Znaleziono 0 artykułów
07.09.2018

Drugi polski pokojowy noblista

07.09.2018
Okładka książki Marka Górlikowskiego, „Noblista z Nowolipek. Józefa Rotblata wojna o pokój” (Fot. Materiały prasowe wydawnictwa Znak)

Nazywał się Józef Rotblat i – wbrew temu, co mówi pewne porzekadło – miał tyle samo szczęścia i rozumu, jednego i drugiego całkiem sporo, choć nie znaczy to wcale, że żyło mu się lekko i przyjemnie. Został wybitnym naukowcem i laureatem nagrody Nobla, a przecież – patrząc na chłodno – nie miał ku temu najmniejszych szans.

Urodził się w 1908 r. w Warszawie, w sercu dzielnicy żydowskiej przy ulicy Miłej. Rodzina była w miarę zamożna, a przynajmniej do tego stopnia, że małego Józia wychowywała polska niania. To jeden z decydujących punktów w jego życiorysie. Polski był wówczas na warszawskich Nalewkach językiem trzecim, a więc mało potrzebnym. Oficjalnie obowiązywał rosyjski, jako język zaborcy, zaś mieszkańcy Miłej między sobą mówili w jidysz, co podkreślało osobność, ale też skazywało na izolację w polskim otoczeniu.

Józef Rotblat (Fot. Getty Images)

Podczas I wojny światowej rodzinna firma Rotblatów zbankrutowała, co samo w sobie nie jest nigdy wydarzeniem szczęśliwym, lecz per saldo może się opłacić. Józefa nie stać było na czesne, więc po przyuczeniu do zawodu elektryka wstąpił do darmowej Wolnej Wszechnicy Polskiej, gdzie wykładały tuzy ówczesnej polskiej nauki w przekonaniu, iż wiedza jest nie tylko dla bogatych, lecz przede wszystkim dla zdolnych i pracowitych. Słowem, gdyby studiował na uniwersytecie, najpewniej nie trafiłby na profesora Ludwika Wertensteina, asystenta Marii Skłodowskiej-Curie, poliglotę i wybitnego fizyka, który przyjął Rotblata, mimo iż ten poległ na trudnym egzaminie wstępnym; nie miał pojęcia np. czym była Komisja Edukacji Narodowej. A jednak profesora zafascynował oryginalny sposób myślenia prezentowany przez niedouczonego elektryka. I tak Rotblat znalazł się między ludźmi, którzy postawili go – jeszcze nie miał o tym pojęcia – przed drzwiami najsłynniejszych naukowych salonów ówczesnego świata.

W 1939 r. wyjechał na stypendium do Liverpoolu, pod skrzydła prof. Jamesa Chadwicka, noblisty za odkrycie neutronu. Choć ledwie dukał po angielsku, warszawska rekomendacja profesora Wertensteina wystarczyła, by mógł pracować w laboratorium. Ostatecznie Rotblat opuścił Warszawę – to doprawdy szczęśliwy traf – kilka dni przed wybuchem wojny. W Holocauście zginęła jego żona, Tola, czego najpewniej nie wybaczył sobie do końca życia.

Na początku 1944 r. Rotblat jest w USA, gdzie w maleńkim miasteczku-obozie Los Alamos pracował nad projektem Manhattan: budową amerykańskiej bomby atomowej. Gdy amerykański bombowiec B 29 zrzuca bombę na japońskie miasto Hiroszima, w Los Alamos pękają butelki szampana, choć naukowcy zdają sobie sprawę, że właśnie uwolnili diabła, który – jeśli się go nie przypilnuje – gotów jest zniszczyć cały świat. Polski fizyk jest bardziej przerażony niż cieszy się naukowym sukcesem. Za kilka lat stanie się jedną z czołowych postaci Pugwash – pokojowego ruchu naukowców walczących z bronią nuklearną. Ma obok siebie najznakomitsze umysły epoki, m.in. Alberta Einsteina, który tuż przed śmiercią podpisał deklarację Pugwash i Bertranda Russella – bodaj największego brytyjskiego filozofa i logika XX w. To właśnie Russell – sam noblista w dziedzinie literatury – przepowiedział Rotblatowi, że kiedyś dostanie pokojowego Nobla.

Józef Rotblat, 1948 rok (Fot. Getty Images)

Z grubsza taką biografię – długą i pełną szczęśliwych zwrotów – portretuje Marek Górlikowski w książce „Noblista z Nowolipek. Józefa Rotblata wojna o pokój”. Już sama droga z warszawskiej ulicy Miłej do Los Alamos, a później do ratusza w norweskim Oslo, gdzie wręczane są pokojowe Noble, wystarczy na grube (500 stron) tomiszcze. Ale w tej książce – prócz życiorysu Rotblata – liczy się jeszcze kontekst nieodległej w końcu historii.

Józef Rotblat, 1995 rok (Fot. Getty Images)

Pisze więc Górlikowski o świecie podzielonym na dwa zwalczające się bloki: radziecki i zachodni, a co za tym idzie – o morderczym wyścigu naukowców z obu stron żelaznej kurtyny, kto szybciej opracuje śmiercionośne głowice pozwalające zapanować nad światem. Skoro zaś ścigają się uczeni, stoją za nimi armie szpiegów i wywiadowców, tajne i niekoniecznie eleganckie zagrywki oraz rozgrywki, przemysłowe złodziejstwo, wszechobecna podejrzliwość i podglądactwo.

Niby Józef Rotblat mieszka w tym wolniejszym ze światów, ale na własnej skórze doświadcza, czym jest szpiegomania i permanentna niemal inwigilacja w imię walki z komunistycznym zagrożeniem. Być może również to sprawiło, że na prawdziwe zagrożenie komunizmem – to w końcu w ZSRR a nie w USA miliony ludzi umierało w łagrach, nikt na Zachodzie nie bał się, że ześlą go na kanadyjską północ żywcem przypominającą Syberię – jakoś przymykał oczy. Zatrzymanie rozprzestrzeniania broni jądrowej było dla ruchu Pugwash swoistym fetyszem. Ponad to niewiele więcej się już liczyło. Dlatego Pugwash (a więc i Rotblat) mają na sumieniu większe i mniejsze grzechy. Jeden z największych to utajnienie listu do uczestników konferencji antyatomowej – odbywała się w sierpniu 1982 roku, w stanie wojennym, w Warszawie! – od Andrieja Sacharowa, fizyka jak Józef Rotblat i współtwórcy twórcy radzieckiej bomby wodorowej, młodszej i o wiele straszniejszej siostry tej amerykańskiej z Hiroszimy, ale też laureata pokojowego Nobla i dysydenta więzionego oraz represjonowanego przez Moskwę. A wydaje się, że akurat tacy ludzie powinni ze sobą rozmawiać, choćby listownie i bez względu na okoliczności.

Szczęśliwie, nie wybuchła wojna nuklearna, czego tak obawiał się Rotblat. Jaka w tym zasługa ruchu Pugwash? Trudno ocenić, bo nigdy nie wiadomo, jaki wpływ ma na rzeczywistość szlachetna, ale jednak naiwność. Tak czy siak – Polska ma dwóch pokojowych noblistów. Jednego – Lecha Wałęsę – znają wszyscy. Drugi jest zapomniany. Dość powiedzieć, że kiedy Rotblat odbierał Nobla, polskie gazety pisały, że jest brytyjskim fizykiem urodzonym w Łodzi. Jest szansa, że dzięki książce Marka Górlikowskiego na pytanie o polskich pokojowych noblistów, teraz będziemy bez wahania wymieniać dwa nazwiska.

Marek Górlikowski, „Noblista z Nowolipek. Józefa Rotblata wojna o pokój”, wydawnictwo Znak.

Maria Fredro-Boniecka
Proszę czekać..
Zamknij