Znaleziono 0 artykułów
20.12.2020

Fletcher: Moja muzyka jest o mnie

20.12.2020
(Fot. Materiały prasowe)

– Cała ta „celebrycka” otoczka, bycie nieskazitelną, idealną, piękną to jedna wielka ściema. Nie ma żadnego ideału. Jest żywy człowiek, który czasem płacze, leżąc na kanapie, robi zakupy na przecenach, bywa pijany o 2.30 w nocy. Jestem normalna, do cholery. Mam złamane serce, jestem zagubiona, szukam swojego miejsca na świecie, jak każdy – mówi Fletcher w szczerej rozmowie z Vogue.pl

W czasie pandemii Fletcher zamknęła się ze swoją byłą dziewczyną w domu na Florydzie i razem nagrały wyjątkowy minialbum i serię teledysków o rozstaniu z kimś, kogo się wciąż kocha. Projekt „The S(ex) Tapes” w dniu premiery prześcignął na listach przebojów „Folklore” Taylor Swift, artystki, której naśladowaniem nastoletnia Cari Fletcher dorabiała na imprezach dla dzieci. Przed końcem roku wokalistka nie zwalnia tempa. Jej najnowsza piosenka do filmu „Obiecująca. Młoda. Kobieta” wymieniana jest na oscarowych shortlistach.

(Fot. Materiały prasowe)

Zacznę od wyznania – bardzo żałuję, że nie mogłam mieć takiej idolki, kiedy byłam przestraszoną, nastoletnią lesbijką. Cieszę się, że teraz dzieciaki niehetero mają ciebie.

To, co mówisz, wiele dla mnie znaczy. Właściwie to główny powód, dla którego robię to, co robię.

Wiem, w jaki sposób witasz się z przyjaciółmi w czasie pandemii, więc zadam ci właśnie to pytanie – jak się miewa twoje serce?

To chyba moje pytanie roku 2020… Poczekaj chwilę, chyba mam problem z połączeniem?

Nie, wszystko jest w porządku.

Ładna metafora mojego życia w tym momencie – jest niestabilne.
Z moim sercem wszystko gra, przechodzę po prostu przez bardzo dziwny czas. To, co dzieje się na świecie, do tego moja prywatna sytuacja, zerwanie, próba nauczenia się tego, jak kochać samą siebie, jak być niezależną, po prostu czuć się OK – jakoś się trzymam, staram się, jak tylko mogę. To chyba zresztą tyczy się nas wszystkich – staramy się, jak tylko możemy.

Twój pierwotny plan był taki: wydać debiutancki album i resztę roku spędzić w trasie. Wtedy przyszła pandemia i postanowiłaś spędzić czas lockdownu ze swoją eks. Dla fanów ta decyzja okazała się najlepszą z możliwych. Projekt „The S(ex) Tapes” odniósł ogromny sukces. Czy ten rok miał dla ciebie mimo wszystko jakiś sens?

Zdecydowanie. Miałam objechać Stany i Europę, grać na wielkich scenach z Niallem Horanem i Lewisem Capaldim, wydać pierwszy album. Zamiast tego musiałam wywrócić cały mój twórczy plan do góry nogami. Na początku byłam przerażona, wszystko było zupełnie inne, niż planowałam.

Moja była dziewczyna i ja – obie poszłyśmy w różne strony, dałyśmy sobie przestrzeń, powietrze, miejsce na własny rozwój. Wtedy właśnie przyszła pandemia, a ja spytałam, czy nie chciałaby spędzić tego lockdownu ze mną, po prostu pobyć razem. Prowadziłyśmy bardzo ciężkie i pełne emocji rozmowy, kiedy powiedziałam: „Może po prostu przejdźmy przez to wspólnie? Może pokażmy innym, jak taka relacja może wyglądać?”.

W mediach widzę tylko dwa rodzaje relacji: „Jesteśmy razem i jest nam cudownie, życie jest piękne” albo „Nie jesteśmy już razem, nienawidzę cię, spieprzaj stąd”. A gdzie wszystko, co pomiędzy? Gdzie miejsce na „Kocham cię, jesteś wspaniałym człowiekiem, moim człowiekiem, ale czuję, że mam jeszcze mnóstwo rzeczy, które muszę zrobić, skupić się na sobie, nauczyć się, jak żyć ze sobą, poczuć grunt pod nogami”?

Wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny. To był nasz sposób na przejście przez te wszystkie rzeczy, z którymi się borykałyśmy – przekształcenie ich w sztukę.

Była dziewczyna nagrała wszystkie moje teledyski, zrobiłyśmy to same, we dwie – bez ekipy, scenografii, blichtru, makijażu – nic, tylko my i kamera. Sekstaśma to film, na którym jesteśmy uchwyceni w swoim najbardziej bezbronnym, wrażliwym i prawdziwym stanie. Dokładnie w takim wydaniu widziała mnie moja eks. W „The S(ex) Tapes” włożyłyśmy serca i dusze, widać je jak na dłoni. Jestem bardzo dumna z tego projektu, patrzę na niego jak na kapsułę czasu z historią naszego związku w środku.

(Fot. Materiały prasowe)

Jako nastolatka występowałaś jako sobowtórka Taylor Swift. W 2020 „The S(ex) Tapes” w dniu premiery niemal natychmiast przeskoczyło pierwszy numer na liście iTunesa, którym był „Folklore” Taylor Swift. Czy to oznacza, że możesz nazwać siebie gwiazdą pop?

Zawsze myślałam o sobie jak o antygwieździe. Gwiazdy, które były wtedy popularne, zdawały się idealne, nieskazitelne, olśniewające. Brakowało mi w tym kogoś bardziej ludzkiego. Nie było wśród nich queerowej Taylor Swift, nie było queerowej Katy Perry. Nie miałam pojęcia,w jaki sposób ja – ta przestraszona, pogubiona, chaotyczna i bardzo emocjonalna osoba – mogłabym się wpasować w całą tę plejadę. Bo jak się zostaje gwiazdą? Dlatego pomyślałam, że może pora trochę przedefiniować, co to właściwie oznacza „być gwiazdą” – wejść w to, ale zachować prawdziwy, ludzki element, pozwolić zabłysnąć prawdziwej Cari.

Jestem ogromną fanką Taylor Swift, to ona jest jednym z powodów, dla których w ogóle zaczęłam pisać piosenki. To jakieś szaleństwo! Występowałam jako Taylor na imprezach dla dzieci, byłam księżniczkami z Disneya, Hanną Montaną. Mam wrażenie, że zatoczyłam koło. Sama Taylor powiedziała, że uwielbia moje piosenki. Odjęło mi wtedy mowę, pomyślałam: „OK, mamy to, napiszcie to na moim nagrobku, do widzenia, żegnam, pa pa”.

A teraz? Czujesz się jak queerowa Taylor Swift? Wiem, że nie chcesz być określana po prostu jako queerowa piosenkarka, ale to, co robisz, wprowadza queer do mainstreamu. Mamy piosenkarki niehetero – Hayley Kiyoko, Girl in Red, ale nie przypominam sobie żadnej kobiety w mainstreamowym nurcie, która śpiewałaby o związkach i zawodach miłosnych przeżywanych z inną kobietą.

Zawsze będę śpiewać o własnych doświadczeniach i nigdy nie wyrzeknę się swojej społeczności. Jednocześnie bycie niehetero to tylko część mojej opowieści, a nie jej tytuł – to fragment mojej tożsamości, nie całość. Nie jest też tym, co we mnie najciekawsze. Wydaje mi się, że dlatego właśnie uważnie podchodzę do zaimków w muzyce, którą tworzę. Dorastając, miałam problem z wieloma piosenkami – nie umiałam utożsamić się z przekazem, z osobą, która mówi, z tym, do kogo mówi. Chciałam móc zobaczyć w muzyce siebie, poczuć, że wszystko jakoś się u mnie ułoży, że moje doświadczenia są po prostu normalne.

Zależy mi, żeby jak najwięcej osób mogło odnaleźć się w moich piosenkach, poczuć, że są też o nich. Koniec końców nie ma przecież znaczenia, kto ci złamał serce i jakiej jest płci, tylko twoje emocje, przeżycia. Nie ma znaczenia, kim jest ta osoba – chcę, żeby każdy mógł pomyśleć o swoim własnym doświadczeniu. Najcudowniejsze w tym wszystkim jest to, że kiedy tylko piosenka opuszcza studio, przestaje być moja. „The S(ex) Tapes” przestały być tylko moją historią. Oczywiście to moja historia jest wyjściowa, to ja ją stworzyłam, ale dla każdego znaczy coś innego.

(Fot. Materiały prasowe)

W dniach poprzedzających wydanie „The S(ex) Tapes” podzieliłaś się zdjęciami, nagraniami, a nawet screenshotami prywatnych wiadomości wymienianych z twoją byłą, Shannon. Wcześniej, przez cztery lata związku, nie mówiłyście o waszej relacji publicznie. Skąd więc decyzja o opublikowaniu tych rzeczy teraz?

Ogłoszenie rozstania tego samego dnia, którego pierwszy raz oficjalnie potwierdzasz związek – to był niezły rollercoaster. Myślę, że zdecydowałyśmy się na to dla spokoju ducha. To były cztery lata pełne przygód, miłości, rozwoju, wspólnoty i szacunku. Kiedy przytrafia ci się w życiu coś tak wspaniałego… Wydaje mi się, że chciałyśmy to chronić, nie musieć z niczego się spowiadać.

Nawet w pandemii, nawet w tych strasznych czasach, ludzie potrzebują szczerości, żeby poczuć ulgę, oczyścić się z tego, przez co przechodzą – na światową i na prywatną skalę. Poczułam, że to jest to, o czym chcę opowiedzieć, a jednocześnie to, co pozwoli mi i Shannon domknąć rozdział, przepracować to, co się wydarzyło.

Decyzja o szczerości i opowiedzenie o tym, przez co przechodzę, spowodowała, że poczułam się dużo lżej. To trochę jak terapia – wyrzuciłam z siebie to, co trudne, powiedziałam: „Hej, właściwie nie mam pojęcia, co robię, nie wiem, czego chcę od życia, nie wiem, co się dzieje, nie jestem nawet blisko bycia poukładaną”. Cała ta „celebrycka” otoczka, bycie nieskazitelną, idealną, piękną to jedna wielka ściema. Nie ma żadnego ideału. Jest żywy człowiek, ktoś, kto czasem płacze, leżąc na kanapie, robi zakupy w Targecie, bo mają zajebiste przeceny, bywa pijany o 2.30 w nocy. Mieszkam z przyjaciółką z dzieciństwa, jestem normalna, do cholery. Mam złamane serce, jestem zagubiona, szukam swojego miejsca na świecie, jak każdy inny człowiek. Jedyna różnica jest taka, że mam możliwość opowiadania o tym głośno. Jestem za to bardzo wdzięczna.

Czyli wspólna izolacja była terapeutycznym doświadczeniem?

Wspólna izolacja mogła zmienić się w koszmar, na szczęście bardzo się kochamy i nie wyobrażam sobie żadnej innej osoby, z którą mogłabym przejść przez coś takiego, jednocześnie tworząc naszą opowieść. To nasz sposób na przełożenie doświadczeń z ostatnich kilku lat na coś, co da się obejrzeć i posłuchać. Będę pamiętać ten czas do końca życia.

Powiedziałaś kiedyś, że twój styl to TMI – „too much information”, który polega na opisywaniu bardzo prywatnych rzeczy, i że raczej nie napiszesz nic bardziej szczerego od tekstu „touching myself to the photos that you used to send me”. Tymczasem „The S(ex) Tapes” są jeszcze bardziej prywatne. Nie boisz się, że kiedy opowiesz o sobie za dużo, będzie cię łatwiej skrzywdzić?

Nie, nie wydaje mi się, żeby było mnie przez to łatwiej skrzywdzić. Byłoby to łatwiejsze, gdybym udawała, że jestem kimś silnym i pewnym siebie. Sztuczny, nieskazitelny obraz osoby, która wszystko ma pod kontrolą, a pod spodem ból, wrażliwość, trudne emocje? Kiedy coś może przebić ten balon i uderzyć w środek z zaskoczenia – to właśnie wtedy można wyrządzić prawdziwą krzywdę.

Nie zawsze mówię to, co trzeba, nie będę bez skazy. Nie ma pięknej paczuszki z uroczą kokardką, bo nie tak wygląda życie. A ja nie mam zamiaru udawać, że jest inaczej. Jeśli ktoś mnie krytykuje – krytykuje mnie za to, jaka naprawdę jestem. To ja mam kontrolę nad swoim wizerunkiem. Jestem, jaka jestem, i jeśli mnie nie lubisz, to trudno. Ważne, że ja lubię siebie, pracuję nad tym, żeby siebie lubić i ta praca jest częścią mojej drogi – chcę być swoją własną najlepszą przyjaciółką. Jeśli nie masz pod nogami czegoś prawdziwego, to na co upadniesz, kiedy się potkniesz?

Jesteś w stanie śpiewać piosenki, które nie są twoje? Piosenki o cudzych doświadczeniach?

Nigdy nie śpiewam o cudzych doświadczeniach. W pierwszej kolejności jestem twórczynią, tworzę piosenki, opowieści. To zawsze było dla mnie na pierwszym miejscu – chęć opowiedzenia historii.

Lubię pisać dla innych – jestem empatyczna, czuję bardzo mocno. Czasem zdarza mi się wejść do pomieszczenia i czuć w ciele emocje ludzi, którzy tam są. Lubię wskoczyć czasem w inne buty, patrzeć przez czyjeś okulary. Przyjęcie cudzej perspektywy sprawia, że mam w sobie mnóstwo miejsca na współodczuwanie ze światem. Słowem – lubię pisać dla innych, ale sama muszę śpiewać o czymś, czego doświadczyłam, prosto z serca. W końcu to właśnie prawda jest najpiękniejszą rzeczą, którą można w sobie zaakceptować.

Skoro mowa o szczerości i bezbronności – gdzie kończy się Cari, a zaczyna Fletcher? Czy to są dwie różne osoby?

Nadal szukam odpowiedzi na to pytanie. Wydaje mi się, że Fletcher to taka superbohaterka ucieleśniająca wszystko, czego brakowało dorastającej Cari. Jest silna, pewna siebie, ale jednocześnie ma w sobie dużo wrażliwości i szczerości.

Uświadamiam sobie właśnie, że wszystko, co cenię we Fletcher, jest jednocześnie tym, z czego składa się Cari – potrafi się mazgaić, jest delikatna i uczuciowa, chce być kochana, zrozumiana, dostrzeżona. Nie da się porównać do niczego momentu, w którym łapię wzrok osoby z publiczności, gdy śpiewa razem ze mną. Słowa, które kiedyś złożyłam, wracają do mnie, wykrzyczane przez kogoś na koncercie w kraju, w którym wcześniej nie byłam. Na samą myśl chce mi się płakać, to jest niesamowite i po prostu piękne.

Kiedyś wyobrażałam sobie, że Fletcher będzie olśniewającą gwiazdą pop, bo właśnie takie gwiazdy widziałam w dzieciństwie. Teraz, kiedy jestem starsza i mam więcej doświadczeń jako Cari, bardziej rozumiem, że ona i Fletcher to jedna osoba. Granica między nami jest bardzo rozmyta.

Pod filmem pokazującym kulisy powstawania „The S(ex) Tapes” widziałam ostatnio taki komentarz: „Dziękuję za ten film, Fletcher. Młodzi ludzie potrzebują pozytywnych postaci w muzyce. Mam ponad 60 lat i niedawno znalazłam tę muzykę na YouTubie. Fletcher, bądź dalej sobą”.

Jakie to urocze!

To pokazuje, że potrzeba idoli takich jak ty była zawsze. Nie było ich ani wtedy, kiedy dorastała autorka komentarza, ani wtedy, kiedy dorastałyśmy my. Gdybyś mogła napisać list do szesnastoletniej Cari, co byś chciała jej przekazać?

Powiedziałabym jej: „To, co teraz czujesz, co myślisz i przez co przechodzisz – to wszystko jest OK, jest prawdziwe, masz do tego prawo”. Powiedziałabym jej, żeby nie bała się być sobą i żeby zaczęła tworzyć wcześniej, bo jej muzyka wpłynie na tak wiele osób.

Może po prostu pokazałabym jej wiadomości, które codziennie dostaję – wydaje mi się, że one byłyby w stanie przekazać więcej i lepiej niż cokolwiek, co mogłabym napisać. Powiedziałabym jej też, że ją kocham, że kiedyś ona pokocha siebie.

Kiedyś bałam się opowiadać o sprawach, które były dla mnie ważne. Obawiałam się, że przez to ludzie się ode mnie odsuną, albo że po prostu nikogo to nie będzie obchodziło, że to nie będzie miało znaczenia. Okazuje się, że ma znaczenie, że obchodzi to masę osób. To dla mnie nadal nie do pojęcia. 

Mówiłaś, że chcesz skupić się na problemach z niezależnością, że chcesz nauczyć się, jak siebie pokochać. Czy teraz powstaną piosenki właśnie o tym, o miłości do siebie?

Dwa moje dotychczasowe projekty są o innych – pierwszy jest o toksycznym związku, który złamał mi serce i sprawił, że czułam się momentami dość wstrętnie, a najnowszy o świeżej relacji, pięknej historii o uczeniu się i rozwoju.
Teraz przestaję pisać o innych. Chcę się skupić na sobie, na procesie odkrywania, kim jestem. Planuję poświęcić czas na introspekcję, wsłuchanie się w siebie. Spędzam dużo czasu sama, staram się patrzeć na rzeczy inaczej i czuję, że jestem coraz bliżej miejsca, w którym będę mogła opowiedzieć o tej osobie. Zmęczyło mnie pisanie tylko o swoich eks, nie da się śpiewać o tym w nieskończoność. Ludzie już zaczynają mnie szufladkować: „Jesteś tą laską od byłych”.

Jakiś czas temu pisałaś na Twitterze o sile kobiet i akceptowaniu własnej seksualności. Planujesz iść w tym kierunku?

Moja muzyka zawsze odzwierciedla miejsce, w którym jestem – teraz był czas na ogromne emocje, mówienie o tym, przez co przechodzę. Jeśli znajdę się na etapie, w którym będę sama i nie będę chciała opowiadać o doświadczeniach dotyczących seksu, to po prostu tego nie zrobię. Będę szczera.

To, co zawsze będzie ze mną, to siła kobiet, sekspozytywność, odkrywanie siebie. Istnieje ogromna różnica między byciem pewną swojej seksualności a byciem seksualizowaną. Posiadanie kontroli i pewności co do własnej seksualności oznacza, że mogę być seksowna i prezentować swoje ciało tak, jak tylko mam na to ochotę – ty możesz to podziwiać, zauważać, możesz myśleć na ten temat, co chcesz, ale nie masz prawa niczego oczekiwać. To, że ktoś nie boi się seksualności, nie znaczy, że jest przedmiotem. Wbrew temu, co mogą próbować nam wmawiać mężczyźni lub rządy, to kobiety mają władzę nad swoimi ciałami. Zawsze będę o tym mówić – o tym, o mojej orientacji, o byciu queer. Moja muzyka mówi o tym, kim jestem, gdzie jestem i co jest dla mnie ważne. Teraz jestem tu, gdzie „The S(ex) Tapes”. Dokąd dalej pójdzie Fletcher? Zobaczymy. 

Masz jakieś plany na następny rok, czy może planowanie teraz nie ma sensu?

Z planów na 2020 rok żaden nie doszedł do skutku, za to powstała moja najlepsza praca, projekt, z którego jestem najbardziej dumna.
Nie lubię planować, bo to blokuje. Kiedy ktoś pyta w poniedziałek, czy mam ochotę na spotkanie w czwartek, odpowiadam: „Zobaczymy w czwartek”. Chcę być wolna, mieć duży luz, robić to, na co mam ochotę, wtedy, kiedy chcę.
Mam nadzieję, że w 2021 roku wyruszę w końcu w trasę, odwiedzę Polskę. Bardzo bym chciała. Jednak jedyne, co w tej sytuacji wiem na pewno, to że będę tworzyć muzykę. Jaką, w jaki sposób i gdzie – nie mam pojęcia.

Napisałaś piosenkę do filmu „Obiecująca. Młoda. Kobieta.”, który zyskuje coraz większy rozgłos, również wśród członków Akademii Filmowej. Jak się z tym czujesz?

To wyjątkowy i bardzo ważny film. Mam nadzieję, że wywoła większą dyskusję i zdobędzie uznanie, na które w pełni zasługuje. Możliwość napisania „Last Laugh” to dla mnie ogromny zaszczyt. Myślę, że każda kobieta odnajdzie w tym filmie siebie, a każdy mężczyzna po prostu musi go obejrzeć.

Wiktoria Beczek
  1. Kultura
  2. Sztuka
  3. Fletcher: Moja muzyka jest o mnie
Proszę czekać..
Zamknij