Znaleziono 0 artykułów
04.07.2023

Filipka w wielkim mieście: Niebinarny żółw Max

04.07.2023
Filipka Rutkowska, „Portret Patrycji”, węgiel na papierze, 2022 

„Mój żółw mógł przemierzać największy na świecie step, zamieniając swoje życie w metaforę przemiany. A ja stałam w miejscu, pomimo że znalazłam się gdzieś indziej”, pisze Filipka Rutkowska w felietonie z cyklu „Filipka w wielkim mieście” o żółwiu Maksie, który dotarł z nią aż do Berlina. 

Znalezienie mieszkania w popularnym mieście nie jest łatwe. A gdy miastem tym jest Berlin, swoją drogą być może najbardziej niebinarne miasto świata, które zespoliło Wschód i Zachód, sprawa jest jeszcze trudniejsza. 

Kiedy wylądowałam w nim na studenckim stypendium, nie spodziewałam się, że w fajnych dzielnicach trzeba przejść przez casting na fajną osobę, żeby móc tam mieszkać. Myślałam, że miasto grzechu będzie czekać z otwartymi ramionami na kogoś, kto zorientował się, że dopiero tam będzie w stanie zrzucić z siebie nieszczelną powłokę heteroseksualnego chłopaka. 

Poszukiwania mieszkania rozpoczęłam zatem w jego najmniej pożądanych rejonach, co przyniosło szybki sukces. W pewnym momencie zorientowałam się, że wynajęłam aż dwa mieszkania. Tak wiarygodnie wypadłam w roli 20-letniego emeryta, który zarzekał się, że prędzej zawali się na niego regał z książkami, niż urządzi w domu jakikolwiek bifor czy after. 

Filipka Rutkowska „Mój pokój w Berlinie”, długopis i flamaster na papierze, 2015 

 

Żółw Max żyje na maksa 

Dwa domy posiadał także ktoś inny, kto równie mocno marzył o ucieczce, i to znacznie dalszej niż do Niemiec. Dla mojego żółwia lądowego, z którym dzielimy ten sam rok urodzenia, dachem nad głową była zarówno jego naturalna skorupa, jak i mieszkanie, w którym przyszło mu wbrew własnej woli spędzać swoje życie. W późnych latach 90., kiedy uzyskanie podstawowych informacji mogło zająć czasem i połowę dnia, a nie jedno kliknięcie, pojawiały się przeróżne teorie, jaka może być płeć mojego towarzysza. Zwierzątku po kolei przyglądali się rozmaici przyjaciele domu, co prowadziło do regularnych korekt jego tożsamości. W czasie, gdy za oceanem Judith Butler formułowała swoją koncepcję performatywności płci, w mojej rodzinie biologiczny determinizm przeżywał swój renesans. Finalnie pomimo ograniczonych kompetencji specjalistów, których wiedza o egzotyce ograniczała się do wyboru wielkoformatowej fototapety nad wersalkę, ustalono, że to samiec. Żółwiowi nadano imię Max, co teraz lubię interpretować jako pochodną hasła „życie na maxxxa”, chociaż w praktyce jego żywot sprowadzał się do ciągłych prób przebicia się przez ścianę pod ową wersalką. 

Filipka Rutkowska „Żółw Maksio”, węgiel na papierze, 2022

Żółw na wakacjach 

Raz w roku monotonne życie Maxa przerywał wyjazd na tzw. wakacje, gdzie ściany z betonu na dwa miesiące zastępował drewniany wychodek na świeżym powietrzu na mazurskiej wsi mojej babci. Max zdawał się lubić ten moment w roku, choć i tak na sam koniec skupiał się i na jednym – podkopywaniu postawionych mu granic. Pewnej nocy wysiłek ten przyniósł wymierny efekt. Kiedy rano chciałam podrzucić mu kilka liści sałaty, okazało się, że wychodek jest pusty. Poszukiwania żółwia trwały długo. Jego skorupa idealnie zlewała się z otoczeniem i nawet wyostrzony wzrok mógł ją łatwo przeoczyć. Kiedy wypłakałam już wszystkie łzy, po trzech dniach po wsi rozeszły się słuchy, że dziewczyna o imieniu Patrycja, która mieszkała na końcu tej samej ulicy, znalazła w swoim ogródku warzywnym żółwia.

 

Filipka Rutkowska „Krajobraz Mazur”, pastel na papierze, 2015 
Filipka Rutkowska „Krajobraz Mazur”, pastel na papierze, 2015 

 Patrycja, oddaj mi mojego żółwia! – krzyczałam przy płocie, ale Patrycja oznajmiła, że żółwie naturalnie mieszkają na Mazurach, więc ten znaleziony u niej nie jest mój. Wróciłam do domu i w encyklopedii „Świat wiedzy” odszukałam hasło „żółw”, gdzie cudownym trafem widniało zdjęcie Maxa. Powróciłam więc do płotu z książką w dłoni i wołam: – Patrycja! Tutaj jest napisane, że żółwie stepowe mieszkają w Azji Środkowo-Wschodniej. Oddaj mi mojego żółwia! A Patrycja nachyliła się do płotu i powiedziała tak: – Żółwie nie uciekają, tylko odchodzą, bo ich ciało jest ich domem. I gdziekolwiek żółw nie pójdzie, jest zawsze u siebie. 

Z amuletem żółwia w trakcie wykonywania performansu. Fundacja Galerii Foksal, Warszawa, 2022

 

Kiedy w Berlinie przez dwa tygodnie byłam zmuszona kursować między jednym i drugim domem, często wstając w jednym i zasypiając w drugim, poczułam, że znalazłam się w pułapce. Pomimo upragnionego wyjazdu z rodzinnego domu byłam nadal zamknięta w Trójkącie Bermudzkim orientacji seksualnej, której już nie chciałam, miasta, którego nie umiałam zgłębić, i dodatkowego mieszkania, którego nie potrzebowałam. Mój żółw w tym czasie mógł bezpowrotnie przemierzać największy na świecie step, zamieniając swoje życie w metaforę przemiany. A ja stałam w miejscu, pomimo że znalazłam się gdzieś indziej. Dotarło do mnie, że idea domu była dla mojego żółwia tym samym, czym dla mnie była idea płci. Z rozmachu chciałam nawet pokusić się o stwierdzenie, że byłybyśmy o wiele bardziej wolne i szczęśliwe, gdyby te pojęcia nigdy nie powstały. Prawda jest inna – wiemy, czym jest wolność, bo odczuliśmy jej niedostatek. 

Filipka Rutkowska (Fot. Karolina Zajączkowska)
Filipka Rutkowska
Proszę czekać..
Zamknij