
Dresy są oznaką klęski. Straciłeś kontrolę nad własnym życiem, więc kupiłeś spodnie dresowe – mawiał Karl Lagerfeld. Gdyby żył, miałby trudny orzech do zgryzienia. Spodnie dresowe w ostatnich miesiącach stały się ulubioną częścią garderoby prawie wszystkich. Nawet Anna Wintour pozowała na Instagramie w czerwonych dresach Monclera.
Kiedy byłam nastolatką zaglądałam do szafy starszego brata i wyjmowałam z niej spodnie dresowe Adidasa. Granatowe, z białym panelem po bokach i z charakterystycznymi trzema paskami. Były za duże o trzy rozmiary, ale to nie miało żadnego znaczenia. Moje koleżanki kupowały dżinsy i bojówki, ja wolałam w second-handach szukać oversize’owych perełek. W ostatnich miesiącach moja kolekcja spodni dresowych powiększyła się o pięć modeli i pewnie na tym się nie skończy. Bez wyrzutów sumienia inwestuję w komfort i wygodę, które okazały się kluczowe w czasie, który spędzamy w domach. I nie jestem w tym osamotniona.

Spodnie dresowe: Nie tylko dla sportowców
Za prekursora spodni dresowych uważa się Francuza Emila Camuseta. Pod koniec XIX w. założył firmę sportową Le Coq Sportif, produkującą odzież, obuwie i akcesoria z myślą o mężczyznach. Produkty marki były szyte z bawełnianego dżerseju i według właściciela miały nadawać się nie tylko do ćwiczeń. Na pierwsze komplety dresów z domieszką nylonowych włókien trzeba było trochę poczekać. W 1967 r. pierwsze modele zaprezentowała firma Adidas we współpracy z niemieckim piłkarzem Franzem Beckenbauerem. Odtąd dres towarzyszył sportowcom przed i po zawodach. Reszta przyglądała się z zaciekawieniem.
W latach 70. wraz z modą na jogging dres pojawił się na ulicach. Amerykanie zrywali się o świcie, by w stosownej stylizacji pokonywać krótsze lub dłuższe dystanse.
W latach 70. amatorski sport służył rekreacji, dekadę później – sylwetce. Do domów zawitało szaleństwo aerobiku. Kobiety chciały wyglądać jak Jane Fonda, również w sprawie stroju. Aerobik na zawsze zmienił podejście do stroju gimnastycznego, czyniąc ze spodni dresowych, szortów czy legginsów obowiązkowy element garderoby.

A to dopiero początek. Dres przenikał do kolejnych środowisk, m.in. filmowych (Bruce Lee pojawił się w żółtym komplecie w filmie „Gra Śmierci”) czy hip-hopowych. W połowie lat 80. Jam Master Jay, Darryl McDaniels i Joseph Simmons, szerzej znani jako Run-DMC, wyznaczyli nowy kierunek streetwearu. Raperskie trio zasłynęło umiłowaniem wszystkiego, co miało trzy paski. Bluzy i spodnie dresowe Adidasa, do tego czarna fedora, gruby łańcuch i obowiązkowe Superstary – tak prezentował się kopiowany na całym świecie mundurek b-boyów. Chwilę później spodnie dresowe nosili już Beastie Boys, Oasis, Jay-Z czy P. Diddy. Sportowy styl polubiły artystki: brytyjski girls band All Saints czy Mel C ze Spice Girls lansowały sportowe spodnie w połączeniu z obcisłym topem i sneakersami.


Nic jednak nie trwa wiecznie. XXI w. to punkt, w którym popularność dresów zaczęła balansować na granicy parodii. Ben Stiller jako nadopiekuńczy ojciec Chas Tenebaum w filmie Wesa Andersona pojawił się na ekranie w czerwonym dresie z dwójką synów w identycznych kompletach. Ali G, alter ego Sachy Barona-Cohena, to satyra hip-hopowego stylu. Za obciach przełomu mileniów możemy podziękować celebrytkom i firmie Juicy Couture, która jeszcze przed erą Instagrama produkowała najbardziej pożądane komplety ubrań na świecie. Zdjęcia Kim Kardashian, Paris Hilton, Jennifer Lopez czy Madonny w welurowych dresach z kryształowym logo zalewały plotkarskie magazyny. Komplety w neonowych odcieniach nadawały się na czerwony dywan i na wycieczkę po butikach przy słynnym Rodeo Drive. Dresy amerykańskiej marki były jak torebka Birkin Hermèsa z jedną znaczącą różnicą. Były drogie w granicach rozsądku, więc mogli sobie na nie pozwolić zwykli śmiertelnicy, a gwiazdy nosiły je nie dlatego, że im za to płacono, tylko dlatego że lubiły.



Wygoda przede wszystkim
W następnych latach dresowe szaleństwo nieco zelżało. Projektanci nadal współtworzyli i dalej tworzą kapsułowe kolekcje z gigantami sportowymi: Jeremy Scott i Stella McCartney projektowali dla Adidasa, Virgil Abloh dla Nike, Victoria Beckham dla Reeboka. Od czasu do czasu styl athleisure pojawiał na wybiegach (Demna Gvasalia w kolekcji Vetements na sezon wiosna-lato 2017 zaproponował oversize’owe dresy z bluzami do kompletu), jednak nie dominował. Aż do marca 2020 r.

„Do ludzi, którzy spędzają okres kwarantanny w dżinsach: Co chcecie udowodnić?” – grzmiał Twitter na początku kwarantanny i lockdownu. Dresy stały się nowym biznesowym uniformem podczas obowiązkowego home office. Po co zakładać eleganckie spodnie, skoro na ekranie komputera widać tylko bluzkę? Ważne: wygodne nie oznacza znoszone. Sprzedaż spodni dresowych wzrosła w błyskawicznym tempie. Według platformy zakupowej Lyst wyszukiwanie spodni dresowych od połowy marca 2020 r. z miesiąca na miesiąc wzrastało o 104 procent. Firma Nike zanotowała 213-procentowy wzrost (największy w historii z roku do roku) wyszukiwania ubrań do domu i spodni dresowych.
Do popularności bez wątpienia przyczyniły się gwiazdy. Bella i Gigi Hadid, Beyoncé, Hailey Bieber, Selena Gomez i zastępy innych pokazywały się w mediach społecznościowych w wygodnych ubraniach. Na domowej kanapie, ale też na spacerach po Nowym Jorku. W bawełnianych spodniach i kozakach za kolano czy w ciężkich botkach Bottegi Venety udowadniały, że dres jest cool.

Artykuł: Nowy dres na nowy rok

Przyszłość dress code’u
Zadowolone z wyników sprzedaży dresów w okresie pandemii są też Kaja Lizut i Malina Kurkowska, właścicielki polskiej marki MUUV: – Dresówka zwykle ustępowała wraz z sezonem wiosenno-letnim innym kategoriom: kostiumom kąpielowym i sukienkom. Taki trend utrzymywał się u nas przez lata. W tym roku było inaczej. Dresówka sprzedaje się dobrze przez cały rok – mówią w rozmowie z Vogue.pl. Zapytane, czy w związku ze wzmożonym popytem na te produkty zmieniła się strategia marki, odpowiadają: – Konsekwentnie strategia marki pozostaje taka sama, ale rzeczywiście spodnie dresowe i bluzy mają specjalne miejsce w nowo powstałych kolekcjach. Zasłużyły. Na specjalne zamówienie produkujemy teraz niezwykle jakościową, przemiłą w dotyku, uszlachetnioną bawełnę. To nasza odpowiedź na potrzeby rynku i pytania klientek – wyjaśniają.


Projektanci w najnowszych kolekcjach, zapewne nie chcąc tracić klientów, również odnieśli się do otaczającej nas rzeczywistości. Na sezon wiosna-lato 2021 zaproponowali więcej delikatnych materiałów i luźnych sylwetek. Dużo było jedwabnych kompletów oraz spodni dresowych, które w przyszłorocznym wydaniu sprawdzą się w codziennych i wieczorowych stylizacjach. W fasonach dresów ponownie odbijało się echo lat 90., które działa jak magnez przede wszystkim na pokolenie milenialsów. Na wybiegu Miu Miu czerwone, szerokie spodnie zestawiono z żółtą bomberką. Demna Gvasalia w kolekcji Balenciagi postawił na szerokie, granatowe spodnie i metaliczny, zmysłowy top. Glenn Martens zapytany przez amerykańskiego „Vogue’a” o odczucia towarzyszące kolekcji Y/Project, w której znajdziemy spodnie dresowe w wersji brązowego total looku, odpowiedział „less serious, less drama”.
Dres zostanie więc z nami przynajmniej do wczesnej wiosny 2021 r. Czy tegoroczne doświadczenia na stałe poluzują dress code i zwyczaje panujące w firmach? Jedno, czego na pewno nauczył mijający rok, to ostrożność z prognozami.

Zaloguj się, aby zostawić komentarz.