnień, które właśnie znalazły się na szczycie listy bestsellerów „New York Timesa” i już zyskały status popkulturowego fenomenu. Jego szokujący tytuł, „Im Glad My Mom Died” („Cieszę się, że moja mama umarła”), w serwisie Goodreads i nie tylko stał się źródłem świętoszkowatych komentarzy, ale też pochwał dla bezczelnej wręcz odwagi autorki. – Wiele osób podchodziło do mnie i mówiło: „Moja mama żyje. Ja nie mogę powiedzieć tego, co ty. Dziękuję, że mówisz w naszym imieniu – wspomniała McCurdy w rozmowie z „Vogiem”.

Kto mógłby otwarcie świętować śmierć swojej matki, wydarzenie przez wielu ludzi uznawane za najbardziej druzgocącą stratę w życiu? Ktoś, dla kogo śmierć matki okazała się wyzwoleniem. Mama McCurdy, Debra, która zmarła na raka piersi w 2013 roku, gdy Jennette miała 21 lat, kontrolowała i maltretowała córkę przez całe jej życie. Pociągała za sznurki kariery aktorskiej McCurdy (czyli własnego niespełnionego marzenia) i manipulowała tak, by córka zrezygnowała z aktorstwa. To przez nią Jennette cierpiała na anoreksję, prowadzącą do bulimii, to Debra robiła wszystko, by jej córka jak najpóźniej zaczęła dojrzewać i by długo można ją było obsadzać w rolach dla dzieci. Przeprowadzała badania piersi i pochwy córki podczas kąpieli, twierdząc, że mają na celu uchronienie Jennette przed rakiem – do czasu, gdy dziewczyna skończyła 17 lat.

– No i jak? Chcesz występować? Chcesz być małą aktoreczką mamusi? – McCurdy wspomina, że matka zadawała jej takie pytania. Nawet jako sześcioletnie dziecko czuła, że jest tylko jedna właściwa odpowiedź.

„I’m Glad My Mom Died” to coś więcej niż materiał źródłowy dla nagłówków dotyczących Ariany Grande i obrzydliwych zalotów pracującego dla kanału Nickelodeon manipulatora, którego McCurdy nazywa po prostu „Twórcą”. Jej książka różni się od typowych pamiętników celebrytów sugestywnym, uszczypliwym, czarnym humorem i czasem teraźniejszym narracji, która wciąga. Z „Vogiem” McCurdy rozmawiała o sukcesie swojej książki, jej prowokacyjnym tytule oraz o tym, jak dzięki pisaniu odnalazła siebie.

Fot. materiały prasowe Simon & Schuster

Przez cały czas, gdy zmuszano cię do grania w serialach, chciałaś być pisarką. Jak się czujesz, kiedy w końcu udaje ci się robić to, co chcesz?

To zaszczyt. Czuję silną więź z ludźmi, którzy utożsamiają się z tą książką. To coś dla mnie ważnego, czego nie doświadczyłam w swoim poprzednim zawodzie.

Piszesz o tym, jak wiele lęków towarzyszyło ci dlatego, że byłaś sławna, że nigdy nie chciałaś grać i nie byłaś dumna z produkcji, w których wystąpiłaś. Czy czujesz się inaczej, gdy jesteś doceniana za coś, z czego rzeczywiście jesteś dumna i co naprawdę chcesz robić?

Bardzo się cieszę, że o to pytasz. Przeżywam zupełnie nowe doświadczenie. Ludzie, którzy teraz do mnie podchodzą, dużo częściej dzielą się tym, dlaczego utożsamiają się z moją książką. Czasami wynika to z ich własnej historii, związanej z zaburzeniami odżywiania, z narcystycznym rodzicem albo dysfunkcjami w rodzinie. Dla mnie te relacje z odbiorcami są niezwykle ważne, mam nadzieję, że dla czytelników też.

Rozmawiamy przed publikacją listy bestsellerów „New York Timesa”, na której możesz się znaleźć. Czy jesteś w stanie przewidzieć, jak zareagujesz, jeżeli rzeczywiście się to wydarzy?

Często płaczę i przez długi czas wstydziłam się tego. Kiedyś umiałam płakać na zawołanie, ale nie byłam w stanie robić tego sama, a teraz sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Po prostu bardzo intensywnie wszystko odczuwam. Więc jestem pewna, że jeśli znajdę się na tej liście, polecą mi łzy. Z drugiej strony, często tańczę z radości. Zatem jeżeli moje książka trafi do zestawienia bestsellerów, wymyślę jakiś szalony taniec, który bez wątpienia będzie żenujący, po czym wyślę go e-mailem do całego mojego zespołu.

„Im Glad My Mom Died” to wstrząsający tytuł, jednak po przeczytaniu książki rozumiem, skąd się wziął. Żeby nie było wątpliwości: czy cieszysz się, że twoja mama nie żyje, ponieważ oznacza to, że w końcu jesteś wolna i możesz żyć własnym życiem?

Tak. Tak. Rozumiem, że to odważny tytuł, jednak wiąże się z wieloma niuansami, które szerzej opisuję w książce. Absolutnie się z nim utożsamiam. Od początku wiedziałam, że właśnie takiego tytułu chcę. Nigdy nie zastanawiałam się, nie miałam wątpliwości, czy nie powinnam go zmienić albo wybrać inny. To była jedyna opcja.

„I’m Glad My Mom Died” to również tytuł twojego monodramu. Jak wpadłaś na pomysł tego tekstu?

Śmieszne, że wpadł mi do głowy, gdy pisałam piosenki. Brzdąkałam w klawiaturę, grając jakąś wesołą melodię, i po prostu zaczęłam śpiewać, że cieszę się, iż moja mama nie żyje. Poczułam, że to bardzo prawdziwe i autentyczne. Pomyślałam: „Cóż, podoba mi się ten tytuł”.

Czytałam tweety na temat twojej książki, co zazwyczaj jest błędem, ale jeden z czytelników napisał w twojej obronie, że być może gdyby twoja mama tu była, nie byłoby ciebie, bo tak bardzo toksyczne było twoje życie. Czy to duża przesada?

Wydaje mi się, że w ogóle. Myślę, że to bardzo trafne spostrzeżenie. Oczywiście są momenty, gdy wyobrażam sobie, że moja mama mnie przeprasza albo że w naszej relacji coś się zmienia, ale to tylko fantazje. W dużej mierze tym jest dla mnie ta książka – nie musimy roztaczać romantycznych wizji na temat zmarłych ani nadawać znaczenia naszym własnym doświadczeniom z nimi. Jestem prawie pewna, że gdyby moja mama nadal żyła, ciągle zmagałabym się z zaburzeniami odżywiania, wciąż miałabym wiele problemów psychicznych. Na pewno mieszkałybyśmy nadal w tym samym miejscu, a ja nie miałabym szans na bycie w związku i posiadanie przyjaciół. Nie mam wątpliwości, że gdyby żyła, nadal w ogromnym stopniu kontrolowałaby moje życie.

Napisała do mnie przyjaciółka, która przeczytała twoją książkę. Jej wiadomość brzmiała: „Ja też się cieszę, że jej mama nie żyje. Czy coś ze mną nie tak?”.

Myślę, że to miłe, gdy ludzie tak mówią.

Moja 8-letnia córka ogląda „iCarly”. Ponieważ seriale kanału Nickelodeon sprzed dziesięciu lat są dostępne na Netfliksie, interesuje się nimi nowe pokolenie dzieciaków. Nie wiem, co o tym myśleć, po tym, czego dowiedziałam się o Nickelodeonie i „Twórcy”. Zastanawiam się, jak ty podchodzisz do tego, że dawne programy zyskały nowe życie?

Nie wiedziałam, że nadal można obejrzeć „iCarly”, więc reaguję spontanicznie. Chyba mogę się jedynie śmiać.

Istnieje pewien rytuał związany z pamiętnikami znanych osób, polegający na wyciąganiu z nich najbardziej pikantnych fragmentów i robieniu z nich nagłówków. W przypadku twojej książki jednym z takich fragmentów są twoje wrażenia dotyczące Ariany Grande. Po przeczytaniu książki zastanawiałam się, czy miałaś problem z tym, że prowadziła wygodne życie rodzinne, że mogła opuszczać pracę dla muzyki, czego tobie nie wolno było robić, czy z samą Arianą?

Wydaje mi się, że w książce opisałam to najlepiej, jak umiałam, z odpowiednią dozą humoru, więc jeśli miałabym teraz odpowiedzieć, ryzykowałabym utratę tego dystansu.

Kiedy patrzę z perspektywy na swoje dawne doświadczenia, jestem w stanie zobaczyć w nich coś z komedii – gdy jesteś na planie, masz 21 lat, łatwo ci zazdrościć, porównywać się z innymi, szczególnie jeśli siedzisz obok świetnie zapowiadającej się gwiazdy pop. Takie przeżycia wydają mi się bardzo zabawne, dlatego starałam się zawrzeć ten humor w książce.

Piszesz w czasie teraźniejszym. W ogóle nie miałam poczucia, że przedstawiasz swoją przeszłość z punktu widzenia osoby dorosłej, która chodzi na terapię i dużo nad sobą pracuje. Czułam, że przechodzę przez wszystko razem z tobą, gdy miałaś sześć, jedenaście, dwadzieścia jeden lat. Dlaczego wybrałaś taką formę?

Cieszę się, że to zauważyłaś, bo właśnie taki rodzaj odbioru zaplanowałam. Widzę dużo komizmu w naiwności i punkcie widzenia dziecka, szczególnie takiego, które wychowywało się w tak chaotycznym, przemocowym środowisku, w jakim ja się wychowałam. Wskazywałam na ten humor, żeby zainteresować i rozbawić czytelnika. Okazuje się, że bardzo łatwo jest wypowiadać się z pozycji autorytetu, używać zbyt poetyckiego, kwiecistego języka, gdy pisze się z mojego obecnego punktu widzenia. Moje wspomnienia mogłyby brzmieć zbyt pretensjonalnie, a chciałam jak najwierniej oddać moje doświadczenia dotyczące każdego wieku, w jakim byłam.

Pisałaś przez lata pomimo tego, że twoja mama cię do tego zniechęcała? Czy pracując nad książką, czerpałaś z własnych pamiętników, dzienników lub innych źródeł, by powrócić do perspektywy dziecka?

Nie, ponieważ dzieliłam się pamiętnikiem z mamą. Pisałyśmy w nim krótkie notatki do siebie nawzajem, więc nawet on był monitorowany. Nie miałam wolności pozwalającej na poznawanie życia. Ponieważ uczyłam się w domu, czasami mogłam napisać coś krótkiego samodzielnie, jako zadanie z angielskiego. Jednak do czasu, gdy miałam osiemnaście lat, a ona drugi raz zachorowała na raka, było to bardzo trudne. To wtedy, jednocześnie grając, naprawdę zaczęłam zgłębiać naukę pisania. Bardzo starałam się zdobyć podstawy, zależało mi, żebym pisząc, znalazła swój głos.

Więc mogłaś zacząć pisać mniej więcej w tym samym czasie, gdy zdystansowałaś się do mamy i miałaś wystarczająco dużo wolności, by odnaleźć siebie? Czy pisanie stało się częścią tego procesu?

Na milion procent, pisanie pomogło mi odnaleźć siebie, być ze sobą w kontakcie, leczyć się, rozwijać.

Chciałabyś, żeby powstał serial lub film na podstawie „I’m Glad My Mom Died”?

Jestem otwarta na różne możliwości. Staram się po prostu doceniać wszystkie ekscytujące rzeczy, które się teraz dzieją. Ale jeśli masz numer telefonu do prezesa Universal Studios, nie wiem, kto to teraz jest, możesz mi ten numer wysłać.

Prolog dzieje się przy łożu śmierci twojej matki. Piszesz w nim: „Celem mojego życia zawsze było uszczęśliwianie mojej mamy, bycie kimś, kim ona chce, bym była. Więc kim mam być bez niej?”. Czy po kilku latach, które minęły od jej śmierci, zaczęłaś odnajdywać odpowiedzi na to pytanie?

Do odpowiedzi prowadzą mnie pisanie, terapia, samotność, wyciszanie odbioru komentarzy. Przez długi czas nie korzystałam z mediów społecznościowych. Przez parę lat nie grałam. Naprawdę odsunęłam się od rzeczy, które mnie definiowały. Nie wiem, jak w jednym zdaniu odpowiedzieć na pytanie, kim jestem, ale czuję, że jestem ze sobą w kontakcie, obecna, i żałuję, że nie mogłam tego pokazać małej mnie. Żałuję, że nie mogłam powiedzieć sobie jako sześciolatce: „Zobacz, to tam kiedyś będziesz. Taką będziesz osobą”. Byłoby wspaniale mieć przed sobą taki cel, ale cieszę się, że jestem tu teraz.

Artykuł oryginalnie ukazał się na Vogue.com

Michelle Ruiz
Proszę czekać..
Zamknij