Znaleziono 0 artykułów
20.05.2023

Siatkarki Joanna Wołosz i Magdalena Stysiak o drodze na szczyt

20.05.2023
Magdalena Stysiak (Fot. Gabriele Seghizzi / Red Bull Content Pool)

Gdy wchodzą na boisko, liczy się tylko zwycięstwo. Siatkarki Joanna Wołosz i Magdalena Stysiak, zawodniczki najlepszych włoskich klubów i gwiazdy polskiej reprezentacji, opowiadają o swojej drodze na szczyt. 

Joanna Wołosz, urodzona w 1990 roku w Elblągu, na siatkówkę napatrzyła się w domu. Jej starszy o osiem lat brat Maciej grał na pozycji przyjmującego. – Całą rodziną, jeszcze podczas juniorskich rozgrywek, chodziliśmy na jego mecze – wspomina. W szkole też dostrzeżono jej talent do sportu, a ona sama brała udział we wszystkich możliwych zawodach: biegi, skok w dal, koszykówka, piłka ręczna. Kiedy pojawiła się siatkówka, wszystko inne zeszło na dalszy plan. – Totalnie się jej poświęciłam. Po lekcjach wracałam do domu na szybki obiad i biegłam na trening. Na nic więcej nie starczało już czasu ani sił. Oczywiście byłam wkurzona, bo chciałam też spędzać czas z rówieśnikami ze szkoły, a omijały mnie wszystkie zielone szkoły, ale coś za coś – opowiada. 

Jako piętnastolatka wyjechała do Sosnowca do szkoły mistrzostwa sportowego, oddalonej prawie 600 km od domu. Z Gedanią Gdańsk zdobyła mistrzostwo Polski kadetek w 2017 roku, rok później juniorek, w kolejnym awans do mistrzostw świata juniorek. W 2010 została powołana przez trenera reprezentacji Polski seniorek na mistrzostwa świata. Śledzi sukcesy we włoskich klubach Małgorzaty Glinki, Katarzyny Skowrońskiej i Katarzyny Skorupy. – Ta trójka była dla mnie wzorem. Myślałam, że też chciałabym zrobić taką karierę – mówi.

Joanna Wołosz (Fot. Tom Pennington / Begoc / Getty Images)

Życie młodszej od Wołosz o 10 lat Magdaleny Stysiak z Turowa toczyło się podobnym torem. – Pasję do siatkówki zaszczepił we mnie brat, który jako pierwszy zaczął trenować. Tata zawiesił nam w ogrodzie siatkę i tak się zaczęło. Graliśmy na tych samych pozycjach, atakujących, więc rywalizowaliśmy, ale tylko w sporcie. Byłam młodsza, więc nie miałam szans z nim wygrać, choć oczywiście próbowałam. Zawsze była ze mnie taka zadziora – wspomina. Zawsze też była też silna. – W podstawówce, czy to w piłkę nożną, czy ręczną, grałam z chłopakami. Nie wolno mi było z dziewczynami, bo się bały – śmieje się Stysiak, która jako 13-latka wyprowadziła się z domu i zaczęła szkołę mistrzostwa sportowego w Szczyrku. W ekstraklasie zadebiutowała jako 16-latka, dwa lata później na mistrzostwach Europy juniorek w Albanii zdobyła nagrodę dla najlepszej atakującej, a Polki dostały brązowy medal. Jak Wołosz oglądała mecze Glinki, Skowrońskiej i Skorupy, tak Stysiak podziwiała jej grę. I tak jak ona, marzyła o włoskiej lidze, najlepszej w Europie.

Wołosz do Włoch przeniosła się siedem lat temu z Chemika Police. – Spełnienie marzeń, ale i strach, czy dam radę, czy po roku nie wrócę z podkulonym ogonem do polskiej ligi, co byłoby dla mnie chyba największą porażką – mówi. – Gramy z Magdą w klubach z totalnego topu, ale pracowałyśmy i pracujemy na to bardzo ciężko. We włoskich klubach szczególna uwaga poświęcona jest szkoleniu młodych dziewczyn, więc musiałyśmy szybko doskoczyć, udowodnić, co potrafimy – mówi Joanna. – Nikt tu nie dostaje niczego za darmo – przytakuje Magda. 


Cały tekst znajdziecie w pierwszym wydaniu magazynu „Vogue Polska Sport & Wellness”. Do kupienia w salonach prasowych i online z wygodną dostawą do domu.

(Fot. Mateusz Stankiewicz)

 

Katarzyna Rycko
Proszę czekać..
Zamknij