Znaleziono 0 artykułów
20.01.2019

Federico Fellini: Czarodziej kina

20.01.2019
Federico Fellini (fot. Vittoriano Rastelli, Getty Images)

Kino nazywał „formą sztuki, a jednocześnie cyrkiem, lunaparkiem, podróżą na pokładzie statku szaleńców, przygodą, iluzją, mirażem”. A życie, jak na Włocha przystało, połączeniem magii i makaronu. Niepoprawny hedonista i bon vivant Federico Fellini uznawany jest za jednego z najważniejszych reżyserów wszech czasów. W rocznicę urodzin mistrza przypominamy jego biografię.

Federicowi Felliniemu udała się najtrudniejsza sztuka. Stworzył uznane przez krytyków dzieła, które zapisały się na stałe w historii kinematografii, a jednocześnie mają rzesze fanów na całym świecie. Fotosy ze „Słodkiego życia” wiszą w co drugiej włoskiej knajpce, o filmie powstają poważne dzieła naukowe, pojawia się on również w rozmaitych rankingach produkcji wszech czasów. W jaki sposób ich twórca osiągnął pozycję wciąż aktualnego klasyka? Kluczem do zrozumienia sukcesu Felliniego jest jego niesamowita wrażliwość. Wybitny reżyser w głębi duszy nigdy nie przestał być dzieckiem. Choć jego filmy poruszają fundamentalne kwestie, widać w nich spojrzenie małego chłopca. Nie można im odmówić onirycznego klimatu i humoru, ale dla reżysera są też formą rozliczenia ze sobą i światem. I choć Fellini zaprzeczał stwierdzeniom, jakoby wplatał w nie elementy autobiograficzne, to oglądając obrazy takie jak „Amarcord” czy „Osiem i pół”, najłatwiej poznać i zrozumieć mistrza, który je stworzył.

Śmiech i łzy

Choć bohaterem największych kinowych hitów Felliniego jest Rzym, reżyser poznał to miasto dopiero jako dorosły mężczyzna. Przyszedł na świat nie w stolicy Włoch, lecz w nadmorskim Rimini, 20 stycznia 1920 roku jako najstarszy z trójki rodzeństwa. Ojciec chłopca był stale nieobecnym komiwojażerem, matka zajmowała się domem. Mały Federico od najwcześniejszych lat miał zadatki na artystę. Z zapałem rysował wymyślone postaci i budował teatrzyki, a ‒ żeby móc bez przeszkód poświęcić się swojej pasji ‒ uciekał z prowadzonej przez zakonnice szkoły. Fascynował go cyrk. Jako dorosły człowiek utrzymywał, że pewnego razu dołączył do trupy, by dopiero po miesiącu zostać odstawionym do domu przez policję. Matka reżysera zaprzeczała prawdziwości tej historii. Nie ulega jednak wątpliwości, że cyrk stał się bardzo ważną inspiracją dla dorosłego Felliniego. Jego filmy zaludniały postaci niczym z trupy wędrownych artystów – karły, klauni, dziwaczne kobiety i mężczyźni.

Federico Fellini ze Złotą Palmą w Cannes, 1960 rok (Fot. Keystone Archives, East News)

Podobne artykułyNajpiękniejsze filmy o sztuceJulia WłaszczukProwincjonalne Rimini szybko stało się dla dorastającego Federica zbyt ciasne. Wyjechał więc najpierw do Florencji, gdzie pisał opowiadania i tworzył karykatury publikowane przez lokalny magazyn satyryczny. Już wtedy dał o sobie znać jego talent do obserwacji. Jednak w stolicy Toskanii Fellini nie zagrzał długo miejsca. Zakochał się bez reszty w Rzymie. Wiedział, że znalazł swoje miejsce na ziemi, a poznanie zdolnej aktorki tylko go w tym przekonaniu utwierdziło. Giulietta Masina występowała w skeczach radiowych, do których Fellini pisał scenariusze. Pokochał ją ponoć od pierwszego wejrzenia. Ich uczucie miało trwać przez kolejne 50 lat. Nie zniszczyły go ani zdrady, ani nawet tragedie, których los parze nie szczędził. Gdy wkrótce po ślubie Masina zaszła w ciążę, szczęście nie trwało długo. Aktorka spadła ze schodów tak niefortunnie, że poroniła. Po pewnym czasie jednak udało jej się urodzić zdrowego chłopca. Wydawało się, że zły czar prysł. Szybko okazało się jednak, że prawdziwy cios miał dopiero nadejść. Mały Pierfederico nie dożył nawet miesiąca. Zmarł na zapalenie mózgu. Federico i Giulietta byli tak zdruzgotani, że już nigdy nie zdecydowali się na dziecko. Postanowili, że będą wystarczać sobie nawzajem. Ukojenia szukali też w kinie.

Federico Fellini (Fot. Franco Pinna, East News)

Dla pogrążonego w smutku Felliniego najlepszą terapią była praca. Wkrótce nadszedł prawdziwy przełom w jego karierze. Wszystko za sprawą Roberta Rosselliniego. Reżyser zaprosił Federica najpierw na premierę swojego filmu „Rzym, miasto otwarte”, a następnie do współpracy nad scenariuszem do kolejnego obrazu, „Paisà”. To właśnie za sprawą Rosselliniego Fellini zrozumiał, że chce być reżyserem. Nie znaczy to jednak, że zamierzał jego wzorem tworzyć w duchu neorealizmu. Chciał kształtować własny język artystyczny. Swój pierwszy film – słodko-gorzki komediodramat „Światła variété” – nakręcił we współpracy z Albertem Lattuadą. Następny, „Białego szejka”, wyreżyserował już samodzielnie. W historii młodej mężatki zafascynowanej bohaterem fotokomiksów widać już cechy charakterystyczne dla późniejszej twórczości Felliniego: satyrę społeczną, a przede wszystkim elementy fantazji zestawione z realistycznymi obrazami prowincji. Kolejny obraz, „Wałkonie” [„I Vitelloni”, wł. cielęta – przyp. aut.], to historia grupy młodych mężczyzn wchodzących w dorosłość w nadmorskim miasteczku. Widać tu inspirację rodzinnym Rimini. Obraz został ciepło przyjęty, zdobył m.in. nagrodę na festiwalu filmowym w Wenecji. Ale prawdziwy sukces miał dopiero nadejść.

Słodkie życie

Federico doceniał Masinę nie tylko w roli żony i powierniczki. Dostrzegając jej talent aktorski, obsadził ją w roli Gelsominy w swoim kolejnym obrazie, „La Strada”. Choć członkowie ekipy obawiali się, że Fellini będzie wobec żony zbyt wyrozumiały, co niechybnie zaszkodzi produkcji, szybko okazało się, że byli w błędzie. Reżyser własnoręcznie obciął żonie włosy, czym upodobnił ją do stracha na wróble. Był też głuchy na jej skargi, że kołnierz wytartego wojskowego płaszcza wrzyna się jej w szyję do krwi. Rola była jednak warta poświęceń. To właśnie kreacja Masiny w dużej mierze przyczyniła się do sukcesu filmu. Opowieść o naiwnej, ale dobrej i wrażliwej Gelsominie i brutalu, cyrkowym artyście Zampanò, skradła serca publiczności i krytyków. Film przyniósł Felliniemu pierwszego w karierze Oscara. Federico wiedział, że tak wielki sukces nie byłby możliwy bez znakomitej kreacji stworzonej przez Giuliettę, którą krytyka okrzyknęła Chaplinem w spódnicy. Dlatego następny film – „Noce Cabirii” – nie mógł się bez niej obejść. Historia prostytutki o gołębim sercu, marzącej o prawdziwej miłości, napisana specjalnie dla Giulietty, powtórzyła sukces „La Strady”. Fellini dostał drugiego Oscara, a Masina Złotą Palmę w Cannes za najlepszą rolę kobiecą.

Fellini na planie "Casanovy", 1975 rok (Fot. Santi Visalli, Getty Images)

Pomimo wielkiego sukcesu „Nocy Cabirii” Fellini nie obsadził żony w swoim kolejnym filmie. Być może dlatego, że kręcąc „La dolce vita”, reżyser postawił na zupełnie inną estetykę niż w przypadku wcześniejszych obrazów. „Słodkie życie” nie było bowiem historią o przedmieściach i prowincji, lecz o życiu śmietanki towarzyskiej, bywalców najbardziej luksusowej dzielnicy Rzymu. Ale niewiele brakowało, by dzieło w ogóle nie powstało. Producent Dino De Laurentiis wycofał się z przedsięwzięcia po tym, jak Fellini nie zgodził się, by główną rolę zagrał zaproponowany przez niego Paul Newman. Co gorsza, Fefe – jak reżysera nazywali przyjaciele – uparł się, by zamiast niego wystąpił prawie zupełnie nieznany włoski aktor. W dodatku również jego udział stanął pod znakiem zapytania, gdy Fellini swój wybór uzasadnił następująco: „Potrzebuję do swojego filmu aktora o twarzy pozbawionej osobowości. Takiej jak pańska”. Marcello Mastroianni nie dał się jednak zniechęcić ani temu wątpliwemu komplementowi, ani brakowi klasycznego scenariusza – tych stawiający na iście cyrkową improwizację Fellini szczerze nie znosił. Ostatecznie De Laurentiisa zastąpił Angelo Rizzoli, i film powstał. Ale nie oznaczało to końca kłopotów. Jeszcze zanim „Słodkie życie” na dobre weszło na ekrany, cała włoska prawica podniosła krzyk oburzenia. „L’Osservatore Romano” zaapelował do katolików, by nie szli na ten film, bo oglądając go, wystawiają swoje nieśmiertelne dusze na potępienie. Nawet Roberto Rossellini, niegdysiejszy mentor Felliniego, nazwał obraz „ponurym gównem”. Reżyser i producent mogli więc mieć uzasadnione obawy, że ich przedsięwzięcie zakończy się fiaskiem. W dniu premiery okazało się jednak, że fala krytyki zadziałała jak najlepsza reklama. Kina pękały w szwach.

Fellini na planie Casanovy, 1975 rok (Fot. Santi Visalli, Getty Images)

„Słodkie życie” zostało nagrodzone Złotą Palmą w Cannes i Oscarem za kostiumy. Gorzka satyra na upadek europejskich wartości na stałe zapisała się w historii kina. Scenę, w której Anita Ekberg kąpie się w Fontannie di Trevi, zna chyba każdy kinoman. To właśnie dziełu Felliniego zawdzięczamy też określenie „paparazzi”. Paparazzo to przezwisko filmowego fotografa uganiającego się za celebrytami. I choć Mastroianni wspominał pracę z mistrzem jako bardzo ciężką, a jego jako tyrana, panowie zaprzyjaźnili się i Fellini zaangażował go do kolejnego dzieła – „Osiem i pół”. W filmie reżyser grany przez Mastroianniego cierpi na kryzys twórczy w trakcie pracy nad nową produkcją. Szukając ukojenia, wraca wspomnieniami do najważniejszych momentów swojego życia i wszystkich kobiet, które kochał. Balansujące na granicy rzeczywistości i snu dzieło przyniosło Felliniemu kolejne dwa Oscary – dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego i za kostiumy.

Urodzony kłamca

W „Osiem i pół” można się dopatrzyć wątków autobiograficznych, a grany przez Mastroianniego Guido to swoiste alter ego reżysera. Ale filmem, w którym Fellini mówi o sobie najwięcej, jest bez wątpienia Amarcord” [w rzymskim dialekcie tytuł znaczy „pamiętam” – przyp. aut.]. Poetycki obraz codziennego życia w małym miasteczku na północy Włoch w okresie reżimu faszystowskiego łatwo zaszufladkować jako fabularyzowaną autobiografię. Ale czy na pewno? Fellini lubił puszczać do widzów i krytyki oko, mówiąc, że urodził się kłamcą i nie można mu ufać ani w życiu, ani na ekranie. „Stworzyłem siebie w całości. Dzieciństwo, osobowość, tęsknoty, marzenia i wspomnienia. Wszystko po to, bym mógł im to opowiedzieć” – mówił Fellini. W wywiadach mieszał prawdę z fikcją. Powtarzał opowieści i anegdoty, ale znikały z nich niektóre osoby, zmianie ulegały daty, szczegóły rozmazywały się.

Federico Fellini (fot. East News)

Podobne artykułyFilmy o stolicach mody Danny Vikram Bell Fellini pracował niemal do końca życia. Giuliettę Masinę zaangażował jeszcze do roli w filmie „Giulietta i duchy”. Aktorka gra tam bezdzietną kobietę zdradzaną przez męża. Czyli w dużej mierze siebie, bo Fellini nigdy nie był jej wierny. Ale jego liczne zdrady Masina traktowała z przymrużeniem oka. Wiedziała, że Federico naprawdę kocha tylko ją. Dopóki wracał do niej po nocnych ekscesach, przyjmowała go z otwartymi ramionami. Nazywała go „największym dzieckiem świata”, znosząc wszystko niczym kochająca i wyrozumiała matka. Bo Fellini w głębi duszy pozostał chłopcem żyjącym na granicy marzeń i rzeczywistości. W dodatku chłopcem wybitnie krnąbrnym, za nic mającym obowiązujące normy. Fellini niejednokrotnie wplatał w swe filmy szokujące orgie, do historii przeszedł też pokaz mody kościelnej z jego „Rzymu”.

Federico i Giulietta zostali razem do końca życia. Gdy w 1992 roku reżyser został uhonorowany Oscarem za całokształt twórczości, chciał, by statuetkę odebrała za niego żona. Fellini, który całe życie był hipochondrykiem, w końcu naprawdę poważnie się rozchorował. Nie czuł się na siłach, by lecieć za ocean na wielką galę. Ponoć do zmiany zdania przekonały go słowa taksówkarza: „Fefe, musi pan jechać! Dla Włoch!”. I Fefe pojechał, oczywiście z Giuliettą u boku. Rok po ceremonii para obchodziła 50. rocznicę ślubu. Tuż po uroczystej kolacji Fellini źle się poczuł. Reżyser, który był niepoprawnym hedonistą, a życie nazywał połączeniem magii i makaronu, objadł się tak, że zaszkodził osłabionemu sercu. Już wcześniej miał kilka zawałów, ale tego nie przeżył. Zmarł 31 października 1993 roku. Na pogrzeb wielkiego reżysera przyszło 70 tys. osób. Wcześniej trumnę z ciałem wystawiono w rzymskim miasteczku filmowym Cinecittà, w hali zdjęciowej nr 5, gdzie Fellini przez lata tworzył swoje nieśmiertelne arcydzieła.

Natalia Jeziorek
Proszę czekać..
Zamknij